Numer Osiem

74 4 2
                                    

*~*

   Tej nocy bardzo długo nie mogłem spać. Ciągle męczyło mnie poczucie winy. Już nigdy nie będę pił alkoholu... Wstałem cicho, aby pójść po mleko, jednak coś ni to przerwało.

   A konkretnie „tym czymś” był lunatykujący i zapłakany Feliks. Chwila, nie. Nie lunatykujący. On tu po prostu przyszedł.

   – Li-Liciek... – Polska przytulił się do mnie.

   – Ćśśś... – Pogłaskałem Polaka po głowie, co go wyraźnie uspokoiło. – Wszystko jest okej...

   – A-a czy mógłbym...?

   – Pewnie, że tak – uśmiechnąłem się pocieszająco.

PERSPEKTYWA FELIKSA.

   Uśmiech Lici był taki...kojący. Położyłem się obok Litwy.

   – Saldžiu sapnu – usłyszałem tylko i odpowiedziałem po Polsku.

*~*
(tak, wiem, dużo tych przeskoków)

   Długo nie mogłem spać. Aczkolwiek wolałem się nie kręcić, żeby nie obudzić Litwaka. Poczułem ssanie w żołądku. Chciałem powoli wstać, ale... No właśnie chciałem. Jednakowoż zauważyłem coś, co krępowało moje ruchy, a konkretnie ręce szatyna, obejmujące mnie w pasie.

   Niepewnie wyciągnąłem ręce i pogłaskałem go po dłoni.

   – Dlaczego nie śpisz, Lenkija? – Poczułem oddech Tolysa na karku.

   Nie odpowiedziałem, a zacząłem wstawać.

   – Feliks, wracaj tu – powiedział, łapiąc mnie za rękę.

   – Nie śpię, bo stoję – odparłem wreszcie.

   – To zauważyłem – pan „co się stało, Lenkija?“ także raczył ruszyć dupę z łóżka. Tyle tylko, że zamknął mnie w ramionach. Pierwsze co mi przyszło na myśl – no, może prócz sposobów jak by tu najokrutniej zamordować Litwę – było przyjemne ciepło i ładny zapach jego klatki piersiowej. Zaś drugim – noc po zawarciu unii. Nadal pamiętałem, jak mnie otoczył ramionami, dokładnie tak jak teraz.

   Feliks, nie!, skarciłem sam siebie. O czym ty, do cholery ciężkiej myślisz!?

   Odepchnąłem od siebie wspomnienie, a razem z nim Licię. Nie.

   – Co... – wypadło z torisowych ust.

   – Idę spać do siebie – wygrzebałem się z litewskich objęć.

   Zamknąłem drzwi za sobą i rzuciłem się na łóżko.

   – To tak jakby nie tak, że go nie lubię... Generalnie...po prostu nie wiem, co mam o nim totalnie myśleć...

   Okryłem się kołdrą. Później zasnąłem.

   – Zniknij. Umrzyj. Zdechnij. NIENAWIDZĘ CIĘ! Jesteś tylko pomyłką na mapie!

   Siedziałem cały pokrwawiony i posiniaczony w ciemnym lochu, a nade mną pochylał się Litwa. Miał na sobie mundur Armii Czerwonej.

   Przez kratkę w oknie sączyła się smużka światła. Dźwięk przeładowywania pistoletu. Lufa przy mojej skroni. Skierowałem wzrok z powrotem na Litwaka. Uśmiechał się.

   – Wreszcie się ciebie pozbędę.

   – ...liks! Feliks! – Usłyszałem głos tegoż Litwina.

   – Jeeezu no... Co budzisz ludzi?!

   – Atak jakby  nie mogę? W końcu jestem totalnie zafelisty Polska! – Toris zaczął mnie przedrzeźniać.

   – Zrób tak jeszcze raz to za stolicę będziesz miał Warszawę – warknąłem, rzucając w Litwę poduszką.

   – Zobacz, co ci kupiłem~ – Licia zgrabnie zmienił temat. Pomachał mi zakupem przed nosem.

   – PALUSZKI! – Pisnąłem, rzucając się na pudełko.

NO WRESZCIE PRZEBRNĘŁAM PRZEZ PISANIE TEGO ROZDZIAŁU.

Walcz ile sił | LietPol FanFictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz