II. Zmiany

711 39 16
                                    

Od tamtego zdarzenia minęło kilka miesięcy. Harry z podsłuchiwanych rozmów wujostwa i wykrzyczanych w niego słów wywnioskował jedno.

Był przeklęty.

Musiał być skoro tyle okropnych rzeczy mu się przytrafiało, a przecież był grzeczny i naprawdę starał się być normalny. Najwidoczniej ich to nie obchodziło. Te rzeczy, które wokół niego się działy to było dziwactwo. On inaczej by to nazwał ale dostał kategoryczny zakaz używania i myślenia o tym słowie.

Dowiedział się też kilku rzeczy o rodzicach. Jego tata i mama byli tacy sami jak on, ponoć tata lubił dużo pić i to on doprowadził do wypadku. Miał jeszcze oczy po mamie, a wygląd po ojcu. Oczywiście wujek i ciocia nie omieszkali się dodać wielu przekleństw do tych słów.

Niewiele ale jednak coś bo wcześniej wiedział tylko, że zginęli w wypadku, przez co ma bliznę na czole, swoją drogą dość osobliwą. Chociaż liczył bardzo na to, że pozna ich imiona ale były to słowa zakazane w tym domu.

Tak jak wiele innych rzeczy dla niego. Miał zakaz robienia dziwnych rzeczy, zakaz myślenia o cudacznych rzeczach i zakaz pytań o nienormalne rzeczy w zasadzie to miał udawać, że nie istnieje. Nakazów miał wiele więcej ale ogólnie sprowadzało się to do słuchania i wykonywania wszystkiego co powie wujostwo.

Bardzo chciał wrócić do czasów sprzed wypadku wtedy z porównaniem do teraz miał jak w niebie. Coraz częściej chodził głodny, coraz więcej miał obowiązków i..coraz częściej był karany nawet za rzeczy których nie zrobił.

Wszyscy jakby uwzięli się na niego odnajdując w nim idealną ofiarę do wyżywania. Gdy wokół niego działy się drobne dziwne rzeczy zawsze miał pecha bo w pobliżu była ciotka. Krzyczała wtedy wyzywając go różnymi epitetami, wyparzając mu dłonie nad zlewem.
Nie przejmowała się krzykami i płaczem ani próbami wyrywania. W końcu przestał robić to ostatnie ponieważ i tak był za słaby, a z czasem i sam płacz stracił na sile jakby przyzwyczajał się do bólu.

Wolał jednak to niż wuja, który gdy był świadkiem nienormalnych sytuacji wyciągał pas lub jakiś drewniany kijek i uderzał w dłonie, aż do krwi. Zazwyczaj mag-. To "coś" radziło sobie z leczeniem i nie pozostawały żadne ślady ale zmienił to incydent sprzed miesiąca.

Do tej pory miał blizny gdy po zbiciu najwyraźniej ważnego wazonu, (oczywiście nieumyślnie) najpierw ciocia, a następnie wujek go ukarali. Pamiętał jak siedział związany przy stole, jak opętanie wyrywał się i krzyczał przez ścierkę zdzierając sobie gardło, jak przez łzy wpatrywał się w coraz to bardziej zakrwawioną miazgę, którą były jego dłonie...

Zanim wtedy zemdlał zauważył ich zaniepokojone miny, jakby bali się, że przesadzili. Nie łudził się, że chodzi o niego ale o ślady, które byłoby ciężko wytłumaczyć. Chociaż i z tym sobie poradzili dając mi czarne cienkie rękawiczki każąc mówić, że noszę je przez uczulenie.
Nadal nie wiedział dlaczego najbardziej upodobali sobie akurat te części jego ciała.

W przedszkolu nie było lepiej dzieci podłapały, zapewne od kuzyna nowe wyzwiska i unikały go jak zarazy przez rękawiczki bojąc się złapać od niego chorobę, którą wszyscy sobie wymyślili. Stał się wyrzutkiem. Domyślał się, że to co się dzieje z nim w domu jest nieodpowiednie. Pierwszy raz gdy pani z przedszkola zauważyła ślady na rękach i wzięła go na stronę z pytaniem go o to wpierw próbował kłamać ale nieudolnie. W końcu gdy się przełamał nieśmiało napomknął parę słów o sytuacji w domu.

Gdy to usłyszała zbladła ale po chwili miłym i delikatnym głosem zapewniła, że się tym zajmie. Niestety następnego dnia nieprzychylnie na niego patrzyła. Cokolwiek wujostwo jej powiedziało ona uwierzyła im, nie jemu. Dostał wtedy nauczkę od wuja i od życia. Nauczył się milczeć ponieważ wszyscy i tak uważali go za kłamcę.

Kolejną zmianą był jego schowek, w którym kiedyś nie lubił przebywać. Teraz stał się dla niego ostoją spokoju i jedynym miejscem gdzie mógł odpocząć. W zasadzie nie miał wyboru gdyż często go w niej zamykali bez światła, zasłaniając kratę. Było w nim mniej miejsca niż wcześniej ponieważ tydzień temu powkładali tam niepotrzebne ich zdaniem rzeczy.

Harry'emu było to na rękę bo gdy tam trafiał z powodu kary czytał książki w świetle małej latarki ( póki się nie rozładowała) lub świecek, które znalazł przeszukując szufladki. Może nie były to bajki dla dzieci tylko przeróżne encyklopedie i opasły słownik oraz jakieś poezje ale lubił poznawać nowe słowa i ich używać.

Na przykład słowo "ironia", na które teraz natrafił idealnie pasuje do sytuacji z komórką.
Z pewnością gdy przeczyta całą książkę będzie mógł zabrać się za bardziej poetyckie powieści bo póki co nie rozumiał z nich zbyt wiele.

Zaznaczył miejsce gdzie skończył i odłożył słownik na półkę. Powoli ułożył się na materacu uważając na obolałe mięśnie i zagapił się w sufit rozmyślając.

Zauważył, że ostatnio ciało coraz wolniej się leczy z ran i z tego powodu odczuwał różne skrajne emocje. Fizycznie zaczął przypominać normalnego człowieka jeśli chodzi o szybkość gojenia ran, co oznaczało, że próby uleczenia go z nienormalności przynosiły skutki.
Już o tym samym nie wiedział co myśleć. Z jednej strony gdy zauważą, że pozbyli się tego czegoś może zostawią go we względnym spokoju. Lecz jeśli nie wydłużone uleczanie się oznaczało dłuższy i zwiększony ból oraz mniejsze szanse na bronienie się przed ciosami.

Westchnął ciężko i obrócił się na bok, krzywiąc się z powodu siniaków.
Często cierpiał także jakby duchowo i fizycznie zarazem gdy tłamsił ma..energię w sobie.
Czuł wtedy ściskanie wewnątrz jakby na siłę chował dużą rzecz w małe pudełko, które stopniowo się zmniejszało, a gdy to się działo ta rzecz wyskakiwała i znów musiał ją upychać.
Zgadywał, że pomiędzy tymi stanami następował ten nagły i wielki wybuch dziwactwa jak za pierwszym razem.

Czuł się źle psychicznie z tym wszystkim jakby coś mówiło mu, że nie powinien tego robić. Nie powinien w sobie tłamsić tej mocy. Nie powinien ich się słuchać. Powinien im się postawić. Powinien pokazać im swoje miejsce. Powinien ich ukarać.
- Łatwo ci mówić...czymkolwiek jesteś nie wiesz jak to jest. - Szeptał w takich chwilach do tego cosia.

Z każdym dniem wyczuwał od tego czegoś coraz większą nienawiść i gniew, która przekonywała go, że powinien czuć to samo do tamtych ludzi.
Zupełnie jakby wewnątrz jego żyła odrębna istota.

Wolał tak myśleć niż okazać się większym dziwakiem, który mówi sam do siebie.

Z czasem nauczył zatapiać się w sobie próbując wyczuć ten mały okruch, który podtrzymywał go przy marnym życiu. Ponieważ ta drobina jako jedyna żywiła wobec niego pozytywne uczucia. Wyczuwając od niej w tej chwili wysyłane maleńkimi falami spokój zasnął z delikatnym uśmiechem.

A/N

Ilość słów: 1064

Nie wiem czy to z powodu choroby czy wczorajszej dawki tabletek przeciwbólowych 1x300mg i 2x600mg ale złapała mnie chęć do pisania wieczorem i w nocy ( wenę i pomysły mam, gorzej z nieprzymuszoną chęcią do pisania).
Dlatego wstawiam kolejny rozdział ( ponieważ mam zaczęty trzeci i prawie skończony czwarty rozdział) zamiast czekać tydzień żeby zachęcić was dalszą historią, a także dlatego, że rozdziały są krótkie.

Do osób, które czytają także moje one-shoty; postaram wstawić się rozdział do końca tygodnia ale nie obiecuję.
Czekam niecierpliwie na wasze komentarze dotyczące tej historii!

Obscurus Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz