I

501 20 3
                                    

Ten dzień zapowiadał się w miarę normalnie. Tyle, że było wtedy zakończenie roku szkolnego, co sprawiło, że czułam się trochę inaczej niż zwykle, bardziej lekko.

Obudziłam się wcześnie rano i nieśpiesznie przyszykowałam do szkoły. Powinnam się cieszyć, jednak nie potrafiłam w sobie wskrzesić choćby cienia dobrego humoru. Musiałam czekać na paczkę od kolegi, którą tylko ja mogłam odebrać, więc nie mogłam iść na zakończenie ani też zostać w domu, bo moja gosposia, Charlotte powiedziałaby rodzicom, którzy pojechali do Chin w „sprawach finansowych", że znowu opuszczam szkołę. Zresztą nigdy się zbytnio nie interesowali tym, co robiłam, bylebym tylko nie przynosiła rodzinie wstydu, co nie było takie trudne.

Wychodząc z pokoju, zamknęłam drzwi na klucz, który tylko ja posiadałam, ponieważ nie darzyłam szczególnym zaufaniem wścibskiej gosposi. Miałam też plan, dzięki któremu miałam się przedostać do domu niezauważona, co jest niezwykle trudne przy tak licznej służbie krzątającej po domu. Kilka lat temu znalazłam sposób umożliwiający wchodzenie do pokoju, kiedy tego chciałam. Wystarczyło trochę uchylić okno.

Przekraczając próg pomieszczenia, pomyślałam, że włamuję się do własnego domu, co wydało mi się w pewien sposób zabawne. Przebrałam się i załadowałam trochę towaru do butów, po czym postanowiłam zadzwonić do Emily, mojej najlepszej przyjaciółki, z którą spędzam większość swojego wolnego czasu. Niestety nie odbierała, co było dziwne, ponieważ zawsze odbiera telefon. Nawet na lekcjach, a jeżeli się nie myliłam, już powinna wracać do domu. Stwierdziłam, że mogę tam na nią poczekać, więc powoli ruszyłam w stronę jej domostwa. Po drodze usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości. A brzmiała ona tak: ·„Przyjdź na most. Teraz"

Sprawdziłam jeszcze, kto go wysłał. Emily. Jasne, to wszystko wyjaśnia, pomyślałam, zawracając do lasu, który znajduje się bardzo daleko od rezydencji mojej przyjaciółki. Teraz już wiem, co ona czuje, gdy każę jej tam iść, mówiąc to w myślach, wzruszyłam ramionami. Trudno. Ja mam bardzo blisko do lasu. Ogólnie, tam robimy różne spotkania z naszą paczką. Praktycznie są to sami chłopcy. To oni pokazali nam, co to jest prawdziwa zabawa. Greg jest zwykłym blondynem o błękitnych oczach i bardzo podoba się Emily. Wczoraj dowiedziałam się, że on odwzajemnia jej uczucia. Poza nim jest też Matt i jego brat bliźniak, Martin. Matt ma kasztanowe włosy, większy wzost od Martina, oraz ma bardziej męską postawę. Martin posiada jaśniejsze włosy i jest na swój sposób słodki. Wychodząc z lasu, skręciłam w prawo, żeby szybciej dojść na most. Przybliżyłam się jeszcze do brzegu rzeki, aby sprawdzić, czy nie ma tu któregoś z chłopców. Chętnie podzieliłabym się z nimi towarem, który trzymałam obecnie w butach. Niestety nikogo nie zobaczyłam, więc zawróciłam na dróżkę prowadzącą na most. Z daleka było go nawet widać. Była tam czarna plama. Hmm... To samochód. Jeszcze tego brakowało, pomyślałam lekko zirytowana. Podchodząc do mostu, zobaczyłam, że przy aucie stoją trzy osoby. Byli nimi mężczyźni ubrani na czarno. Gdy już dotarłam na miejsce, rozejrzałam się za przyjaciółką, której nie mogłam zobaczyć, dlatego wyjęłam telefon i wprowadziłam numer Emily. Niedaleko usłyszałam znajomy dzwonek od telefonu i zdziwiona spojrzałam w tamtą stronę. Dźwięk dobiegał od mężczyzn, a raczej chłopaków w mniej więcej moim wieku. Jeden z nich trzymał telefon, Emily telefon. Szybko się rozłączyłam i stanęłam twarzą w twarz z nimi. Byli jacyś dziwni.

- Skąd macie ten telefon? - odezwałam się znużonym tonem, jakby nic mnie nie obchodziło. Jednak było inaczej. Pewnie zgubiła telefon. To nawet w jej stylu, pomyślałam, przyglądając się chłopakom. Byli wysocy i ubrani na czarno. Jeden z nich opierał się niedbale o samochód, miał blond włosy oraz piwne tęczówki. Drugi stał w środku napięty jak struna, o czarnych włosach długich do ramion i równie ciemnych oczach. Ostatni też miał blond włosy, ale jaśniejsze. Były niemal białe. Jego niebieskie oczy sprawiały, że wydawał się przyjazny. Staliśmy tak, patrząc się na siebie i czekając. Ale, na co? Uniosłam brew, rozmyślając. Po chwili przypomniałam sobie o telefonie, więc powtórzyłam pytanie. Oczywiście, nie odpowiedzieli. Westchnęłam zirytowana.

Anioły nie gryząOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz