3. The Night We Met

33 7 8
                                    

Pogoda się pogorszyła i zaczął lać chłodny deszcz, który ochładzał przegrzany organizm Clay'a.

Z jego włosów zaczęły skapywać krople wody, a zaluźna żonobijka przyległa do jego ciała od nadmiaru wody.

Wyciągnął z kieszeni telefon i podgłośnił następną piosenkę - The Night We Met, Lord Huron.

POV CLAY!

Chyba powinienem wspomnieć, jak właściwie doszło do naszego pierwszego spotkania.

Było to 2 lata temu, kiedy George miał 14 lat, a ja 15. W jedną z najpiękniejszych listopadowych nocy.

-
-
-

„NIE!" Przetarłem rękawem, zalaną łzami twarz.

„NIE PYSKUJ!" Walnął pięścią w stół, a ja podskoczyłem ze strachu.

„Mamo...?" Popatrzyłem na moją mamę, która stała w drzwiach i przyglądała się całej sytuacji, jej oczy były zaszklone, a dłonie trzęsły się.

„Z-zrób tak, jak mówi ojciec..." Wyszeptała drżącym głosem.

„SŁYSZYSZ MATKĘ?" Zagroził mi pięścią.

„Ale to moje..." Zacisnąłem mocniej słoik, w którym trzymałem zarobione w wakacje pieniądze.

„JA ICH BARDZIEJ POTRZEBUJE!" Zbliżył się, a ja ze strachu upuściłem słoik, który rozbił się na miliony drobnych części.

„KURWA!" Ojciec złapał się za stopę, w którą wbiło się szkło. „POJEBAŁO CIĘ?"

Moje serce zaczęło mocniej bić, dłonie pocić a nogi trząść. Nigdy w życiu tak bardzo się nie bałem, nawet nie chciałem wiedzieć, jakie będę miał z tego konsekwencje.

„AURELIA! TY KURWO NIE GAP SIĘ TYLKO POMÓŻ!" Wrzasnął wściekły na moją mamę, która bez wachania rzuciła się na podłogę, gdzie było rozbite szkło i zaczęła opatrywać stopę ojca.

„P-przepraszam..." Upadłem na kolana i zacząłem zbierać gołymi dłońmi odłamki szkła.

„Nic się nie stało kochanie." Wyszeptała cichutko mama.

„JAK TO NIC SIĘ NIE STAŁO? WYPIEPRZAJ STĄD CLAY." Wskazał dłonią na drzwi. „JUŻ. ALBO ZBIJĘ CIE GORZEJ, NIŻ OSTATNIM RAZEM."

Popatrzyłem na mamę, która kiwnęła głową na drzwi. Nie chciałem jej zostawiać, bo wiedziałem, że jak ja nie oberwę, to ona.

„Idź skarbie." Uśmiechnęła się, po czym odwróciła twarz i kontynuowała wyciągania szkła ze stopy.

„Przepraszam..." Wybiegłem z domu na pustą ulicę, wzdłuż której zacząłem biec.

Nie wiedziałem w sumie dokąd zmierzam, nie miałem znajomych w okolicy, było około 22:00, sklepy były pozamykane, mógłbym udać się na komisariat, ale na moim zadupiu nie było żadnego, najbliższy znajdował się kilkanaście kilometrów stąd.

Po chwili biegu zdecydowałem, że to nie ma sensu i usiadłem na krawężniku.

Uspokoiłem oddech, wziąłem głęboki wdech i wydech, po czym zacząłem liczyć w głowie, starając się odwrócić uwagę od sytuacji, która właśnie mnie spotkała i od tego, co się zdarzy kiedy wrócę.

Jego SerceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz