Nie, nie, nie, nie, nie...
Siedziałam na brzegu wanny z testem ciążowym w ręce. Widniały na nim dwie kreski. Dwie. Cholerne. Czerwone. Kreski. Byłam w ciąży.
Jak dobrze, że Jamesa nie było w domu, bo rzuciłam plastikiem o ścianę i krzyknęłam przez łzy. Nie mogłam złapać oddechu, przyłożyłam dłoń do klatki piersiowej i płakałam, nie mogąc przestać wariować.
Zeszłam na podłogę i doczołgałam się do umywalki, na której położyłam wcześniej telefon. Wzięłam go, odblokowałam i weszłam w kontakty, a następnie drżącym palcem kliknęłam w Veronicę.
Piiip...
Piiip...
Piiip...
Odebrała po trzecim sygnale. Słyszałam, jak się śmieje, więc z góry poczułam, że jej przeszkadzam. Jej i jakiś męski śmiech był tak głośny, że przyprawił mnie o ciarki.
- Isabella! Jak po wyjeździe do Europy? Wróciliście wczoraj, prawda?
Zachciało mi się wymiotować, na samą myśl o tym, co mnie tam spotkało. Chciałam jej o tym powiedzieć, powiedzieć swojej najlepszej przyjaciółce, ale jeszcze nie teraz, gdy byłam roztrzęsiona.
- Mu-musisz m-mi po-pomóc - głos mi się trząsł, a na dodatek przez płacz ciężko można było zrozumieć moje słowa. - Nie wiem... c-co robić, Vera.
Słyszałam, jak wzdycha zaniepokojona, a następnie wychodzi z jakiegoś pomieszczenia.
- Isa, co się dzieje? - zamknęła za sobą drzwi. - Mam przyjechać? Tak, za moment będę.
- Masz gościa...
- Ugh, to tylko Zayden, a na dodatek to nic ważnego - prychnęła. - Mów, Isa. Co się dzieje?
- Mówiłam ci, że miesiąc temu się przespaliśmy... - wyszłam z łazienki i usiadłam na łóżku. - Vera, jestem... - stęknęłam. - Kurwa, jestem w ciąży. Ja nie chcę, nie chcę! - krzyknęłam i odłożyłam telefon na bok, włączając głośnomówiący. - Veronico...
Kobieta zamarła. Próbowała coś powiedzieć, ale udało mi się usłyszeć jedynie stęknięcie.
- Vera... Ja nie chcę tego dziecka, rozumiesz?
- Tak, kochanie. Daj mi chwilę, będę jak najszybciej, zgoda? James w domu? - po drugiej stronie rozległ się jakiś szmer.
- Nie, nie chcę, żeby wiedział. Nie mów nikomu, dobrze? Proszę - podciągnęłam nosem. - Proszę... - błagałam. - Nie mów nikomu. Nie mów Zaydenowi.
- Nic nikomu nie powiem, obiecuję. Nie rób tylko niczego głupiego, jasne? Za chwilę będę.
- Nie chcę go. Tego dziecka. Nie, nie, nie - wyrywałam sobie włosy z głowy. - Nie...
- Ciii... wiem, Isa. - Miałam wrażenie, jakby odsunęła na chwilę od siebie telefon, i komuś coś mówiła. - Już jadę. Nie rozłączaj się.
***
- Tak, dziękuję. Do widzenia. - odsunęłam komórkę od ucha, rozłączając się.
Veronica siedziała na łóżku, bawiąc się niespokojnie palcami i stukając butami w podłogę. Usiadłam obok niej, a ona od razu złapała mnie za rękę i ścisnęła. Byłam jej cholernie wdzięczna, że była obok mnie.
Przygryzłam wargę i odruchowo przyłożyłam dłoń do brzucha, lecz natychmiast zrobiło mi się niedobrze, więc cofnęłam dłoń i odchyliłam głowę w tył.
- Jutro o osiemnastej - powiedziałam spokojnie. - Jutro pozbędę się tego cholerstwa. Lekarka powiedziała, że nikt się o tym nie dowie, a ja po prostu łyknę tabletkę i chwilę tam posiedzę - wzruszyłam ramionami.
- Pójść z tobą?
Uśmiechnęłam się lekko.
- Jeżeli masz czas - otworzyłam oczy.
- Oj, Isabello... Nie zostawię cię z tym, jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami. Wezmę wolne w klinice, mama napewno poradzi sobie z kilkoma psami czy kotami.
Przychyliłam delikatnie głowę w bok, uśmiechając się wdzięcznie, a następnie się do niej przytuliłam, potrzebując drugiego człowieka.
- James nie może się dowiedzieć. Rodzice też, a tym bardziej prasa i...
- Kochana, spokojnie. Wiesz, że twoje sekrety są u mnie bezpieczne. Nikomu nic nie pisnę, ani słówka. - zataczała dłonią koła na moich plecach.
- Wiem, przepraszam. Po prostu... - musiałam odetchnąć. - Po prostu jestem roztrzęsiona.
Przyjaciółka przytuliła mnie jeszcze mocniej.
- Jestem z tobą, Isa.
***
Z bólem brzucha szłam przez korytarz do wyjścia, trzymając się Very. Przyjaciółka szła ze mną powoli, mając przewieszone przez ramię dwie torebki - swoją i moją. Byłam wyczerpana i miałam dość. Dzień wcześniej mój świat się zawalił, gdy zauważyłam wynik testu. Od jakiegoś czasu czułam się dziwnie, ale jak zawsze zwalałam to na głodówki.
- Oh, możemy pojechać coś zjeść? - spytałam z grymasem, gdy poczułam ból. - Jestem głodna. - jęknęłam, patrząc pod nogi.
- Ja też, kochanie. Nie jadłem z nerwów od rana.
Jezu.
Z Very ust wypadło ciche przekleństwo, a ja natychmiast podniosłam wzrok, napotykając jego ciemne tęczówki. Poczułam, że miękną mi nogi, i gdyby nie Veronica, napewno bym upadła.
Otworzyłam szeroko oczy i zatrzęsłam się na jego widok. Nie miałam pojęcia, co on tu robi i jak się dowiedział, ale podejrzewałam, że miałam przesrane, dopóki nie zobaczyłam... Kwiatów, które trzymał.
- Isabello... - podszedł, zilustrował mnie wzrokiem, a następnie delikatnie objął, zmuszając Veronicę do odejścia w bok. - To moja wina, przepraszam.
Podkurczyłam palce u stóp.
- Nie, James. Nie tylko twoja, ja...
- Dlaczego nie powiedziałaś? Bałaś się, że będę wściekły? - odsunął się, a następnie podał mi różowe róże.
Założyłam włosy za ucho i odebrałam kwiaty od męża spoglądając na nie, a następnie przysunęłam róże do nozdrzy, aby zaciągnąć się ich zapachem.
- Isa.
Znów na niego spojrzałam, zaciskając usta w wąską linię.
- A nie jesteś zły? Ja... to... - plątał mi się język.
- Nigdy, Isabello. Jedynie jest mi przykro, że nie mogłem być z tobą, gdy cierpiałaś, wiesz? - otarł z mojej skóry łzę. - Ale już dobrze, nie martw się. Jestem przy tobie.
CZYTASZ
Lover - wersja poprawiona
RomanceJest to poprawiona wersja mojej pierwszej książki ,,Lover" - pierwotna wersja jest również dostępna na profilu. Zakończona - 19.05.2023