Wanting you more and more

24 2 0
                                    

Następnego dnia za radą kolegi znalazłem się pod drzwiami Jimina. Nie miałem odwagi zapukać, tym bardziej od tak tam wejść. Nie będę jednak bezczynnie stał cały dzień, prędzej odpadną mi nogi.

Wziąłem głęboki wdech. Jedno słabe uderzenie kostkami o drewno, kilka kolejnych pewniejsze i głośniejsze. Po trzech następnych próbach i braku odzewu, cofnąłem się chcąc wrócić do pokoju. Nagle jednak usłyszałem dźwięk otwierania drzwi. Gwałtownie obróciłem, patrząc na załzawionego, bezbronnego chłopca. Szybko podbiegłem, chcąc z nim porozmawiać.

Na moje szczęście byłem zwinniejszy od niego i zanim zamknął się na dobre, wstawiłem tam swoją stopę, uniemożliwiając mu tym samym zamknięcie drzwi.
— Daj mi spokój. - szepnął z chrypką w głosie.
— Chcę z tobą porozmawiać. Proszę.. - przybrałem twarz smutnego psa.
— Ale ja nie chcę. - zmarszczył słabo brwi, próbując zabrać moją stopę.
— Tylko minuta.. I sobie pójdę. - złożyłem ręce w gest modlitewny czekając na cud, że zmięknie.

Patrzył na mnie zranionym wzrokiem, wyraźnie nie przespał ani minuty tej nocy. Wywołało to we mnie jeszcze większe wyrzuty sumienia. Od kiedy ja je mam?

Oczekiwałem na cud, że zmięknie i mnie wpuści. Ogromnie się ucieszyłem, gdy z wielkim odetchnięciem wpuszczony zostałem do środka. Rozejrzałem się. Układ pomieszczeń był dokładnie taki sam, jak mój. Łóżko po prawej stronie od wejścia. Biurko postawione pomiędzy szafą, a średniej wielkości komodą. Ołówki na podłodze wraz z innymi przyborami do rysowania. Sztalugi i płótna leżące na ziemi.

Ułożyłem usta w cienką linię. Chłopiec najwyraźniej nie miał zamiaru tego posprzątać podczas mojego pobytu, dając wyraźnie do zrozumienia co było powodem bałaganu.

Niepewnie spuściłem głowę, przenosząc wzrok na dłonie. Nerwowo obdzierałem kciuki ze skórek, nie przejmując piekącym uczuciem.
— Powiedz, co masz do powiedzenia i sobie idź. Zostało ci trzydzieści sekund. - syknął, świdrując moją osobę wzrokiem.
— Chciałem przeprosić. Szczerze żałuję tego, co zrobiłem. Zdaję sobie sprawę, za kogo mnie w tej chwili zapewne uważasz. Za nie czułego idiotę, bawiącego ludzkimi uczuciami..
— Jakbyś zgadł.
Wzdrygnąłem się i pokręciłem głową. — Po prostu.. - gula w gardle utrudniała mi wypowiedzenie słów, których nigdy nie miałem okazji wydobyć na powierzchnię. — Nie mogłem przestać o tobie myśleć, od kiedy zacząłem cię uczyć. Począwszy byłeś dla mnie irytującym kolesiem. Zawsze jednak taki radosny, starannie wykonywałeś moje polecenia. Nigdy nie miałem znajomych. Boję się okazywać uczucia, ponieważ wiem, że zawsze kogoś ranię. Nie dopuszczam innych do siebie, za każdym razem krzywdzę ludzi. To wszystko przez złe chwile, jakie spotkały mnie w przeszłości. Zostałem wychowany na chłodzie i braku ciepła w domu. Ukształtowały mnie na takiego, jakim jestem teraz. Strach okazania uczuć jest silniejszy, niż próby jego okiełznania. - wziąłem większy oddech, chowając twarz w dłoniach. — Chciałem się wtedy, kiedy no wiesz.. Dowiedzieć co to za uczucie i dlaczego tak siedzisz mi w głowie. - odważając unieść twarz, spojrzałem w ponownie zapełniona łzami oczy.

Wstałem z miejsca, podchodząc bliżej. Z każdym moim krokiem, niższy się cofał, kręcąc głową.
— I dowiedziałeś się..? - zadrżał głosem, zaciskając oczy od nadmiaru łez.

I tutaj pojawia się problem. Nie dowiedziałem. Co jednak mógłbym odpowiedzieć, żeby znowu go nie skrzywdzić. — Czy w ramach przeprosin, chciałbyś może wyjść na jakąś kolację? - zmieniłem temat, próbując uniknąć drażliwej odpowiedzi.
— Odpowiedz.

Nie odpuszczał. Wlepiłem wzrok w ścianę, chowając ręce do kieszeni. Odwaga ponownie ze mnie uleciała. — Nie wiem. - przyznałem szczerze.
— Wynoś się. - powiedział z dziwnym spokojem w głosie, lecz czułem, że to tylko pozory, a całe emocje kryją się w środku, z całych sił próbując nie wydostać na zewnątrz.
— Ale proszę, pozwól mi się dowiedzieć.. - moje oczy przybrały smutny wyraz. Miałem nadzieję, że na ten widok zmięknie.

Staliśmy w ciszy. Długiej ciszy. Czas płynął okropnie wolno, mogłem nawet przysiąc, że został zatrzymany. To tylko złudzenie, ale okropnie realne.

— Minuta minęła. - starł ostatnią łzę w przemoczony rękaw bluzy.

Skinąłem głową nie chcąc przesadzać. Musiałem dać Jiminowi czas, jak radził mi Namjoon.

Stojąc w drzwiach, odwróciłem się jeszcze, żeby coś powiedzieć. — Przemyśl to chociaż. - dodałem, a drzwi zatrzasnęły się przed moim nosem.

Nie odszedłem. Przyłożyłem ucho do drewna. Usłyszałem szmer ciała zsuwającego się w dół. Następnie ciche łkanie i płacz. Tym razem uchwyciłem krople skapujące na dywan, łamiące płótna i ołówki po raz drugi latające po pokoju.

Był wieczór; bezkarnie mogłem stać pod jego drzwiami, wsłuchując we wszystko co robił. Ale więcej nie mogłem. Za bardzo bolały mnie odgłosy cierpienia. Nawet dla takiego zimnego chuja było to za wiele.

Przechadzając po korytarzu, natknąłem się na małą puszkę stojącą przy doniczce z paprocią.

Za oknem duchota i susza, wiatr był na tyle słaby, że nie był w stanie poruszyć nawet najcieńszymi koronami drzew.

Chwyciłem przedmiot w dłoń i przeczytałem treść. Jeśli chcesz komuś za coś podziękować, chwyć za karteczkę obok i napisz co ci leży na sercu. Wiadomość może pozostać anonimowa.

Nie wierzę, że to robię. Złapałem za kawałek papieru i tani chiński długopis z niebieskim tuszem. Zapisałem tam krótkie zdanie, zgiąłem przedmiot w pół i wrzuciłem przez mały otwór do środka.

Od ciepłego łóżka, jeszcze bardziej kusiło mnie pianino. Przechodząc akurat obok, nie pozostało mi nic innego jak wejść do pomieszczenia, w którym się znajdowało.

Mury akademika zamiast chłodnej ciszy, tej nocy ugoszczone przez rozlewające miód w uszach nuty, aż do białego świtu.

Dzięki tobie mam szansę zrozumieć, Jiminie.

Doskwiera mi samotność | YoonminOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz