Our fingers dancing when they meet

34 3 0
                                    

Dzień konkursu. Jedna część mnie, zatapiała się w goryczy i nieustannym uczuciu stresu, zaś druga; cóż, miała po prostu bardzo olewcze podejście do całej tej sytuacji.

Poprzedniego dnia czułem znacznie większe przytłoczenie spowodowane występem, lecz z biegiem czasu zaczęło ono zanikać.

Spojrzałem w telefon wskazujący na wyświetlaczu godzinę dwunastą. Uznałem zatem, że mogę pozwolić sobie na krótką kąpiel, by być pewnym, że nie będę śmierdzieć papierosami. Nie chciałem bowiem, aby mnie stamtąd wyrzucili zanim jeszcze wejdę na scenę.

Pół godziny orzeźwiającego prysznicu i zanim się obejrzałem, stałem już przed lustrem, poprawiając czarną muszkę na mojej szyi. Poprzedniego dnia zakupiłem jeszcze garnitur, który znalazłem w lumpeksie. Nie stać było mnie na nic lepszego, ale na szczęście wyglądał bardzo porządnie jak na okoliczności w jakich go znalazłem oraz na cenę, za którą go kupiłem.

Przeczesałem grzebieniem włosy w odcieniu wyblakłego blondu i po raz ostatni przejrzałem w lustrze, które umieszczone było na drzwiach szafy.

Cienkie promienie słońca wydobywały się zza zasłoniętych, pomiętych, papierowych rolet, a dzięki temu było można przyuważyć kurz latający w powietrzu w jedną i w drugą stronę. Po podłodze wciąż walała się sterta metalowych puszek po napojach, niedopałki papierosów i opakowania po taniej chińszczyźnie. Mimo tego, że całe pomieszczenie wyglądało jak, lekko mówiąc, melina, nie miałem siły, żeby w końcu się tym zająć.

Ale obiecuję, zrobię to zaraz po konkursie. Może faktycznie przydałyby się tutaj jakieś porządki. I nowy materac.

Chwyciłem za teczkę, do której wrzuciłem na szybko wszystkie potrzebne mi kartki z nutami. Do drugiej ręki zabrałem telefon, dokumenty i klucze od mieszkania. Za dwie minuty mam autobus prowadzący mnie prosto do miejsca, w którym miało odbyć się wydarzenie 'zależące' od moich dalszych losów.

Z całych sił, bez chwili wytchnienia, nie łapiąc tchu, aby złapać choć gram powietrza do płuc, na moje szczęście dokładnie w tym samym momencie, w którym dotarłem na przystanek, przed oczami ukazał się pojazd, na który tak bardzo się spieszyłem. W środku zakupiłem bilet, skasowałem go i ciężko dysząc usiadłem na jednym z wolnych miejsc.

— Adwokat czy korpo? - usłyszałem nieznany mi głos zagłuszony nieco muzyką wydobywającą się ze słuchawek, które aktualnie nosiłem w uszach.
— Szansa na lepsze życie. - odpowiedziałem jedynie i wysiadłem na przystanku docelowym.

Zaciągnąłem się świeżym powietrzem, następnie powoli je wydychając i zdjąłem słuchawki, które schowałem do kieszeni spodni. Poprawiłem w dłoni teczkę i ruszyłem przed siebie.

Konkurs startuje w jednym z uniwersytetów, ale nie tym, do którego ma szansę dostać się zwycięzca.

Był środek tygodnia. Za dwadzieścia minut rozpoczyna się całe wydarzenie. Z każdą minutą niepokój rósł, a ja z całych sił starałem wypierać go z siebie, zajmując głowę czymś zupełnie innym. Wokół mnie stało wielu uczestników. Jedni stali ze skrzypcami, gitarą, fletem, a jeszcze inni na okrągło recytowali napisane przez siebie wiersze.

Ja natomiast siedziałem oparty o ścianę, wpatrując we wszystkich i rozważając opcję czy po prostu stamtąd nie uciec.

Cały budynek zachowany był w starym stylu. Widać było to po wielu charakterystycznych wykończeniach i ozdobach. Sufit gdzieniegdzie pokryty był bujnymi malowidłami. Od małych aniołków, po wielkie mistyczne stworzenia. Co jakiś czas na ścianach pojawiały się dyplomy za wszelakie osiągnięcia. Żałuję, że tak wyszło.

Westchnąłem i powróciłem do miejsca, gdzie oczekiwać miałem na swoją kolej. Zza pewnych drzwi wyszedł nagle drobnej postury mężczyzna. Każdemu z nas rozdał numerki, które będą wywoływane kolejno na scenę. Moim był 39. A wydawało mi się, że uczestników jest znacznie więcej, ponieważ jest to ostatni możliwy do zdobycia.

Numer 24! - usłyszałem, siedząc z zamkniętymi oczami i z głową opartą o zimną ścianę. Głowa powoli zaczynała pulsować od stresu, a oczy robiły ciężkie; Płuca natomiast przybierały postawę, jakby nigdy więcej miały nie mieć dostępu do tlenu.

Niecierpliwie chciałem mieć to już za sobą. Wrócić na ten okropny, twardy materac, zjeść suchy chleb z masłem i zapić to wszystko zimnym mlekiem, następnie położyć spać i obudzić dwa dni później.

Godzinę od ostatniego, na jaki zwróciłem uwagę, wezwania na scenę, do moich uszu dotarł stety, bądź nie, numer, który posiadałem właśnie ja.

Z ciężkim westchnięciem podniosłem się i wszedłem na scenę. Słysząc głośne oklaski ukłoniłem się i... dopiero wtedy naprawdę zestresowałem. Zauważyłem znacznie większy tłum ludzi niż taki, jaki do tej pory bym przypuszczał. Zamiast dwudziestu osób, na sali było conajmniej sto.

Nie chcąc dać po sobie poznać, jak wielka trema mnie dotknęła, zasiadłem przy przygotowanym już dla mojej osoby wcześniej pianinie. Szybko przesunąłem długimi palcami po jego klawiszach i postawiłem kartki w przeznaczonym dla nich miejscu. Po raz ostatni wziąłem głęboki wdech i wydobyłem z instrumentu pierwsze dźwięki.

🎹 ~ Amélie Comptine d'un autre été: l'Après midi - Yann Tiersen

Grałem. Wkładałem w to całe serce. Cały wysiłek. Wszystkie swoje uczucia. Te negatywne oraz te - o dziwo pozytywne. Po raz pierwszy od tak długiego czasu poczułem, że może jednak coś w moim życiu się ułożyć. Czy pianino było tym, co miało właśnie odmienić moje życie? Muzyka, którą kochałem od dziecka, od pierwszego razu kiedy tylko usłyszałem ją w bajce dla dzieci, kiedy po raz pierwszy dotknąłem pianina mogąc zagrać na nim jakiekolwiek dźwięki. Nie liczyło się dla mnie nic innego, jak tylko grać i nie przestawać. Żeby pokazać wszystkim, którzy tkwili w ciszy i skupieniu na tej sali, jak wiele emocji we mnie siedzi, że staram się jak mogę, aby wyjść z sideł nużącej i szarej rzeczywistości, jaką było moje życie.

Doskwiera mi samotność | YoonminOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz