//11//

173 10 4
                                    

~Hinata~

Nagle jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki znalazłem się w białym pomieszczeniu.

- Czy to psychiatryk? - pomyślałem, powoli ruszając się z miejsca.

Nie widziałem żadnych ścian, w którąkolwiek stronę bym nie poszedł ciągle witała mnie biel, droga się nie kończyła.

Czyżbym oszalał?

Gdy skręciłem w prawą stronę, zobaczyłem nagle sylwetkę, która opierała się o niewidzialną ścianę. Zdziwiła mnie jedna rzecz. Miał rude, tak samo ułożone włosy jak ja.

Nim zdążyłem podejść bliżej, zobaczyłem że postać wyglądająca jak ja zaczęła iść w moją stronę. Zatrzymaliśmy się obydwoje, gdy dzieliło nas ledwo kilkanaście centymetrów.

Podniosłem wzrok.

Czułem, jakbym patrzał w lustro.

Osoba stojąca przede mną była dosłownie moim odbiciem. Wyglądał tak samo, nawet ubrania miał te same.

O co tu chodzi?

Po długiej chwili odezwał się. Dziwnie było słuchać swojego głosu w taki sposób.

- Nie wiem czy masz świadomość tego, co się z tobą dzieje, ale chciałbym ci wszystko pokazać i wyjaśnić, nim podejmiesz jakąkolwiek decyzję. Pamiętaj tylko, że nie mamy dużo czasu.

Co?

Chyba zauważył moje zdezorientowanie, bo pstryknął palcami, podłoże zniknęło i zaczęliśmy spadać w dół. Z białego pomieszczenia trafiliśmy na korytarz szpitala.
Mój sobowtór stał obok mnie, wskazując na ścianę obok nas.

Wtedy do moich uszu doszedł rozdzierający płacz, a gdy mój wzrok padł we wskazane miejsce, poczułem jak moje serce przyśpiesza.

Kageyama siedział na chłodnej podłodze chowając głowę w rękach i przeraźliwie płacząc.

Obok niego stała reszta drużyny. Sugawarze po policzkach spływały łzy, ale starał się nie wydawać żadnych dźwięków, natomiast cała reszta próbowała utrzymać emocje na wodzy.

Czułem ich ból, ale nie miałem pojęcia czym był spowodowany.

Wtedy osoba stojąca obok mnie chwyciła moją rękę i przeszliśmy przez drzwi obok. Nie otwieraliśmy ich nawet, po prostu jak duchy weszliśmy w nie, znajdując się nagle po ich drugiej stronie.

Zobaczyłem lekarza, kilka pielęgniarek i osobę leżącą na łóżku.

JA na nim leżałem.

Totalnie bez życia.

Mogę patrzeć albo na swoje nieruchome ciało, albo na mojego towarzysza, który zresztą jest mną.

Próbowałem coś zrozumieć, ale miałem tylko coraz większy mętlik w głowie. To co się obecnie dzieje nie jest ani trochę normalne.

- Masz na to wpływ - usłyszałem swój własny głos.
Skierowałem wzrok w stronę tego "drugiego" Hinaty. Spojrzałem na niego pytająco. Westchnął i po chwili zaczął w końcu tłumaczyć.

- Wiem, że cała ta sytuacja jest dość...niecodzienna.

- Serio? Totalnie nie zauważyłem - parsknąłem, chociaż nie miałem powodu do takiego zachowania. No, poniekąd.

- Tak, tak. Nie mam zamiaru się kłócić, w końcu jesteśmy jedną i tą samą osobą. Przechodząc do sedna, masz wpływ na to, czy teraz zakończy się twoje życie, czy postanowisz wrócić. Masz na to określony czas, ale decyzja należy tylko do ciebie. Ja jestem tylko wytworem twojej wyobraźni, ponieważ się zagubiłeś i twoja podświadomość próbuje pomóc ci się z tym uporać.

Niby wszystko zrozumiałem, ale jednak czułem się jakby to był sen, albo co gorzej - jakbym oszalał. Chociaż tak na dobrą sprawę ma to jakiś sens, w końcu myślałem o tym, że nie zasługiwałem na to, by przeżyć.

Dalej słyszałem płacz dobiegający z korytarza. Nie chciałem nawet wiedzieć co teraz musi czuć Kageyama.

- I to jest dobry powód dla którego powinieneś wybrać życie.

- Powód?

- Powodem jest cała twoja drużyna i rodzina, ale przede wszystkim Kageyama, który właśnie zalewa się łzami. Uratował cię, i jeżeli dowie się że to tak naprawdę nic nie dało, tylko opóźniło twoją śmierć, załamie się na dobre.

Te słowa uderzyły we mnie niczym piorun. To fakt, nie wziąłem pod uwagę tego, jak może to odebrać Tobio. Zacząłem się karcić za swoją hipokryzję.

Chodziłem po sali ciągle rozmyślając nad tym co powinienem zrobić. Lekarze dalej walczyli o moje życie i miałem świadomość, że czas mi się kończy. A skończy się on w momencie, gdy lekarze uznają zgon.

- Kochasz go, prawda? - zapytał mój sobowtór patrząc w ścianę, jakby widział co jest po drugiej stronie.

Nie musiałem odpowiadać, odpowiedź była logiczna. Nie chciałem się do tego przyznać, ale faktycznie, kochałem go. Kochałem go tak bardzo, że się tego wypierałem, bo przecież jesteśmy facetami.
Chociaż, czy ma to jakieś znaczenie? Miłość to miłość.
Lekko się uśmiechnąłem, spoglądając na swoje nieruchome ciało leżące na łóżku szpitalnym.

- Chce wrócić - wyszeptałem.

Nie musiałem nawet pytać co mam zrobić, bym wrócił. Wystarczyło połączyć się z ciałem.
Rozejrzałem sie po sali, ale mojego towarzysza już tu nie było.
I właśnie w tym momencie zorientowałem się, że lekarze przestali cokolwiek robić.

Z prawej strony usłyszałem głośne trzaśnięcie drzwiami. Gdy zwróciłem tam swój wzrok, zobaczyłem Kageyame. Stał jak wbity w ziemię, po jego policzkach ciekły łzy. Z jego ust raz po raz wydobywało się słowo "nie".

Nie, nie, nie.

To jedno słowo wbiło mi się do umysłu, nasilało się. Bałem się że już za późno, ale jednak podszedłem do łóżka i położyłem się, czekając na ostateczną decyzję losu.
Zanim ogarnęła mnie ciemność, myślałem tylko o jednej rzeczy.

Czy tym razem dostanę tą ostatnią szansę, by naprawić swoje błędy?

***

Hejka kochani!
Tak, wiem. Długo zwlekałam z tym rozdziałem, ale byłam zajęta szkołą i innymi pierdołami, przez co ciągle odkładałam napisanie tego rozdziału, ale mam nadzieję, że teraz jest to mój powrót, by zakończyć to opowiadanie.
To tyle z mojej strony, jeżeli ktoś to dalej czyta to życzę Wam miłego dnia/nocy i dziękuję za cierpliwość!

√Ten ostatni raz√Kagehina Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz