VIII. Czarodzieje

515 42 21
                                    

– Witaj Harry. Nazywam się Albus Dumbledor. – Powiedział starzec. Gdy weszli do pokoju siedziałem sam na łóżku myśląc, że będzie to kolejny zwykły dzień, ale ich przyjście mówiło samo za siebie. Od razu jak ich zobaczyłem, rozpoznałem tych dwoje z pamiętnika rodzicielki.

Ponadto "ciemny" zareagował dość gwałtownie na staruszka. Zaczynała mnie boleć głowa od tych emocji, które mnie przepełniały, a to, że nie mogłem dać znać po sobie bólu, nie pomagało. Spojrzałem na mężczyznę ubranego w czerń, który cały czas mnie obserwował jakby oceniał mój wygląd.
– Ah, wybacz osoba stojąca koło mnie to–.
– Severus Snape. – Powiedziałem zanim pomyślałem.

Irytacja we mnie rosła ponieważ "ciemny" nie chciał uspokoić się, co skutkowało bólem od ciągłego pilnowania się, by nie dać upustowi emocjom–tudzież nie zmienić się także w czarną chmurę. Na dodatek dwójka ludzi, która przez przyniesione wieści miała odmienić moje dotychczasowe życie albo mnie nienawidziła, albo planowała mnie wykorzystać.

Oczywiście na ich twarzach pojawiło się–w różnym stopniu–zaskoczenie moimi słowami. Jednak po chwili znów przybrali swoje wcześniejsze mimiki twarzy, a siwowłosy brodacz odezwał się.
– Drogi chłopce, skąd o tym wiesz?
– Z pamiętnika Lily Evans.
– Wiesz kim ona była?
– Owszem. – Zdawkowo odpowiedziałem.
– Kobieta o tym imieniu to twoja mama, Harry. – Powiedział mimo mojego potwierdzenia, zupełnie jakby oczekiwał po mnie jakiejś reakcji.
– Wiem.
– Ile dokładnie wiesz o–. – Miałem dość tej bezsensownej wymiany zdań. Ból denerwował, niżby faktycznie sprawiał ból lecz przez umiejscowienie sprawiał, że nie myślałem jasno. Po za tym przeczuwałem, że próbuje dowiedzieć się czy wiem o "tej sprawie" związanej z właścicielką pamiętnika.

– Możemy przejść do sedna sprawy, aby wreszcie wyruszyć w drogę do Hogwartu?
Strasznie boli mnie głowa. – Po ostatnim zdaniu Dumbledore i Snape, zareagowali dość interesująco, ale naprawdę nie miałem sił przetwarzać dlaczego tak zrobili. Chciałem mieć po prostu to wszystko za sobą i w spokoju położyć się do łóżka.

– Masz rację Harry, jednak zanim to nastąpi, muszę wytłumaczyć ci parę rzeczy. – I zaczął mówić o tym kim są, a tym samym kim jestem ja. Opowiedział krótko o wojnie czarodziejów, a raczej jej zakończeniu i o poświęceniu moich rodziców. Mówił o zdradzie i śmierci dwojga przyjaciół Jamesa i Lily, a tym samym o słusznej decyzji jakim było wysłanie mnie do jedynej rodziny, aby dzięki pokrewieństwu krwi, chroniło mnie zaklęcie.

Grobowym głosem oznajmił także o odrodzeniu Voldemorta i o tym co aktualnie dzieje się w świecie czarodziejów.
Słuchałem tych faktów siedząc sztywno, starając się przyswajać ważne informacje i odsiewać je od bzdur.
Nie trudno było, nie zauważyć różnych drobnych insynuacji wplątanych w zdania i badawczych pytań.
Odpowiadałem krótko, tym samym chyba denerwując dyrektora szkoły, który najwidoczniej oczekiwał czegoś innego po mnie.
Przez cały czas naszej "rozmowy" profesor Eliksirów-którym okazał się być Severus Snape-stał w tyle i po za sporadycznymi prychnęciami, nie odzywał się wogóle, tylko z kamienną twarzą obserwował.

Ku memu szczęściu, "ciemny" zaczynał powoli uspokajać się i nie emitował już rządzą krwi. Dzięki czemu mogłem skupić się na pytaniach, do których musiało w końcu dojść. Mianowicie chodziło o zdarzenie z Dursleyami.
Oczywiście wpierw Dumbledore powiadomił mnie o ich śmierci, wyrażając swoje kondolencje, a ja udawałem, że smuci mnie ta wiadomość. Choć nie starałem się przy tym zbytnio.

– Niezmiernie cieszy nas fakt, że tobie udało się przeżyć. Jednakże...nadal nie wiele wiemy na temat tego incydentu. Szczególnie kto za tym stoi...Dlatego, jeśli mógłbyś nam opowiedzieć wszystko co wiesz i widziałeś, niezmiernie, by nam to pomogło. W ten sposób ochronimy także ciebie Harry. – Zdawało mi się, że Dumbledore miał swoje przypuszczenia co do zdarzenia, dlatego, pomijając niewygodną prawdę, opowiedziałem od początku moją historię.

Nie wspomniałem o tym jak byłem traktowany, ponieważ za dużo razy zawiodłem się na dorosłych i zapewne nie uwierzyliby mi, nawet jeśli pokazałbym im blizny na dłoniach. Nie chciałem także być ofiarą w ich oczach, choć przypuszczałem, że póki co był to plus, iż widzieli we mnie tylko biedne, bezradne dziecko.

W końcu gdy przebrnąłem przez "przesłuchanie", a dyrektor po mojej opowieści wyrwał się z zamyślenia, wesoło oznajmił, że czas pożegnać się i ruszyć w drogę. Zeszliśmy do pomieszczenia gdzie znajdowała się reszta domowników.
Oszczędnie żegnałem się, nie widząc powodu do smutku i płaczu. Zresztą oni tak samo jak ja wiedzieli, że mój pobyt tutaj nie potrwa długo, ponieważ uprzedziłem ich o tym. Byliśmy dla siebie nawzajem, kolejnym etapem w życiu i miłym wspomnieniem, do którego będziemy mogli wracać jeśli najdzie nas taka ochota.

Wreszcie wyszliśmy z budynku, by z każdym krokiem coraz bardziej zostawiać w tyle wioskę. Zastanawiałem się właśnie w jaki sposób dostaniemy się do szkoły, gdy niedelikatne zostałem złapany za ramię i przyciągnięty do ciała czarnowłosego.
– Nie waż się puszczać. Chyba, że chcesz wylądować w nieznanym miejscu z rozczepionym ciałem. – Te słowa były jedynym ostrzeżeniem jakie dostałem, zanim poczułem okropne uczucie ssania. Potem było jeszcze gorzej.

***

Po wylądowaniu, gdy zostałem puszczony od razu padłem na kolana wymiotując. Słyszałem za plecami jak Dumbledore upomina drugiego mężczyznę, a ten nieczuło odpowiada. Na szczęście wylądowaliśmy na obrzeżach miasteczka i nikt nie widział mojego chwilowego osłabienia, a po momencie dostałem też buteleczkę z płynem.
Siwowłosy wytłumaczył, że to eliksir, który pomoże mi odzyskać siły. Podejrzanie spojrzałem na ciecz, jednak nie znając substancji wykorzystanych do zrobienia tego eliksiru, nie mogłem w żaden sposób przekonać się czy nie jest to trucizna. Dopiero po wypiciu przekonałem się, że faktycznie poprawiło mi się i zyskałem nowe siły. 

Dumbledore przez cały czas oprowadzania mnie po nowych, magicznych miejscach, tłumaczył i opowiadał ciekawostki o wielu rzeczach z nimi związanymi.

Tam gdzie początkowo–jak mi wyjaśnił po drodze dyrektor szkoły– aportowaliśmy się, leżała mała wioska zwana Hogsmeade.

Następnie był bank Gringotta, który znajdował się na ulicy Pokątnej i zarządzały nim gobliny. Wtedy też dowiedziałem się o sporym majątku jaki pozostawili mi w spadku rodzice.
Później był zakup potrzebnych książek i przedmiotów do poszczególnych zajęć. Mogłem także wybrać zwierzę, jednak nie zrobiłem tego.
Wolałem zaczekać z zakupem zwierzęcia i najpierw skupić się na zdobyciu potrzebnej mi wiedzy o czarodziejskim świecie.
Najciekawsze było wybranie różdżki, a raczej bycie przez nią wybranym. Chociaż mężczyźni byli skonfundowani nikłymi światełkami, wydobywającymi się z różdżek i ledwo ukazującą się magią.

Ucieszyłem się, gdy okazało się, że posiadałem bliźniaczą różdżkę do tej, którą posiadał ten, który zostawił także mi bliznę na skroni. Te fakty, które łączyły mnie z mrocznym czarodziejem, niezmiernie fascynowały mnie. Tak bardzo, że mimo ciągłych spojrzeń i szeptanych–lub nawet głośnych– rozmów ludzi wokół, miałem udany humor. W pewien sposób ich zszokowane miny, rzucane w moją stronę różne słowa i "szeptane" plotki na mój temat były zabawne.

Najbardziej jednak wyczekiwałem chwili, w której znajdę się w Hogwarcie i zacznę nowe życie. Co za szczęście, że został miesiąc do rozpoczęcia roku szkolnego i nikt nie będzie mi przeszkadzał w uczeniu się i w zapoznawaniu się z terenem.
Na samą myśl, odczuwałem tak wielką ekscytację, że nie mogłem powstrzymać szerokiego uśmiechu.

A/N

Ilość słów: 1121

No...udało mi się coś napisać.
Nie wyszło jednak, tak jak chciałam.

Nie wiem też kiedy pojawi się kolejny rozdział. Liczę na waszą cierpliwość. (⁠•⁠ ⁠▽⁠ ⁠•⁠;⁠)

Jak zauważycie jakiś błąd, śmiało mnie powiadomcie!

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jan 08, 2023 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Obscurus Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz