TW SAMOBÓJSTWO
Jeremiah
Westchnąłem głęboko
Ten jeden mały gest wystarczył, aby w mojej piersi skumulował się dźwięczny śmiech, który tak bardzo chciał wyjść na wolność, lecz kajdany samokontroli wyraźnie mu to utrudniały. Okropnie chciałem wyśmiać swoją głupotę, ponieważ przez kanały oddechowe nie dostało się czyste, nieskazitelne powietrze. Nie. Aktualnie moje płuca walczyły z mieszanką nikotyny, alkoholu oraz marihuany, która z każdą sekundą jakby po kolei wypalała moje organy. Najpierw serce, później ociężałe mimo tylu lat mięśnie, następna w kolejce była krtań, przez którą ślina mimo tylu starań nie mogła swobodnie przepływać.
Co najdziwniejsze spalający w tym momencie żywcem ogień nie dotarł do duszy, która tak bardzo błagała o śmierć. Pasowało jej spalenie, zadźganie lub utonięcie cokolwiek co da jej upragnioną wolność, lecz jak twierdziło wielu twórców literackich , nigdy nie będzie mogła ona zaznać tej słodkiej słodyczy, albowiem była obdarzona darem wiecznej egzystencji.
Ja natomiast, codziennie podważałem ustanowione przez Koheleta przed kilkoma laty stwierdzenia. Moja dusza każdego dnia była posypywana piachem bądź wygrzewała się w blasku słońca. Sprawiała, że na mojej twarzy gościł uśmiech, lub po policzkach ciekły słone łzy goryczy, lecz były chwile takie jak teraz gdy sprawiała, iż krew w żyłach pędziła szybciej, a strużka potu zdobiła me czoło.
—Cholera.—mruknął Johny, odkładając impulsywnie karty na stół.—Trzymajmy się sformułowania, że kto nie ma szczęścia w grach , ma szczęście w miłości.
—Nie oszukujmy się, ty nie masz ani w tym, ani w tym.—odburknął Ahren bawiąc się plastikowym krążkiem, który po zderzeniu ze srebrnym sygnetem, znajdującym się na jego palcu serdecznym, wydawał z siebie charakterystyczny dla uszu dźwięk—Jak miała na imię ta kobieta, co ostatnio z tobą zerwała?
—Cathalin.—przypomniałem mu , jednocześnie unosząc wzrok znad kart, aby napawać się widokiem jak blada skóra mężczyzny, przez kotłujące w nim zdenerwowanie, przybiera odcień krwistej czerwieni.—Miała na imię Cathalin.
Uniosłem kącik ust do góry, ponieważ każde nawet najmniejsze zaciśnięcie szczęki porośniętej niemalże czarnym zarostem czy drgnięcie powieki było dla moich oczu niczym najpiękniejszy obraz, jakbym co najmniej wcielił się w krytyka sztuki, zadowalając się schematyczną Mona Lisą, ponieważ spoglądanie na tych przekłamanych ludzi z satyra i pogardą nigdy mi się nie znudzi.
—Pulchne, malinowe usta oraz kasztanowe włosy były jej znakiem rozpoznawczym.—dogryzał Ahren formułując wąskie wargi w zarozumiały uśmiech, który w połączeniu z szalonym błyskiem krążącym wokół źrenic był jak pieprzona zaraza. Nie dało się go nie odwzajemnić.—Łatwo było rozpoznać, kiedy wchodziła do pomieszczenia, ponieważ zawsze pachniała tym przeklętym jaśminem i tuberozą.
—Macie podobny gust.—odparłem pewnym tonem, przywołując w ten sposób rozbiegane spojrzenia wszystkich, którzy mieli odwagę zasiąść przy tym pełnym obłudy stole, cóż za ironia, iż obity suknem mebel widział więcej prawdziwych emocji niż pieprzone ślubne kobierce czy okryte płaszczem żałoby msze pogrzebowe.—Obydwoje lubicie, gdy kobieta odgrywa rolę potulnej, wykreowanej na podobiznę fikcyjnych żon, które cieszyły się popularnością w latach pierdolonego średniowiecza.
—Tak?—ciągnął z zamyśleniem blondyn, jednocześnie drapiąc się nerwowo po perfekcyjnie ułożonych na żel włosach, które przez cały wieczór ani razu nie opadły na jego czoło, przysłaniając by w ten sposób przekrwione białka i bliznę oszpecającą prawą brew. Wyglądał tak nienagannie, że w moim gardle zbierały się mdłości, natomiast pięść samoistnie zaciskała się na widok zakrzywionej rzeczywistości ludzkiego ciała.—Jaki w takim razie jest twój typ?
CZYTASZ
L'omertà
RomanceDusza płakała ze szczęścia,gdyż do jej drzwi wreszcie zapukał ktoś inny niż złość i przebyżydły lament, albowiem było to zauroczenie, które swymi delikatnymi dłońmi chciało podpierać moje ciężkie od złych czynów serce.