Kończył się październik, a razem z nim resztki motywacji i chęci uczniów do robienia czegokolwiek. Patroklos siedział na ziemi pod salą od literatury. Przyjechał jak zwykle dużo za wcześnie i miał chwilę, żeby zobaczyć szkołę taką, jakiej nie doświadczał nikt, kto nie pojawiał się w niej przed siódmą trzydzieści. Szeroki korytarz był całkowicie pusty, podłoga (jeszcze czysta) odbijała promienie słońca wpadające przez wiecznie zamknięte okna. W tych smugach światła wirowały drobinki kurzu, przez które, za kilkanaście minut, będzie kichał łysy historyk. Plastikowe kwiatki na szafkach wyglądały jakoś żywiej, mniej żałośnie i odstraszająco. Drzwi do toalety, z jakiegoś powodu znajdujące się idealnie pod kwiatkiem, były na szerokość otwarte - pierwszy i ostatni raz dzisiaj. Tak wcześniej rano szkoła wyglądała na jakieś dużo łaskawsze miejsce. Przez chwilę Patroklos pomyślał nawet, że siedzenie tutaj może być przyjemne. Oparty o szafki, rozglądając się po korytarzu, zobaczył dziewczynę, którą już od dawna mijał, i o której słyszał naprawdę dużo. Z tego co kojarzył miała na imię Helena i była obiektem westchnień całego liceum. Szczególną obsesję na jej punkcie miał Parys - dzieciak dosłownie biegał za nią jak piesek, a ona z litości od czasu do czasu pozwalała mu posiedzieć obok siebie na przerwie. Obiektywnie rzecz biorąc, Helena była piękna. Miała złote włosy (nie tak złote jak Achillesa), piękną delikatną twarz i jasne oczy. Była zgrabna, poruszała się lekko, z kokieterią i gracją. Odyseusz któregoś razu zażartował, że na pewno przeżyłaby II Wojną Światową, bo wygląda jak perfekcyjna aryjka, ale dostał za to po głowie od Penelopy. Teraz szkolna piękność pomachała delikatnie do Patroklosa, a chłopak niezręcznie jej odmachał. Nie miał nic do niej, ale jakoś nie czuł się komfortowo wchodząc w interakcję z nią. Onieśmielała go, sprawiała, że czuł się zagubiony. Zobaczył jak mijała się z Odyseuszem, który akurat wbiegał po schodach. Patroklos nie miał pojęcia dlaczego biegł, ale chwilę później wylądował na podłodze obok niego.
- Cześć - Odyseusz rzucił między nich swoją torbę. Brodacz cały czas był dla Patroklosa zagadką, ale nauczył się jednej rzeczy - Odys nie lubił kontaktu fizycznego, a jedynymi osobami, które mogły go dotykać były Penelopa i Achilles, który wykorzystywał swój przywilej przez niby przypadkowe kopnięcia, szturchanie czy (w ekstremalnych przypadkach) uderzenie o potylicę. Odyseusz czasami mamrotał coś o przemocy w relacjach, ale wszyscy zawsze to ignorowali.
- Hej - chwila ciszy, Patroklos widział jak Odyseusz grzebie w telefonie, chyba komuś odpisywał, po czym spojrzał na niego i wesoło rzucił
- Chodź po kawę Klesiu - chłopak posłusznie wstał, nie chciało mu się reagować na to dziwne zdrobnienie którym od tygodnia zwracał się do niego brodacz. Nawet jeżeli nie do końca podobało mu jego brzmienie, to rosło mu serce za każdym razem, kiedy zdawał sobie sprawę, że ktoś poświęcił czas i wysiłek, aby wymyślić dla niego ksywkę. Kiedy dorasta się w samotności, docenia się każde, nawet najmniejsze zaangażowanie w relację.
Stali przed automatem czekając aż wypływająca z niego kawa napełni papierowy kubeczek. Telefon w dłoni Odyseusza zaczął wibrować, a Patroklos kątem oka dojrzał imię ,,Achilles" na ekranie.
- Jeżeli nie masz mi nic ciekawego do powiedzenia, rozłącz się - Odys powiedział to całkowicie bez emocji. Patroklos nie rozumiał jak działa przyjaźń tej dwójki, ale był pod wrażeniem tego jak świetnie się rozumieli i jak bardzo potrafili być dla siebie przy tym niemili. - Dobra, powiem że się spóźnisz... Nie pytaj mnie o takie rzeczy człowieku... Dobra, bo ja nie mam czasu, cześć!
Znowu zapadła między nimi cisza. Działo się tak prawie zawsze, kiedy przebywali sami. Może właśnie dlatego tak rzadko się to zdarzało. Patroklos nie mógł pozbyć się wrażenia, że Hektor patrzy na niego z góry. Jak na kogoś głupszego, jak na dziecko, do którego trzeba mówić wolniej i głośniej. To, w połączeniu z pewnością siebie i całą onieśmielającą osobowością Odyseusza, sprawiało, że Patroklos może nie unikał go, ale próbował ograniczać ich kontakt, szczególnie sytuację, w której zostaliby sam na sam. Odys byłby głupi, gdyby nie zauważył wycofania i nieśmiałości nowego kolegi. W każdej innej sytuacji mało by go to obchodziło, ale ten chłopak był najnowszym zauroczeniem jego przyjaciela, a to nieco zmieniało sprawę.
- Krępuję cię? - zapytał Odys, kiedy wracali na piętro.
- Nie... To znaczy, może trochę? - popatrzył na niego bardzo niepewnie. Nie miał pojęcia jak zareaguje brodacz, ale w głowie przygotowywał się już na wszystkie najgorsze scenariusze
- Dlaczego? - usiedli właśnie znowu pod salą. Na korytarzu pojawiało się coraz więcej osób. Było za piętnaście ósma.
- Bo... kurde naprawdę się nie domyślasz?
- Domyślam się, ale chcę to usłyszeć od ciebie - uśmiechnął się tak jak tylko on potrafił, uśmiechem będącym mieszaniną pewności siebie, zadowolenia z sytuacji, ale i czegoś zapraszającego do odpowiedzi
- Naprawdę nie wiesz jak działasz na ludzi? Jesteś onieśmielający typie, naprawdę. Jesteś tak pewny siebie i odważny, i... i nie wiem jak się przy tobie zachowywać, bo mam wrażenie, że cały czas traktujesz mnie jak dziecko i...
- Poczekaj, co? - Odyseusz oderwał swoje wargi od papierowego kubka i spojrzał na niego z niezrozumieniem. - Naprawdę masz wrażenie, że nie traktuję cię poważnie? Wybacz stary, ja po prostu już taki jestem. Nikomu nigdy nie przeszkadzało to jak się odzywam i co robię, ale będę pamiętał.
Z jakiegoś powodu Patroklos był pewny, że to ostateczne i wiążące słowa. Wiedział, że brodacz nie jest zbyt wylewny, dlatego ta deklaracja, która w ustach kogokolwiek innego byłaby tak błaha, teraz była jak pakt z diabłem podpisany krwią.
Za pięć ósma na piętro weszła Penelopa, która kiedy tylko zobaczyła Odyseusza przybrała groźną miną i pogroziła mu z już z daleka palcem, na co jej chłopak tylko parsknął śmiechem. Jej botki na obcasie robiły mnóstwo hałasu, który niósł się po już i tak gwarnym korytarzu.
- Cześć dziubasy - uśmiechnęła się, kiedy stanęła między nimi - Gdzie blondi?
- Spóźni się. Nie zrozumiałem dlaczego, ale spóźni się - odpowiedział Odys, którego ręka powędrowała już na talię dziewczyny - Nie żeby to było coś specjalnie nowego - dodał, po czym delikatnie popchnął stojącą z nim dwójkę w stronę drzwi, które właśnie nauczyciel właśnie otworzył.
Minęło może dziesięć minut od rozpoczęcia zajęć. Patroklos siedział z Bryzejdą, która dzielnie pisała w zeszycie, dwa rzędy obok Penelopa kłóciła się szeptem z koleżanką z ławki o jakieś zadanie, a Odyseusz patrzył na nauczyciela i nie wyglądał jakby miał zamiar cokolwiek dzisiaj zanotować. Wtedy właśnie do sali wpadł Achilles. Ubrany w szarą koszulkę, czarne spodnie, z połowicznie rozpiętym plecakiem zarzuconym niedbale na jedno ramię wyglądał jakby ledwo co wstał.
- Przepraszam - rzucił w stronę nauczyciela -nie mogłem się jakoś dzisiaj zebrać
Pedagog tylko pokręcił głową i kazał mu usiąść mrucząc coś o tym, że jeżeli spóźni się jeszcze raz to wyląduje na dywaniku. Achilles ciężko opadł na krzesło obok Odyseusza, który właściwie w ogóle nie zareagował na pojawianie się przyjaciela. Złotowłosy złapał spojrzenie Patroklosa, który zupełnie bezwiednie przypatrywał mu się odkąd ten tylko pojawił się w drzwiach. Uśmiechnął się i puścił mu oczko na co brunet speszył się i szybko wrócił wzrokiem na nauczyciela.
CZYTASZ
YOU. || Patrochilles MODERN AU
Fiksi PenggemarPatroklos i Achilles. Dwie połówki tej samej duszy, które znalazły się w liceum i musiały przetrwać je razem.