3. Z ludźmi się rozmawia

17 0 0
                                    

Następny dzień, pomimo ciążącego nade mną widma szlabanu, mogłam zaliczyć do wyjątkowo udanych.

Rano śniadanie zjadłam w towarzystwie Ślizgonów. Rossier z czułością podawał mojej kotce najlepsze kąski prosto ze stołu, za co ta mruczała mu wdzięcznie do ucha i zezowała na niego wielkimi oczami z miłością, tak jak tylko nakarmiony kot potrafi. Cyzia flirtowała z Malfoy'em, a ja tłumaczyłam Belli jak sporządzić eliksir słodkiego snu. W czasie lekcji zarobiłam kilka punktów dla Hufflepuff'u, z czego byłam bardzo dumna.

Na obiedzie, który spędziłam z Xenophilius'em Lovegood'em dyskutując o gnomach ogrodowych, kotach i buchorożcach, Douglas oświadczył mi, że dzisiaj latać nie będziemy, bo dogadał się z Potter'em i jutro będziemy mieli dwie godziny, więc nie musiałam się martwić, że zaprzepaszczę trening.

Potem na Opiece nad magicznymi stworzeniami Profesor Kettleburn pokazywał nam pegazy. Byłam pod olbrzymim wrażeniem magicznych koniowatych. W zaprezentowanym nam stadzie znajdowały się trzy aetonany i jeden abraksan. W czasie wakacji miałam sporo do czynienia z końmi, ale nawet największy z koni w naszej stajni nijak się miał do abraksana. Potężny zwierz miał przynajmniej trzy metry w kłębie. Aetonany były od niego mniejsze i smuklejsze, ale dalej robiły wrażenie i zdecydowanie były większe od zwykłych koni.

Kettleburn docenił moją aktywność na lekcji dwudziestoma punktami, bowiem jako pierwsza i chyba jedyna odważyłam się wejść na padok tych przerośniętych koniowatych i przywitać się z nimi. Ostatecznie okazało się, że poza skrzydłami i rozmiarem od koni niewiele się różnią. Były tak samo łakome na smaczki (które wcześniej dostałam od nauczyciela) i tak samo ostrożne wobec obcego. Nie powiem też, że nie zestresowałam się lekko gdy trzy metrowy ogier zaszedł mnie od tyłu i zaczął obwąchiwać mi kieszenie w poszukiwaniu smaczków, ale szybko okazało się, że to bardzo łagodny i ostrożny olbrzym.

No i po mojej ulubionej lekcji nadeszła godzina mojego ostatecznego upadku. Nadeszła godzina mojego nieszczęsnego szlabanu. Sama byłam sobie winna i niechętnie musiałam przyznać, że kara była skuteczna, ponieważ postanowiłam następnym razem lepiej pilnować czasu.
W drodze do gabinetu McGonnagal, wpadłam na mojego towarzysza wczorajszej zbrodni tuż przy wejściu do Wielkiej Sali.

- Nie mogę Rogasiu, mam szlaban u McSztywnej - Sirius zagryzł wargę.

- Łapa jest do cholery trzeci dzień szkoły!! - fuknął wściekły Potter.

- Mówiłem Ci, że złapała nas wczoraj z Colliną - odwarknął niezadowolony Black.

- Na gacie Merlina, akurat dzisiaj mamy dwie godziny - James zaklął siarczyście.

- Hej chłopaki - przywitałam się z nimi, uznając, że to odpowiedni moment bo obaj akurat zamilkli.

- Coll... siema... - przywitał mnie niepewnie Black.

- Słyszę, że macie niezły dramat - zauważyłam z lekkim uśmiechem. Miałam pewien plan i miałam nadzieję, że wypali.

- Taa... - James podrapał się po karku speszony jak nigdy.

- Nie chcę wam przerywać, ale chyba musimy już iść - wskazałam na Sirius'a.

Bardzo mi zależało, aby dzisiaj się nie spóźnił, od tego miało zależeć powodzenie mojej misji.

- Jutro masz wycisk - Potter wskazał palcem na Black'a.

- Przecież jutro puchoni mają boisko, sam mówiłeś - Sirius zmarszczył brwi.

- Nic nie szkodzi, na ziemi też da się ćwiczyć, zawsze też można popływać, co Łapciu? - James wyszczerzył zęby, a Sirius wzniósł oczy do nieba, ale nie protestował.

Rok 1976 II Syriusz Black Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz