13. James

1.6K 68 5
                                    

- Wejść!

- Dzień dobry, prezesie - Chloe posłała mi ciepły uśmiech i zamknęła za sobą drzwi. - Przyniosłam dokumenty związane z firmą Pana Hayleta.

- Połóż je na stercie tych papierów - wskazałem na dokumenty, które leżały po mojej prawej. - I wyjdź - rozkazałem szorstko.

- Nadal jest pan zły?

- Czy Bryson jest teraz prezesem? Nie, mój ojciec nim, kurwa, nie jest - ściągnąłem okulary i odłożyłem je na duże biurko. - Więc dlaczego wykonujesz jego polecenia? To moja firma, a wszyscy pracujący w International Finance Centre in NYC są moimi ludźmi. Moimi. Rozumiesz?

Cmoknęła kręcąc głową.

- Jest pan spięty - dotknęła moim ramion. - Może mogłabym jakoś pomóc?

Byłem cholernie wkurwiony, a moja żona miała być w domu już za trzy godziny, więc musiałem się jakoś ogarnąć, a Williams wcale mi w tym nie pomagała.

- Nie, nie mogłabyś. Wyjdź z mojego biura, Chloe - zrzuciłem z siebie jej ręce.

- Panie prezesie, nikt się nie dowie - stanęła obok mojego fotela, po czym uklękła.

Jezu Chryste, wypierdalaj.

- Kobieto, co ty wyprawiasz? Wstawaj! - odsunąłem się na krześle i wstałem. - Najpierw przychodzisz na moje i ojca spotkanie, bo podobno chciał cię poznać, a teraz to? Wstawaj i stąd wychodź, teraz! Inaczej wezmę ochronę, a wtedy możesz się pożegnać ze swoją posadą.

Z rękoma położonymi płasko na kolanach zaśmiała się, patrząc na mnie z dołu.

- Teraz, Williams.

Wstała, poprawiając opinającą jej ciało sukienkę.

- Mam wyjść? Napewno?

- Jesteś głucha? Wynocha!

- No dobrze, ale nie mogę wyjść tak bez niczego - zaśmiała się cicho, zbliżając się do mnie jeszcze bardziej.

- Chloe, stój - powiedziałem stanowczo.

Szatynka położyła dłonie na moich policzkach, przejechała językiem po moich wargach i przyssała swoje usta do moich. Jęknęła w momencie, gdy dotarło do moich uszu piknięcie drzwi, a następnie...

Nie...

W drzwiach stanęła moja żona, a za nią Veronica i mój przyjaciel. Cholera, miały wrócić dopiero za kilka godzin.

- Mmm... - zamruczała w moje usta, po czym się odsunęła i wytarła z mojej twarzy szminkę. - Dobrze smakujesz, James - uśmiechnęła się jak prawdziwa suka, odwracając głowę w stronę drzwi. - Pani Solares, jak miło. Właśnie mieliśmy przechodzić do czegoś więcej.

Odepchnąłem ją, ale gdy się zaśmiała, zrobiłem coś, czego myślałem, że w życiu nie zrobię. Uniosłem dłoń i uderzyłem ją mocno w policzek, aż zatrzęsła się na nogach i upadła na dupę. Jęknęła, przykładając dłoń do zaczerwienionego policzka.

Isabella jak i cała reszta, po prostu stała nieruchomo z zawiedzeniem w oczach.

- Wypierdalaj - złapałem ją za przegub i pociągnąłem w górę. - Teraz, Chloe. Wynocha z mojej firmy!

Kobieta zacisnęła tak mocno zęby, że aż zatrzeszczały. Obeszła moje biurko i ruszyła w stronę wyjścia, gdzie stała Isa, Veronica i Zeyden, który patrzył się na mnie tak, jakby chciał wypruć ze mnie flaki.

- Dobrze się pieprzy, chyba zaczynam ci zazdrościć - poklepała moją żonę po ramieniu. - Pilnuj go, aby przypadkiem podczas seksu nie wypowiedział mojego imienia, kochana.

W oczach Isabelli pojawiły się łzy i złość, zacisnęła mocno pięści i zaszlochała, po czym wyszła za nią na korytarz.

- Ty suko! - wrzeszczała na całe gardło. - Ty pierdolona suko! Zapłacisz za to!

Lover - wersja poprawiona Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz