Rozdział 8. Mason

61 6 0
                                    

— Stary, dobrze się czujesz?

Skrzywiłem się i uniosłem wzrok na postać stojącą nade mną. Zmrużyłem oczy, bo obraz zamazywał mi się do tego stopnia, że nie mogłem dostrzec twarzy. W końcu machnąłem na to dłonią, bo w sumie nie obchodziło mnie aż tak bardzo, kto to był.

— Taaa.

Widocznie nieznajomemu (bądź też znajomemu) wystarczyła taka odpowiedź, bo zostawił mi samego. Odetchnąłem, opierając tył głowy o barierkę balkonu. Zaciągnąłem się papierosem, przyglądając się widokowi. Miasto było już ładnie oświetlone, choć jak dla mnie, wszystko wyglądało dziś na niewyraźne i jakieś takie nijakie.

Parsknąłem. Najebałem się. Definitywnie.

Szczerze, to nawet nie byłem pewien, co tamtego wieczoru wypiłem, ani czy wziąłem coś cięższego. Moja pamięć szwankowała, zupełnie jak Dziewczynie z Pustkowia. Może ona też zabalowała i miała dziurę spowodowaną kacem, a my wszyscy rozpuszczaliśmy się nad jej losem, jak zupełni idioci?

Ale miałaby z nas ubaw.

Nie jestem pewien, jak znalazłem się z powrotem w środku mieszkania. W sumie, to nie wiem, do kogo ono należało. Nie pamiętam. Przenieśliśmy się tutaj, gdy do magazynów, w których zazwyczaj imprezowaliśmy, zawitała policja.

Ktoś wcisnął mi kubek z jakimś trunkiem do dłoni, więc posłusznie wypiłem całą jego zawartość jednym duszkiem. Mój przełyk przyjemnie zapiekł, a ja zamruczałem. Oblizałem wargi, rozglądając się po pomieszczeniu. Grała głośna muzyka, wszędzie unosił się duszący dym, a parę par niemal pieprzyło się na oczach innych imprezowiczów.

Z westchnięciem opadłem na kanapę. Poczułem się niesamowicie błogo. Wreszcie było mi wygodnie i naprawdę miałem ochotę zamknąć oczy i po prostu iść spać...

Ale wtedy usłyszałem głos, który wyjątkowo podniósł mi ciśnienie.

— Proszę, proszę. Nie sądziłem, że tak prędko ujrzę twoją gębę, Brock.

Uchyliłem przymknięte powieki. Przede mną stał nie kto inny, jak Ace Colson we własnej osobie. Kurwa, jeszcze jego mi tu brakowało.

— Mało ci kłopotów? — rzuciłem, zerkając na jego poobijaną twarz. Wyraźnie go tym zdenerwowałem, bo aż cały się zaczerwienił. Słodko. — Nie sądziłem, że taka elita, jak ty, chodzi na takie imprezy.

— Nie tylko ty lubisz się zabawić, Brock.

— Ale ja umiem to robić tak, żeby nikogo nie skrzywdzić.

Nie powinienem tego mówić. W ogóle wdawanie się z Acem w jakiekolwiek dyskusje to było głupotą, ale wypity alkohol sprawiał, że nie myślałem logicznie.

Gdy na jego twarzy pojawił się kpiący uśmiech, wiedziałem, że zaraz nasza rozmowa skończy się tragedią.

— Dziwne. Myślałem, że masz to we krwi.

Nie pamiętam momentu, gdy się na niego rzuciłem. Ani tego, jak moje pięści raz za razem uderzały w jego twarz. Szczerze mówiąc, nawet nie czułem satysfakcji z uderzenia Ace'a. Byłem za bardzo zamroczony wściekłością, aby cokolwiek czuć.

Ashton i Colin zdołali mnie odciągnąć od chłopaka, zanim na dobre się rozkręciłem. Dyszałem ciężko, wpatrując się w zakrwawioną twarz Colsona. Przez sekundę, gdy się nie ruszał, myślałem, że go zabiłem. Byłem tego tak pewien, że gdy wreszcie jęknął i zaczął ociężale się podnosić, cofnąłem się o krok.

Chłopak rzucił wściekłe spojrzenie swoim kolegom, który stali z boku i obserwowali całe zajście.

— A wy co?! Robicie sobie widowisko zamiast mi pomóc?! Może jeszcze wam popcorn dać?!

Nasze Obietnice JUŻ W SPRZEDAŻYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz