So if you're lonely, no need to show me

26 2 0
                                    

Światło. Rażące i drażniące oraz chęć przymknięcia ponownie oczu była na tyle korzystna, że chętnie z niej skorzystałem. Kompletnie nie wiedziałem co się dzieje. Szum i pisk w uszach muskał moje uszy. Mimowolnie poruszyłem palcami, ale spanikowałem, kiedy zrozumiałem, że nie mogę zacisnąć całej dłoni. Pozwoliłem na tę chwilę sobie odpuścić i dać snu ponieść się, niczym łódź niespokojnym falom.

Wiesz, co najbardziej mnie w tobie denerwuje? - odezwał się nagle, wychylając nos znad gazety z fajką w ustach.

— Jeśli odpowiem, że mnie to nie obchodzi, to i tak będziesz kontynuować, więc daruj sobie te pytania i mów jeśli tak bardzo chcesz, żebym się dowiedział. - westchnąłem, poprawiając się w fotelu i bezczynnie wpatrując w telewizor.

— Jesteś rozpieszczony, arogancki, nie masz manier i za grosz szacunku do starszych. - gwałtownie wstał łapiąc fajkę w dłoń.

Nie odrywając wzroku od ekranu, poprawiłem się na siedzeniu.

Mężczyzna nagle chwycił moją twarz w palce, mocno zaciskając je na moich policzkach. Odważając się spojrzeć mu w oczy, zrobiłem to i przełknąłem ślinę, która zalegała w mojej buzi od jakiegoś czasu. — A do tego ponosisz odpowiedzialność za smierć własnej matki.

I w tym momencie także ja gwałtownie się podniosłem, odpychając zasiwiałego ojca od siebie. — To był pierdolony wypadek! Mówiłem już jak było, to nie moja wina! - wykrzyczałem, a łzy natychmiast uwolniły się spod cienkich, długich rzęs.

— Doprawdy? Twoja siostra mówiła zupełnie co innego.
— Ona kłamie! - wtrąciłem nagle. - Od zawsze mnie nienawidziła, uznawała się za lepszą, była tą 'ulubioną'. Nic dziwnego, że zawsze wierzysz jej, nie dając mi chwili na wytłumaczenie. Tak było i w tym przypadku. - zacisnąłem pięści.
— Ona po prostu bardziej się stara. Jej zależy, a tobie jak widać ani trochę.
— Mi też zależy, ale to ona zawsze była stawiana przez was na pierwszym miejscu. To ją zawsze chwaliliście nawet, jak dostała lepszą ocenę — "Nie przejmuj się, trójka to i tak dobrze, następnym razem pójdzie ci lepiej" - powiedziałem. — A ja co? — "Mogłeś się bardziej postarać Yoongi, twoja siostra ma takie ładne stopnie" — I co z tego, że czasami przyniosłem do domu piątkę, jak i tak w odpowiedzi dostawałem krótkie "Mhm".

Starszy, nic nie odpowiadając, popatrzył się na mnie z gniewem w oczach i odszedł, nigdy już nie wracając. Dzień później dowiedziałem się, że zmarł na zawał serca, gdy opijał z kolegami, jak bardzo niewdzięcznego syna ma. I po raz kolejny wyszło, że smierć rodzica to moja wina.

A ja tylko chciałem być doceniony.

Znów usłyszałem szum, małe piszczenie w uszach. Tym razem do moich oczu nie przedostawało się irytujące jasne migotanie. Żadna jasność do nich nie docierała.

Czy to jest już smierć? Koniec nadszedł?

I jakim zawodem było, gdy okazało się, że po prostu zapadł zmrok. Ślamazarnie uchyliłem powieki, a moim oczom ukazał się sufit. Wyglądał on inaczej niż ten, który wcześniej widywałem na codzień. Przypominał taki z sali szpitalnej. Niedaleko jednak pada jabłko od jabłoni, ponieważ jak się okazało, faktycznie znajdowałem się w szpitalu. Odziany w białą koszulkę i spodnie, leżący na łóżku pod równie białą pościelą. Podnosząc dłoń, ujrzałem na niej wenflon, wbity pod skórę. Nie miałem pojęcia, w jaki sposób się tutaj znalazłem. Z jednej strony z całego serca nienawidziłem osoby, która mnie znalazła i tutaj sprowadziła, a z drugiej dziękowałem jej i miałem ochotę wyściskać. Wiele sprzecznych uczuć spowodowało u mnie zawroty głowy i ponowne zmęczenie, dlatego jak wcześniej miałem problemy z zaśnięciem, tak teraz po upływie niecałych trzech minut znów odpłynąłem.

— Za trzy dni wypiszemy pana ze szpitala. Proszę jednak następnym razem mieć na uwadze to, żeby nie robić sobie takich rzeczy, jakie miał w zwyczaju tamtym razem. Gdyby nie zaniepokojona sąsiadka, zamiast na łóżku szpitalnym, leżałby pan w trumnie, bądź dalej na podłodze. Martwy. - mruknął, nie odrywając wzroku od kartki. Zapisał coś jeszcze w notatniku i podszedł do drzwi. Złapał za klamkę, jednak nie wyszedł. — A i w razie czego, jak jednak będzie pan chciał sobie coś zrobić, to lepiej w jakimś ustronnym miejscu, ludzie i tak w większości przypadków mają ważniejsze rzeczy na głowie, niż zdesperowany samobójca. - odrzekł chłodno i wyszedł.

A ja? Opadłem ciężko na plecy i splotłem dłonie na brzuchu. Popatrzyłem na rękę, na której tak bardzo poprzednim razem wylewałem całą złość. Pokryta bandażami i zszyciami, przenikającymi przez cienki materiał. Nienawidziłem siebie za to co zrobiłem, ale czułem w tamtej chwili, że to jedyne, co przyniesie mi ulgę. Zaraz po którymś z kolei ciosie, nie pamiętałem nic. Później było tylko światło, koszmarny sen i sytuacja przed chwilą, która również zbytnio nie napawała mnie optymizmem. Pewnie widział już wielu takich jak ja. Ale ja nie chciałem się zabić, przynajmniej tak sobie wmawiam.

Nadszedł dzień wypisu. Udając się do recepcji, moim oczom ukazała się świetlica. Podszedłem bliżej uchylonych drzwi, a to, co zobaczyłem, to dzieci bawiące wspólnie razem. Radosne i śmiejące się na okrągło. Były tam też i takie, które smutno patrzyły na te pierwsze z widoczną chęcią dołączenia do zabawy.

Nie chcąc wyjść na jakiegoś dziwaka, czy za kogoś gorszego, podszedłem do małego okienka. Podałem imię, nazwisko i oznajmiłem, iż proszę o wypis. Podpisałem co trzeba, dostałem dokumenty i pożegnałem. Wyszedłem z budynku. Jak to miałem w zwyczaju, nabrałem do nozdrzy świeżego powietrza i ruszyłem przed siebie, mogąc ponownie wrócić do szarego, okropnego mieszkania. Przynajmniej jedzenie mam tam lepsze, niż w szpitalu.

Dwadzieścia minut później byłem na miejscu. Podchodząc do drzwi zauważyłem, że przylepiona jest do nich kartka. Wiadomość od właściciela mieszkania... Wypowiedzenie umowy... Proszę wyprowadzić się w ciągu dwóch tygodni.. Pozdr... - jedyne, co zdołałem przeczytać. Świetnie, ciekawe gdzie i za co znajdę mieszkanie. Ostatnie pieniądze wydałem na jedzenie, papierosy i na opłaty za leczenie w szpitalu. Mogłaś mnie zostawić na tej podłodze starucho.

Wszedłem do środka. Rozejrzałem i... Nic się nie zmieniło, cóż za zaskoczenie. Podążyłem do pokoju, w którym to wszystko się wydarzyło. Moim oczom jednak, zamiast widoku totalnego sajgonu, ukazał porządek. Wszystko starannie poukładane na biurku, śmieci na podłodze brak. To pewnie jej sprawka. Mógłbym podziękować, ale nie mam ochoty.

Usiadłem na tym samym, wygniecionym materacu i sięgnąłem po telefon. Zacząłem przeglądać najtańsze oferty mieszkań, jakie tylko były możliwe. Muszę coś znaleźć, inaczej będzie jeszcze gorzej.

W międzyczasie, kiedy w jednej dłoni trzymałem komórkę, drugą zaparzałem kawę. Zbyt pochłonięty, umknęło mi niedokładne wymierzenie czajnika nad szklanką. Jedna połowa wody rozlała się po blacie, druga skapnęła na podłogę i... Moją stopę.
— Kurwa! - krzyknąłem głośno, upuszczając telefon i złapałem się za pulsujące od bólu palce u nogi. Natychmiast pobiegłem do łazienki, chwytając jeszcze komórkę z ziemi i usiadłem przed prysznicem. Odkręciłem lodowatą wodę, aby następnie włożyć pod nią zaczerwienioną część ciała. Dopiero wyszedłem ze szpitala, a zaraz się okaże, że znowu będę musiał do niego wrócić. Zaśmiałem się z siebie żałośnie w myślach i kilka minut później wytarłem w ręcznik, wracając do parzenia kawy. Tym razem zrobiłem to uważniej.

Zasiadłem na kanapie i spojrzałem w ekran telefonu. Na szczęście tylko trochę zbity. Wraz z piciem kawy, przeszła mi ochota i chęci na przeglądanie totalnie słabych ofert. Odstawiłem wszystko na podłogę i chwyciłem za puszkę dietetycznej coli. W drugą dłoń chwyciłem pilot, włączając pierwszy lepszy serial. Nim się obejrzałem, za oknami zapanował mrok, a ja zasnąłem.

Doskwiera mi samotność | YoonminOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz