4. James

2.4K 83 21
                                    

W moim prywatnym samolocie usiedliśmy naprzeciw siebie, gdy tylko samolot wystartował, wyciągnąłem z teczki dokumenty oraz długopis, i położyłem na stoliku przed kobietą.

- Podpisz to - rzuciłem oschle.

- Co to jest? - Isabella popatrzyła się na mnie z zagubieniem.

- Pakt z diabłem - śmiech wydobył mi się z ust. - Pakt, który zagwarantuje ci zabezpieczenie na przyszłość, gdyby coś poszło nie tak.

Milczała chwilę, aż w końcu znów to ja się odezwałem, by przerwać wnerwiającą ciszę.

- Podpisz, Isa.

- Zabezpieczenie? - moja żona prychnęła. - Co ty pieprzysz?

- Po mojej śmierci wszystko jest twoje, ale chcę, żebyś w razie rozwodu miała coś, o co nie będzie trzeba walczyć. Oczywiście do żadnego rozwodu nie dojdzie, ale to zabezpieczenie, Isabello.

- Można jaśniej?

- Nie. Podpisuj.

- James - nalegała.

Podsunąłem kartkę jeszcze bliżej niej.

- To czterdzieści procent udziałów mojej firmy. International Finance Centre in NYC będzie w większości nadal moje, ale czterdzieści procent to zawsze coś, prawda? - zwilżyłem językiem usta. - Podpisz to i mnie nie wkurwiaj.

Pobladła.

Ja pierdolę, może to jednak zły pomysł?

- Isa - kopnąłem ją.

- Oh, emm - odgarnęła blond włosy z twarzy. - Jeszcze raz... Czy ja się przesłyszałam...?

- Czterdzieści procent jest twoje.

Zakrztusiła się śliną i zakasłała, a gdy doszła już do siebie, patrzyła na mnie z niedowierzaniem.

- Człowieku, co ty pierdolisz?!

- Jeżeli jesteśmy już małżeństwem, to chociaż czerp z tego korzyści, żono - prawy kącik ust powędrował mi ku górze. - Niestety, ale wiążą się z tym też różne zobowiązania, ale załatwię to tak, że nie będziesz musiała składać podpisów i pojawiać się na zebraniach - Cały czas była w lekkim szoku, ale pojawiło się na jej twarzy coś na wzór niezadowolenia, więc dodałem niechętnie, że jeżeli chce, może ze mną jeździć do firmy.

- Mogę? - orzeźwia się.

- Musimy grać kochające małżeństwo, musiałabyś i tak do mnie przychodzić raz na jakiś czas.

- Okej, czyli...

- Po powrocie będzie twój pierwszy raz - uśmiechnąłem się od ucha do ucha arogancko, ukazując szereg białych zębów. - Muszę cię przedstawić.

- Co?! - błogość zniknęła, ponieważ zastapił ją gniew i czerwone policzki. - Nie!

- Tak.

- Nie!

- Tak, nie masz wyjścia.

- Ani mi się śni, James! Nie ma nawet takiej mowy!

- Uważaj, bo ci żyłka pęknie, Solares. Złość piękności szkodzi, Isabello - postukałem palcem w papier. - A teraz podpisz to cholerstwo, bo inaczej każę cię katapultować.

                                          ***

Otworzyłem drzwi penthouse'u i podniosłem żonę, aby przenieść ją przez próg.

- O cholera... - westchnęła.

- Fajnie tu, no nie? - postawiłem Isę na podłodze.

- To... t-to pieprzony pałac! Mieszkanie, ale jednak pałac!

Lover - wersja poprawiona Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz