Rozdział 1. Mason

130 9 0
                                    

Austin, Teksas

- Dlaczego go pobiłeś?

Nie mogłem się powstrzymać od przewrócenia oczami, słysząc to jakże głupie pytanie z ust mojego brata.

- To był przypadek.

- Przypadkiem nabił się na twoją pięść?

Kpiący uśmieszek sam wpłynął na moje usta.

- Niektórzy mają pecha w życiu, braciszku.

Nie musiałem na niego patrzeć, aby wiedzieć że zabija mnie teraz wzrokiem. Robert Brock, znany również jako mój starszy brat, nie miał za dużego poczucia humoru.

- Możesz raz w życiu być poważny?! To nie jest jakaś zabawa, do cholery! - krzyknął, jednak ja nadal na niego nie spojrzałem. Zdecydowanie dużo bardziej wolałem podziwiać widoki za oknem jego starego jeepa. Nasze miasto wydawało mi się teraz niezwykle ciekawe.

Może i zachowywałem się teraz jak gówniarz, ale to było silniejsze ode mnie. Nienawidziłem się tłumaczyć. Zwłaszcza, gdy uważałem, że nie zrobiłem nic złego.

Ace Colson zasłużył sobie na limo, jakie mu sprawiłem pod okiem. Właściwie to zasłużył sobie na dużo więcej, ale zostałem odciągnięty od niego zdecydowanie za szybko. Nadęty palant poskarżył się rodzicom, przez co dzisiejsze popołudnie spędziłem na komisariacie policji. Ciekawe, czy pochwalił im się też, za co dostał wpierdol? Szczerze w to wątpiłem.

Może powinienem powiedzieć prawdę. Być może, gdybym to zrobił, ktoś by mi uwierzył.

Może.

Jednak było moje słowo, buntownika Masona Brocka, przeciwko złotemu dziecku, jakim był Ace Colson. Komu uwierzyłaby policja? Znałem odpowiedź na to pytanie. Dlatego postanowiłem siedzieć cicho.

Z resztą, wątpiłem, aby Ace powtórzył błąd za który go uderzyłem. Był tchórzem, więc z obawy przed obiciem drugiego oka, będzie trzymał się z dala od kłopotów.

A przynajmniej chciałem w to wierzyć.

- Chcesz skończyć w poprawczaku? - warknął Robert, kontynuując swój wywód. - Albo w więzieniu?!

- Podobno nieźle tam karmią. Ała! - krzyknąłem, masując tył mojej głowy. Rzuciłem bratu wściekłe spojrzenie. Jak już mówiłem, nie znał się na żartach. - Niezły dajesz mi przykład. Nie wiesz, że z przemocy rodzi się przemoc?

Robert nie skomentował moich słów. I szczerze powiedziawszy, wolałem, jak się na mnie darł. Jego wściekłość była lepsza, niż rozczarowanie, które mignęło mi w jego oczach.

Odwróciłem wzrok, nie mogąc znieść jego spojrzenia.

Wiedziałem, co sobie pomyślał. Wiedziałem, co we mnie widział. Albo raczej kogo. Nie miałem jednak ochoty zmierzać się z jego oskarżeniami.

Przez resztę drogę do domu nie zamieniliśmy ze sobą nawet słowa. Czułem, jak atmosfera z każdym mijającym kilometrem zaczyna się jedynie pogarszać.

W końcu, gdy jeep zatrzymał się na znanym mi podjeździe pod białym domem, wyskoczyłem z niego, nim Robert zdążył coś powiedzieć. Marzyłem jedynie o tym, aby zamknąć się w swoim pokoju i zająć czymś myśli. Jednak gdy tylko przekroczyłem próg domu, wiedziałem że nie będzie mi to prędko dane.

Para ciemnych oczu wpatrywała się we mnie z jawną wściekłością. Preston stał na środku korytarza, więc nie miałem możliwości ominięcia go.

- Masz mi coś do powiedzenia?

Uniosłem brew na jego pytanie.

- Nie.

Nasze Obietnice JUŻ W SPRZEDAŻYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz