Numer dwadzieścia sześć

25 3 0
                                    

   Ostatnią rzeczą jaką widziałem była ciemność. A potem?

   Potem obudziłem się w ciemnej komórce. W mojej ręce był zakrwawiony nóż.

   Tyle zdążyłem zauważyć, zanim usłyszałem przekręcającą się gałkę od drzwi.

   Oślepiło mnie światło. Przymrużyłem oczy, żeby cokolwiek widzieć i osłoniłem twarz ręką.

   – POLSKA!? – w progu stały państwa słowiańskie, germańskie i bałtyckie. A właściwie...z Bałtów byli tylko Łotwa i Estonia. Posmutniałem.

   Rozejrzałem się, żeby w końcu dowiedzieć się, pośród czego do cholery jestem.

   Ku mojemu przerażeniu, na krześle spał pokrwawiony Litwa.

   – Jak ty mogłeś... – Estończyk popatrzył na mnie przerażony a Ravisowi napłynęły szkliły się oczy.

   – Bracie... – szepnęła Radmila tak cicho, że mimo iż stała najbliżej tuż po Gilbercie, ledwo ją słyszałem. Właśnie, Gilbert...

   – Coś ty narobił, Polen – Austria odwrócił wzrok.

   Teraz już nie tylko Łotysz płakał.

   Do oczu napływały mi rzęsiste łzy i mimo, że z całych pozostałych mi sił próbowałem je powstrzymać, jak na złość płynęły mi jak potokiem po policzkach i brodzie.

   Zanim od łez obraz całkiem mi się rozmazał, widziałem, że na usta Prusaka wstąpił szyderczy uśmieszek. Czyli on wiedział coś, o czym ja nie miałem pojęcia.

   – Dajcie przejść! – przecisnąłem się między ramionami, torsami i innymi częściami ciała wszystkich państw, biorących udział w tym teatrzyku.

   Przystanąłem kilka kroków od personifikacyjnego cyrku. Prychnąłem.

   Oni wszyscy są tak durni, że ja pieprzę, pomyślałem, kiedy uświadomiłem sobie, że to sala konferencyjna.

   Zawołałem windę. Czekanie na nią dłużyło się i dłużyło. Nadal wszystko rozlewało mi się w oczach a ja starałem się nie szlochać.

   Zastanawiało mnie jedno – dlaczego nikt za mną nie pobiegł, nie zadał niewygodnych pytań, nie zwyzywał od „tchórzliwych Pszonów“?

   Smutek zastąpiła złość. Co ja tam kurwa robiłem!?

   Moje rozmyślania przerwalo głośne ztuknięcie. Mój „transport“ dojechał. Popatrzyłdm na schody.

   Przydałoby się zrobić formę, ale to kiedy indziej. Wszedłem do elewatora.

   Patrzyłem przez okienko windy, jak sunie z piętra na piętro i zastanawiałem się, czy gdybym teraz podskoczył, czy winda by się zarwała...

   Usłyszałem dźwięk informujący, że jestem na miejscu.

   Poszedłem do pokoju, zatrzaskując drzwi za sobą. Usiadłem na łóżku i zacząłem myśleć o tym, czy by nie spróbować po raz kolejny...

   W końcu skok z czwartego piętra powinien człeku wystarczyć. Tyle tylko, że ja jestem krajem, nie człekiem.

   Nagle usłyszałem kroki dochodzące ze scjodów. Obie pary kroków biegły.

   Wiedziałem już, że to moje „kochane“ rodzeństwo. Ciekawe co powiedzą... A nie, czekaj. Nie interesuje mnie to.

   – Feliks… – powiedział Słowacja ze łzami w oczach.

   – Polsko, omlouvám se...

   Czeszka przytuliła się do mnie, ale ja ją odepchnąłem.

   – Odejdź, siostro – wytarłem rękawem łzy, które „zaatakowały“ mnie ze zwiększoną mocą

   Jakub popatrzył na mnie ze zmartwieniem. Chciał do mnie podejść, ale Radmila złapała go za ramię.

   – Nie, braciszku... – powiedziała cicho, ale nie na tyle, żebym jej nie słyszał. – Nie warto...jest teraz rozemocjoeany.

   – Feliks, my tylko chcemy pomóc...

   Popatrzyłem na nich srogo, odganoając łzy. Oni? Pomóc? Dobry żart.

   – Gdzie w takim razie byliście sto lat temu gdy Elka chciała przesłać mi zaopatrzenie, a wy jej nie pozwoliliście? – spytałem sarkastycznie. – Wtedy naprawdę potrzebowałem pomocy. Bo teraz to wy macie jakiś kurwa wymyślony ten problem!

   – Nie, nie mów tak! Przecież wiesz, że nie mieliśmy na to wpływu...poza tym... Naprawdę nie chcesz nam dać ulżyć ci?

   –Jeśli chcecie, żebym poczuł jakąkolwiek ulgę, nie przezkadzajcie mi – po tych słowach wstałem z łóżka i otworzyłem drzwi. Drzwi na balkon. Wyszedłem na zewnątrz. Przystanąłem przy barierce.

   – Nie będzie bolało – szepnąłem.

   Potem przeskoczyłem barierkę.

Walcz ile sił | LietPol FanFictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz