//1//

494 19 12
                                    

                            ~Hinata~

  Z błogiego snu wyrwał mnie dźwięk tłuczonego szkła i dziwny zapach.
Wystraszony podskoczyłem na łóżku niczym przestraszony kot. Ledwo przytomny zerwałem się z łóżka i pobiegłem do kuchni zakładając, że stamtąd dochodził dźwięk jak i zapach, ale po wbiegnięciu do kuchni zastała mnie tylko ciemność.

Chwila...
Jest ciemno?
Rzadko kiedy budzę się w nocy, zazwyczaj śpię jak zabity, więc co stało się tym razem?

Odwróciłem głowę w stronę schodów z których niemal spadłem biegnąc do kuchni.

Mimo wręcz przerażającej ciemności udało mi się dostrzec zarys sylwetki która stała na nich, problem w tym że mieszkam tylko z mamą i młodszą siostrą, a nikt z nich nie jest aż tak wysoki, więc kto to jest?

    -Przepraszam, chyba nie bardzo rozumiem, kim pan jest? - zapytałem najspokojniej jak potrafiłem. No bo powiedzmy sobie szczerze, kto by nie dostał zawału widząc w swoim domu, W ŚRODKU NOCY, totalnie obcą postać?

Osoba do której kierowałem swoje słowa ewidentnie nie miała zamiaru odpowiadać, co wręcz zmroziło mi krew w żyłach. Złodziej? A może jakiś seryjny morderca?

Nie mając pewności z kim mam styczność nie chciałem podchodzić zbyt blisko, ale żeby zapalić chociażby światło musiałem to zrobić, więc zmusiłem swoje ciało do powolnego przemieszczania się w stronę włącznika.
I wtedy usłyszałem głos.
JEGO głos.

   - Źle postępujesz, Shōyō. Jak na 17-latka nie pałasz ani odrobiną inteligencji - złodziej, a może i seryjny morderca, okazał się mieć głos Kageyamy Tobio.

Stanąłem w osłupieniu, nie rozumiejąc co się dzieje. Co on robi w środku nocy u mnie w domu? Chciałem się ruszyć, ale Kageyama mnie wyprzedził. W sekundę przeszedł dzielącą nas odległość i stanął naprzeciwko mnie.

   - J-ja nic nie rozumiem... - powiedziałem, a raczej wyjąkałem próbując zrozumieć tą bardzo dziwną sytuację.

Poczułem jak wzrok Kageyamy wypala mi dziurę w głowie. Niepewnie spojrzałem na niego, od razu zauważając, że... że co? Że jest cały we krwi? I to w dodatku nie czyjejś, a własnej? Cięta rana na policzku przynajmniej wskazywała na to, że krew należy do niego.

   - Co do cholery się tu... - nie skończyłem nawet zdania, gdy mój wzrok padł na klatkę piersiową czarnowłosego. Miał dużą dziurę na wylot w miejscu, gdzie każdy człowiek ma serce.
No, prawie każdy, bo on w tej chwili go nie posiadał.

Teraz zrozumiałem. Ten dziwny zapach...tak, to zdecydowanie był zapach śmierci.

Zrobiłem kilka kroków w tył czując jak moje przerażenie osiąga swój szczyt.
Do cholery, jakim cudem on żyje?!
Każdy by leżał w takiej sytuacji 3 metry pod ziemią, ewentualnie po prostu by leżał martwy, ale ON chyba ma obecnie inne plany niezgodne z jakimikolwiek prawami natury.

   - Hinata. Shōyō. - głos, jakim prawie-trup wypowiedział te słowa uderzyły we mnie, jakby ktoś właśnie skopał mnie do nieprzytomności. Poczułem metaliczny smak krwi w ustach. Chciałem odpowiedzieć, ale wtedy stróżka krwi wypłynęła z moich ust.

Niewiele myśląc odepchnąłem Kageyame i zacząłem biec w stronę swojego pokoju, byleby jak najdalej od tej psychicznej sytuacji, której wcale nie rozumiałem.

Wbiegłem do pokoju trzaskając drzwiami i zamykając je na klucz.

   - Tylko spokojnie, oddychaj - wyszeptałem przez zaciśnięte zęby.

Podszedłem do okna.
Otworzyłem je, i w tym samym momencie usłyszałem głośny trzask widząc kątem oka jak drzwi przelatują na drugi koniec pokoju i odbijają się od ściany.

Podniosłem swój przerażony wzrok w stronę, gdzie jeszcze przed chwilą były drzwi. Teraz stał tam Kageyama z uśmiechem, który nie należał do normalnych. Wyglądał jak psychopata.

   - Jesteś marną imitacją człowieka która sądzi, że osiągnie coś w życiu. Przykro mi...chociaż w sumie nie, nie jest mi przykro. Jesteś żałosnym człowiekiem który jedyne co potrafi to gadać i gadać.
Tacy ludzie jak ty nie powinni żyć. Tylko zabierają tlen - wypowiedział te słowa patrząc mi głęboko w oczy z odmalowaną na twarzy pogardą, coraz bardziej zbliżając się do mnie. Strach sparaliżował mnie, nie byłem w stanie nawet ruszyć się z miejsca.

Gdy w końcu stanął kilka centymetrów przede mną złapał mnie lekko za podbródek i wskazał miejsce, gdzie wcześniej było jego serce.
   - To twoja wina. Przez ciebie stałem się tym, czym jestem. Bezdusznym, okrutnym człowiekiem. To TY za to odpowiadasz, Shōyō - znowu usłyszałem z jakim naciskiem wymawia moje imię. Poczułem się jak ptak w klatce, który nie może się uwolnić.

Wtedy poczułem, jak mój rozmówca odwraca mnie do siebie plecami przy okazji wykręcając mi rękę. Nachylił się do mnie mówiąc ciche "Jesteś nikim, a ja zawsze będę czuć do ciebie odrazę, za to co mi zrobiłeś", po czym mnie wypchnął przez okno.

Spadałem w dół czując jak mało dzieli mnie od roztrzaskania sobie głowy o ziemię. W kącikach oczu poczułem napływające łzy, a w oknie mojego pokoju zobaczyłem ostatni raz twarz człowieka, który bez powodu postanowił mnie zabić.

   - Czy to jest mój koniec? - pomyślałem, gdy obraz przed moimi oczami zaczął zamieniać się w wielką, czarną plamę.

***
Hej!
Jest to moja pierwsza styczność z wattpadem i pierwszy raz piszę coś tak długiego. Mam świadomość, że może być tutaj dużo błędów ale jeżeli coś zauważycie, możecie pisać mi w komentarzach, postaram się wszystko poprawić!
Mam także świadomość, że ten rozdział mógł Was nieco przynudzić, ale jest on mi potrzebny do dalszej fabuły, dlatego jeżeli dotarliście do tego momentu to bardzo Wam dziękuję i mam nadzieję, że choć trochę przyjemnie się to czytało!
Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną na dłużej by obserwować dalsze losy bohaterów!

√Ten ostatni raz√Kagehina Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz