TW:SAMOOKALECZNIE
Nathalie
Mój ojciec był wspaniałym artystą.
Mogłabym rzec, iż nietuzinkowym, gdyż nie potrzebował zwykłego, wykonanego z jutowych włókien płótna. Nie. Do tworzenia wspaniałych linii, czy małych nierównych pociągnięć wystarczyła mu moja dusza, która przed laty trafiła w jego ręce jako czysta, nienaganna tekstura. Olivier Herin trzymając ją z lubością w swych ramionach, doszukiwał się w niej mankamentów, lecz nawet one nie przeszkodziły mu w tworzeniu obrazu ociekającego bólem, rozpaczą a nawet agonalnym cierpieniem.
Boże czemu nie podsunąłeś mu pod nos ciemnych jak noc akwareli oraz puszystego pędzla?
Gdybyś tylko to zrobił, może skupiony na swej sztuce blondyn nigdy nie uznałby, iż odpowiednikiem używanych przez Snadra Botticelli bądź Rafaela Santi przyborów mogą być słowa. Słowa, które były wytrzymalsze niż jakikolwiek pigment, wdzierały się do naszej do naszej pamięci na dłużej niż zobaczone w muzeum dzieło sztuki, a co najważniejsze na dobre potrafiły przykryć niedoskonałości, które dzięki temu stawały czymś zapomnianymu.
W ten oto sposób Olivier Herin skutecznie zamalował, odciśniętą w mej duszy , dziecięcą beztroskę, infantylną radość, lekko maznął nawet sentymentalność. Chociaż nigdy nawet mikroskopijna kropla jego wymyślnej farby nie spadła na bezwarunkową miłość, której mimo mojej zawziętości nie odwzajemnił bądź nie potrafił zrozumieć.
Przynajmniej tak to sobie tłumaczyłam, gdyż, zwykle patrzył na nią dezorientacją wymieszaną z pogardą, do której przywykłam, iż zawsze ukazywała się ona niczym cień w jasnobrązowych tęczówkach i szła w parze z danym nastrojem, jaki zdecydował się dzisiaj ubrać. Czasami było to smętne szczęście, bezbarwne znudzenie, lecz były dni takie jak te, gdzie Olivier Herin postanowił założyć na swe szerokie barki płaszcz nienawiści.
—Jesteś dziś wyjątkowo nieobecna—oznajmił ostrym głosem, który bez problemu mógłby użyć do skarcenia za złe zachowanie nie tylko dziecka, lecz także dorosłej osoby, ale mimo wszystko nieco zachrypnięta barwa nie sprawiła, iż mój kręgosłup tonął w przeraźliwych dreszczach.
—Przepraszam—odparłam, lecz skrucha ledwo przepływała mi przez gardło, ponieważ dotychczas nienawidziłam fałszywości, natomiast przez obliczę mojego ojca zamieniałam się w hipokrytkę i bez jakiegokolwiek zawahania karmiłam naiwne persony kłamstwami, jakie chciały usłyszeć, a co najistotniejsze kłamstwami jakie on chciał usłyszeć. Gdyż sprawiały mu radość, a ja chciałam, aby był szczęśliwy.—To przez zmęczenie, ostatnio nie sypiam zbyt dobrze.
Mężczyzna nijak odniósł się do mojego zadośćuczynienia, tylko pokiwał z dezaprobatą głową. Po raz kolejny podczas tej rozmowy ukazał mi w pełnej krasie oznakę swego niemałego rozczarowania, jednakże ja widząc powiększającą się bruzdę między brwiami, chciałam rozdrapać świeże rany wewnątrz suchej dłoni i zobaczyć na własne oczy morze burgundowego płynu. Cóż za ironia, iż zwykła posoka dla nas dwóch miała różne znaczenia, dla Oliviera była oznaką mizerności, lecz dla mnie plastrem na ból psychiczny.
—Wiesz, że to nie jest żadne wytłumaczenie—stwierdził, na co mimowolnie przytaknęłam, ponieważ jak najszybciej chciałam skończyć tę przebrzydłą maskaradę, póki jeszcze miałam resztki samokontroli i mój nos otulała woń przepięknych piwonii, a nie metaliczny swąd.—Strasznie żałośnie się na ciebie ostatnio patrzy Nathalie, za wszelką cenę chcesz być metaforą siły, lecz w moim odczuciu przeobrażasz się w nic nieznaczącą karykaturę beznadziejności.
CZYTASZ
L'omertà
Roman d'amourDusza płakała ze szczęścia,gdyż do jej drzwi wreszcie zapukał ktoś inny niż złość i przebyżydły lament, albowiem było to zauroczenie, które swymi delikatnymi dłońmi chciało podpierać moje ciężkie od złych czynów serce.