8. James

2.1K 74 9
                                    

Krew buzowała mi w żyłach, czułem ogromną złość i odpowiedzialność. White, pożądny biznesmen, skrzywdził moją żonę, moją Isę.

W drodze do jego pokoju odbezpieczyłem broń, którą miałem zawsze dla bezpieczeństwa. Nie kryłem złości. Do pokoju pierdolonego Jeremiego szedłem z jedną myślą: Zabić skurwiela.

Waliłem w drzwi czekając, aż otworzy. Miałem ochotę coś rozpierdolić, ale musiałem zatrzymać energię na niego - by go zniszczyć.

- Otwieraj, kurwa!

Drzwi do pokoju otworzyły się, a stojący za progiem White trzymał w ręku szklankę z wodą.

- Ooo, witam pana prezesa. Coś się stało? - oblizał usta i uśmiechnął się parszywie.

- Nie, przyszedłem tylko na herbatkę i ploteczki - zrobiłem krok w przód, złapałem go za szyję i przyszpiliłem do ściany, zamykając drzwi kopnięciem.

- J-james, spo-spokojnie - próbował wypowiedzieć te słowa normalnie, gdy go dusiłem i przykładałem lufę do czoła.

- Spokojnie? Przekroczyłeś granicę! Nie chciała twojego dotyku, sukinsynu! - uderzyłem go pistoletem w łeb, puszczając jego szyję, aby uderzył ciałem o podłogę. - Powinieneś ginąc długo, zboczeńcu - wycelowałem w niego broń. - Ale brudna robota to nie moja działka - strzeliłem prosto pomiędzy jego oczy.

Krew rozbryznęła się. Czerwone krople spływały po nieskazitelnej ścianie, a ciemnoczerwona krew rozlewała się po podłodze. Byłem w jednej wielkiej kałuży krwi, byłem mordercą, a przed konsekwencjami mógł mnie ochronić tylko jeden człowiek.

Wyciągnęłam telefon i wybrałem odpowiedni numer, a następnie przyłożyłem telefon do ucha.

- Solares - męski głos rozbrzmiał po drugiej stronie słuchawki. - Jakiś problem?

Nie odrywałem wzroku od czerwonej plamy.

- Christianie, ktoś z twoich ludzi znajduje się aktualnie w Monako? - kopnąłem zwłoki Jeremiego. - Mam... brudny problem.

Licallo zaśmiał się przerażająco, wywołując nieprzyjemny dreszcz i to, że musiałem ciężko przełknąć ślinę.

- Nawet nie mów, że kogoś, kurwa mać, zabiłeś? - śmiał się, ale gdy nie zaprzeczyłem, zaprzestał i odchrząknął. - Oh.

- Jeremy White skrzywdził moją żonę, więc pomogłem mu odejść z tego świata. Problem jest taki, że narobiłem bałaganu i moi ludzie...

- Jeden z moich kapitanów jest w Monako, Jamesie. Podaj mi wszystkie szczegóły i zaraz ktoś przyjdzie, złóż rano powiadomienie na policji o napadzie na żonę, a ja załatwię, aby uznali go za zaginionego.

- To będzie podejrzane, Christianie.

- Zaufaj mi, James. A teraz leć do żony, bo napewno cię potrzebuje.

Tym sposobem zyskałem pierwszego trupa na koncie, pierwsze zgłoszenie o pomoc do mafii i dług.

- Czego chcesz w zamian? - przeczesałam palcami włosy.

Zapadła na moment cisza pełna napięcia, po czym Licallo westchnął.

- Niczego. Po prostu nie dopuść do czegoś takiego więcej, bo osobiście cię wypatroszę, Solares.

***

Po pięciu godzinach na komisariacie, w końcu udało nam się wyjść. Złożyliśmy zeznania i spisano raport, nie byliśmy o nic oskarżeni.

- Jak się czujesz? - trzymaliśmy się za ręce, bo tak czuła się bezpieczniej.

- Lepiej, dziękuję. Jestem tylko zmęczona.

- Za chwilę wrócimy do hotelu i się prześpisz, Isabello.

Na jednym z krzeseł siedziała płacząca kobieta, jej brązowe włosy opadały na twarz, na której widniały zaschnięte łzy. Obok niej siedziała starsza kobieta, która ją pocieszała i obejmowała mówiąc, że wszystko będzie w porządku.

Żona Jeremiego.

Lover - wersja poprawiona Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz