W środku było nawet czysto, nie znajdowało się tu nic oprócz wielkich drewnianych skrzyni. Niedaleko stał kolejny blondyn opierający się leniwie o drewnianą ścianę pudeł stojących na środku sali. Miał na sobie turkusową koszulę i czarne spodnie. Jego twarz ukryta była w cieniu, ale zdawało mi się, że widziałam, jak się uśmiecha. Chłopak, który mnie tu przyprowadził, skinął lekko głową.
- Panie, przyprowadziliśmy ją, jak chciałeś.
- Dziękuję Marcusie, możesz teraz odejść - odpowiedział cicho blondyn. Jego głos był znajomy. Ale gdzie mogłam go spotkać?
Marcus zawahał się, po czym odwrócił i spoglądając w moje oczy, wyszedł. Gdy jego kroki ucichły, drugi blondyn oderwał się od skrzyń, idąc w moją stronę z paskudnym uśmiechem na ustach. Jego twarz zdawała mi się znajoma. Tylko gdzie mogłam go spotkać?
-Witaj - powiedział, stając jakieś trzy metry z dala ode mnie. Uniosłam brew.
- Każesz mnie porwać tylko po to, aby powiedzieć „Witaj"? - spytałam z ironią w głosie.
- Próbowałem być uprzejmy, ale skoro tego nie chcesz, to nie. - Wzruszył ramionami.
- Mógłbyś przejść do rzeczy? A tak poza tym to nie mam przy sobie zioła, więc nie mogę ci nic dać...
- Tu nie chodzi o zioło - przerwał mi chłopak. Z pozoru przypominał nastolatka, ale coś w jego błękitnych oczach sprawiało, że wyglądał o wiele starzej.
- A więc, o co chodzi?- zapytałam. Gdybym nie miała już uniesionej brwi, pewnie zrobiłabym to jeszcze raz. Chłopak przyglądał mi się tak, jakby nad czymś się zastanawiał.
- Już pora, żebyś przystąpiła do nas, Genevieve Evans. Potrzebuję cię i żądam, abyś mi służyła - powiedział oficjalnie. Jego głos rozchodził się po wielkiej sali, wywołując dreszcze biegnące wzdłuż moich pleców. Nie wiedząc, co zrobić, roześmiałam się, mimo że wcale nie było mi do śmiechu.
- O co ci chodzi? Zabrzmiało to jakbyś cofnął się w czasie o jakieś sto lat. To jakieś żarty? - zapytałam, trzymając się za brzuch i udając, że ze śmiechu mnie rozbolał. Gdy spojrzałam na chłopaka, zobaczyłam, że jego twarz zaczerwieniła się ze wściekłości.
- To nie są żarty, ale skoro chcesz zabawy, to ją będziesz miała. A gdy skończę, nie będzie ci tak do śmiechu.
Następnie... Zniknął. Rozejrzałam się, próbując go dostrzec, ale naprawdę zniknął.
- I co jeszcze? - powiedziałam głośno. - Teraz pokaż mi tę sztuczkę z kapeluszem i królikiem, powinna być ciekawsza.
Gdy skończyłam mówić, usłyszałam głośny syk. Odwróciłam się w tamtą stronę i zobaczyłam, że drzwi, przez które przeszłam, zniknęły pod skrzyniami.
-Hmm...- Podeszłam powoli do pudeł świadoma, że mnie obserwuje. Spróbowałam je przesunąć, ale się nie dało. Cholera, pomyślałam, przygryzając wargę i rozglądając się za jakimś wyjściem. Nic nie zauważyłam.
Może uda mi się wyjść przez okno. Ruszyłam w tamtą stronę pewna siebie, nie zdradzając planów.
Gdy byłam już prawie u celu, poczułam, że ktoś dotyka moich pleców. Zesztywniałam i odwróciłam się powoli. Jak się spodziewałam, za mną stał blond chłopak o błękitnych oczach, a jego twarz nie wyrażała nawet cienia emocji.
- A gdzież to się panienka wybiera, Genevieve Evans? - zapytał, a na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech. Skrzywiłam się.
- Nie powinno cię to obchodzić - odpowiedziałam sucho, po czym ruszyłam dalej w stronę okna. Nagle chłopak pojawił się przede mną. - Jesteś bardzo szybki - zauważyłam.
Niebieskooki skinął głową.
- A więc zgadzasz się dołączyć do mojej grupy?
- Należę już do jednej i nie mam zamiaru dołączać do kolejnej. A jeśli nawet, to nie do twojej.
Na twarzy chłopaka pojawił się cień.
- Cóż... Chciałem to załatwić w w miarę cywilizowany sposób i poprosić panienkę, żebyś się zgodziła, ale w takim razie powiem panience tylko, że nie masz zbyt wielkiego wyboru. - Zmrużyłam oczy i cofnęłam się o krok.
- Wiedziałam, że się zgodzisz zostawić mnie w spokoju i podwieźć do domu - warknęłam sarkastycznie.
- Nie o takim wyborze mówiłem - odezwał się cicho, wyciągając strzykawkę z igłą i przezroczystym płynem w środku.
- Co zamierzasz zrobić z tą strzykawką? - zapytałam, nabierając coraz większych podejrzeń.
- To tylko środek usypiający - odpowiedział, zbliżając się.
- O nie. - W tym momencie byłam pewna, że moja twarz zrobiła się biała jak płótno.
- O tak. Nie chciałaś zgodzić się dobrowolnie, a więc wolę, żebyś smacznie spała, niż straciła życie, szarpiąc się ze mną podczas przemiany. -Nagle pojawił się tuż przede mną i poczułam ukłucie w ramię.
Syknęłam i spróbowałam się wyrwać, ale blondyn trzymał mnie mocno i pewnie. Chciałam go jeszcze kopnąć, ale zanim zdążyłam podnieść nogę, już go nie było. Rozglądnęłam się, lecz po chłopaku nie został nawet ślad. Zaczęło kręcić mi się w głowie. Cholera, za szybko. Co on mi wstrzyknął?, myślałam gorączkowo, idąc chwiejnym krokiem do okna. Znów zakręciło mi się w głowie, wiec zamknęłam na chwilę oczy, a gdy je otworzyłam... Stałam na środku sali, patrząc się w piękne, niebieskie oczy blondyna.
- Czy teraz zgadzasz się na przemianę? Jeśli nie zgodzisz się, umrzesz z przedawkowania środków nasennych. A więc? - zapytał łagodnie. Cholera, inteligentny jest, pomyślałam. Jeśli się nie zgodzę, umrę, a jeśli tak, wstąpię do jakiejś chorej grupy. I co teraz?
- Idź do diabła. Nie zgadzam się - wybełkotałam niewyraźnie.
Jego oczy pociemniały ze złości, a policzki przybrały kolor czerwieni. Chwilę później krzyknął, ale ten krzyk niczym nie przypominał ludzkiego krzyku. Gdybym nie starała się utrzymać przytomności, z pewnością przeraziłabym się.
Powieki coraz bardziej mi ciążyły, a ciało tak zdrętwiało, że nie potrafiłam się ruszyć. Gdybym to zrobiła, z pewnością upadłabym i całkowicie straciła przytomność. Nawet nie zauważyłam, że blondyna już przede mną nie ma, a kiedy mój otumaniony umysł zaczął o tym myśleć, poczułam straszny ból na szyi, jakby ktoś mnie ciął tępym scyzorykiem.
Nie wytrzymałam i krzyknęłam, osuwając się w czyjeś ramiona.
CZYTASZ
Anioły nie gryzą
FantasyGenevieve bez jej zgody została wciągnięta w obcy świat pełen Aniołów. Przemieniona, ucieka od swojego stwórcy, przywódcy Aniołów Ciemności. Czego chce od niej władca tej rasy i co kombinuje jeden z jego sług, który pomaga jej się ukryć? Co się dzie...