W moim prywatnym samolocie usiedliśmy naprzeciw siebie, gdy tylko samolot wystartował, wyciągnąłem z teczki dokumenty oraz długopis, i położyłem na stoliku przed kobietą.
- Podpisz to - rzuciłem oschle.
- Co to jest? - Isabella popatrzyła się na mnie z zagubieniem.
- Pakt z diabłem - śmiech wydobył mi się z ust. - Pakt, który zagwarantuje ci zabezpieczenie na przyszłość, gdyby coś poszło nie tak.
Milczała chwilę, aż w końcu znów to ja się odezwałem, by przerwać wnerwiającą ciszę.
- Podpisz, Isa.
- Zabezpieczenie? - moja żona prychnęła. - Co ty pieprzysz?
- Po mojej śmierci wszystko jest twoje, ale chcę, żebyś w razie rozwodu miała coś, o co nie będzie trzeba walczyć. Oczywiście do żadnego rozwodu nie dojdzie, ale to zabezpieczenie, Isabello.
- Można jaśniej?
- Nie. Podpisuj.
- James - nalegała.
Podsunąłem kartkę jeszcze bliżej niej.
- To czterdzieści procent udziałów mojej firmy. International Finance Centre in NYC będzie w większości nadal moje, ale czterdzieści procent to zawsze coś, prawda? - zwilżyłem językiem usta. - Podpisz to i mnie nie wkurwiaj.
Pobladła.
Ja pierdolę, może to jednak zły pomysł?
- Isa - kopnąłem ją.
- Oh, emm - odgarnęła blond włosy z twarzy. - Jeszcze raz... Czy ja się przesłyszałam...?
- Czterdzieści procent jest twoje.
Zakrztusiła się śliną i zakasłała, a gdy doszła już do siebie, patrzyła na mnie z niedowierzaniem.
- Człowieku, co ty pierdolisz?!
- Jeżeli jesteśmy już małżeństwem, to chociaż czerp z tego korzyści, żono - prawy kącik ust powędrował mi ku górze. - Niestety, ale wiążą się z tym też różne zobowiązania, ale załatwię to tak, że nie będziesz musiała składać podpisów i pojawiać się na zebraniach - Cały czas była w lekkim szoku, ale pojawiło się na jej twarzy coś na wzór niezadowolenia, więc dodałem niechętnie, że jeżeli chce, może ze mną jeździć do firmy.
- Mogę? - orzeźwia się.
- Musimy grać kochające małżeństwo, musiałabyś i tak do mnie przychodzić raz na jakiś czas.
- Okej, czyli...
- Po powrocie będzie twój pierwszy raz - uśmiechnąłem się od ucha do ucha arogancko, ukazując szereg białych zębów. - Muszę cię przedstawić.
- Co?! - błogość zniknęła, ponieważ zastapił ją gniew i czerwone policzki. - Nie!
- Tak.
- Nie!
- Tak, nie masz wyjścia.
- Ani mi się śni, James! Nie ma nawet takiej mowy!
- Uważaj, bo ci żyłka pęknie, Solares. Złość piękności szkodzi, Isabello - postukałem palcem w papier. - A teraz podpisz to cholerstwo, bo inaczej każę cię katapultować.
***
Otworzyłem drzwi penthouse'u i podniosłem żonę, aby przenieść ją przez próg.
- O cholera... - westchnęła.
- Fajnie tu, no nie? - postawiłem Isę na podłodze.
- To... t-to pieprzony pałac! Mieszkanie, ale jednak pałac!
CZYTASZ
Lover - wersja poprawiona
RomanceJest to poprawiona wersja mojej pierwszej książki ,,Lover" - pierwotna wersja jest również dostępna na profilu. Zakończona - 19.05.2023