When these butterflies go

22 3 0
                                    

Po ukończeniu studiów bardzo dużo myślałem nad miejscem, w którym chciałem zamieszkać i uwolnić od przybijającej mnie aury Japonii. Oczywiście brałem pod uwagę zdanie Jimina i bardzo brałem do serca każdą uwagę oraz sugestię, jaką mi zadawał. Jego dobro i komfort były dla mnie priorytetem. Był moim oczkiem w głowie, chciałem jego dobra. Widzieć codziennie uśmiech, który umilał mi jego resztę. Codziennie móc wysyłać kojące wiadomości, kiedy się nie widzieliśmy.

Jak się później okazało, obydwaj mieliśmy bardzo zbliżone plany odnośnie tego, jakie miasto, a nawet kraj chcemy zwiedzić.

— Jiminie, jesteś pewien, że powrót do Korei to dobry pomysł? - zapytałem, siadając bliżej chłopaka. Podałem mu do ręki kubek z kakaem i objąłem ramieniem, wtulając w siebie.
— Chyba tak.. Sam już nie wiem. - westchnął, maczając wargi w ciepłym, słodkawym napoju. Pod wpływem smacznego aromatu zamruczał cicho i oparł głowę o moje ramię. Ucałowałem czubek głowy młodszego.
— Hmm.. A co powiesz na Chiny? Nigdy tam nie byłem. - zaproponowałem.
— W sumie czemu nie.. Wiesz, że Joonie i Tae też mieli plany tam polecieć? - uniósł nagle głowę, odwracając przodem do mnie. Usiadł po turecku, chwilowo odkładając kubek na stolik kawowy.
— Naprawdę? Nie miałem pojęcia. - wzruszyłem ramionami.
— To już masz. - uśmiechnął się do mnie.
— Kocham Cię. - wyszeptałem, łapiąc go za dłonie i gwałtownie przyciągając do siebie.

Tym sposobem wylądował na moim torsie.
— Ja Ciebie też kocham hyung. - skradł mi buziaka.
— Hej! To był mój całus, oddawaj! - warknąłem, przybierając groźną minę.
— Chodź i weź go sobie! - zerwał się i uciekł do kuchni, a śmiech wypełniał całe mieszkanie.
— Ty mały.. - zacisnąłem ręce na skraju kanapy i pobiegłem za nim.

Szatyn wskoczył na blat i oparł plecami o ścianę, zaciskając usta w cienką linię, uniemożliwiając przy tym, abym go pocałował.
— Jesteś nieznośny. - syknąłem z westchnięciem, stając między nogami chłopaka.
— A ty ciągle narzekasz. - odpowiedział, kopiąc mnie w pośladek.

Posłałem mu groźne spojrzenie i ukłułem palcem w żebro.
— A-ałć! To bolało! - zgiął się w bok i złapał w tamtym miejscu.
— Wybacz, pozwól, że pocałuję.. - wyraziłem udawaną skruchę i schyliłem, by podwinąć skrawek szarej koszuli w kratę. Musnąłem wargami dźgnięte przeze mnie chwilę wcześniej miejsce, słysząc jedynie delikatny śmiech.
— Już jest dobrze. - zapewnił mnie, a ja powróciłem do poprzedniej pozycji.
— Ale teraz pora, abym odzyskał co mi ukradłeś.. Może nie wszystko się uda, lecz nieistotne.. - przeciągnąłem drobną buzię malarza do siebie, kilkukrotnie całując w nabrzmiałe usteczka.
— Huh? W takim razie co takiego jeszcze bezczelnie ci zabrałem? - zmrużył swoje oczy, krzyżując ręce na piersi.
— Serce.

— Hyung, te walizki są takie ciężkie! P-pomóż mi! - jęknął, sapiąc cicho i znosząc mozolnie bagaże ze schodów.
— Nikt ci nie kazał zabierać połowy mieszkania w czterech walizkach i kilku wielkich pudłach.. Teraz licz się z konsekwencjami. - posłałem mu wredny uśmiech i zszedłem ze swoim arsenałem na sam dół. Widząc jednak jak ten błagalnie na mnie patrzy, uległem z ciężkim sercem, pomagając znieść ostatnie przedmioty na parter. — Taksówka już czeka, jesteś gotowy? - objąłem drobne ciało swoim, całując w skroń.
— Jestem. - pokiwał głową.
— Tae i Namjoon czekają już na nas na lotnisku. Powiedzieli, że jak spóźnimy się nawet pięć minut, nie zaczekają, dlatego lepiej nie ryzykować. - burknąłem i pociągnąłem go za sobą.

Mijając różnych rodzajów billboardy, reklamy i wystawy, zastanawiałem się jak dalej potoczy się moje życie. Jedyne, czego w stu procentach byłem pewien to to, że na pewno będzie w nim miejsce dla Jimina. Nic nigdy nie zastąpi tej najważniejszej pozycji, nieważne co by się zadziało.

Moim oczom niespełna dwadzieścia minut później ukazany został ogromny port lotniczy. Skierowałem wzrok na chłopca siedzącego obok, który wyraźnie rozmyślał w stresie. Położyłem dłoń na jego udzie, subtelnie masując tamto miejsce.
— Nie stresuj się, proszę. Wszystko pójdzie dobrze. Posiedzimy godzinę, zanim się obejrzysz, to wsiądziemy do samolotu i polecimy. Później będziemy na miejscu, obejrzymy nasze nowe, wypasione mieszkanie.. Urządzimy się.. - przytuliłem go do siebie.
— Gdy jesteś obok, nawet lot samolotem nie jest straszny. - posłał mi ciepły uśmiech, odwzajemniając czułość.

Oparłem nasze czoła o siebie, szepcząc pod koniec kilka ciepłych słów.

Wychodząc z małego bufetu, przyspieszyliśmy kroku. Podeszliśmy do przyjaciół z uśmiechami wymalowanymi na ustach. Te Jimina były tylko trochę brudne od sosów, jakie naładował mu sprzedawca.
— Jesteście wreszcie! Ile można czekać. - westchnął niespokojny Namjoon.
— Sorry, to on upatrzył sobie jakiegoś hot doga, a kolejka była strasznie długa. - podrapałem się po karku.
— Mniejsza. Chodźmy już. - machnął ręką, zabierając swoje bagaże.
— Przyślą nam resztę rzeczy, prawda? - zapytał niepewnie, podchodząc do bramek.
— Tak Minnie, o nic się nie martw. - zapewniłem go, idąc przed siebie.
Ten jedynie pokiwał głową i cichutko westchnął.

Czterdzieści minut oczekiwania. Nareszcie wszyscy zajęli miejsca w samolocie. Problem był taki, że każdy niestety siedział gdzie indziej. Miałem świadomość tego, jak Jiminie boi się latać, dlatego też miałem szczere nadzieje, że któryś z pasażerów zgodzi zamienić.

Na całe szczęście jedna z pań zgodziła przesiąść. Dziękując jej po raz ostatni, poklepałem siedzenie obok siebie, na którym chwilę później zasiadł kasztanowo oki.
— Dziękuje. - wtulił się we mnie i zakrył nasze nogi ciepłym, granatowym kocem.
— Twoje samopoczucie jest dla mnie najważniejsze. Postawiłbym na głowie cały pokład, żeby tylko było ci komfortowo. - stwierdziłem zgodnie z prawdą.
— Jesteś niesamowity. - parsknął śmiechem.
— Wiem o tym.
— Do tego skromny. - przewrócił oczami.
— O tym również mam świadomość. - posłałem mu uśmiech.
— Ach, zamknij się. - prychnął i musnął wargami te moje, a ja rzeczywiście już nic nie mówiąc, zamruczałem z radości.

Oddałem czułość, nieco ją przedłużając.
— Musimy się niestety powstrzymać do przylotu. - smutniałem z rezygnacją.
— Damy radę. Po za tym, chyba trzymać za ręce i przytulać jeszcze nam wolno? - uniósł brew.
— Zakładam, że tak. - kiwnąłem głową.

Dwie godziny później ocknąłem się ze snu. Sennymi powiekami odwróciłem twarz w stronę nieustannie śpiącego młodego mężczyzny. Poprawiłem na jego ramionach koc, zakładając kosmyk włosów za ucho. Bezkarnie przyglądałem krągłym policzkom i nieśmiale uchylonym ustom. By nie kusić więcej losu, odwróciłem wzrok i wyjrzałem przez okno. Od teraz wszystko się zmieni, prócz miłości do ciebie.

Doskwiera mi samotność | YoonminOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz