IX

134 13 0
                                    

Wieczór spędziłam, snując się po mieście i oglądając różne wystawy. Stwierdziłam, że w tłumie będzie trudniej mnie znaleźć. W końcu poddałam się, ponieważ bijące serca przechodniów zaczęły mi już przeszkadzać.

Nie zdołałabym się opanować, gdyby złapał mnie nagle głód. Musiałam więc schować się w miejscu, gdzie nikt mnie nie znajdzie. Najpierw pomyślałam o chatce, do której dziś trafiłam, ale nie podobało mi się, że Rafael przejeżdżał tak blisko mojego "schronienia".

Być może tylko się mną bawił przez cały dzień, pomyślałam, posępniejąc. Mógł tak zrobić, ale w tej chwili nie mogłam o tym myśleć, siłą odepchnęłam wszystkie myśli na bok i skupiłam się na okolicy, w której się znalazłam. Była już noc, czas drapieżników. Wokoło mnie znajdowało się wiele bloków dziesięciopiętrowych. Szłam po opustoszałej ulicy, która została tylko częściowo oświetlona, ponieważ nie wszystkie latarnie świeciły.

Stanęłam i wciągnęłam głęboko powietrze. Było przepełnione spalinami i potem zgrzanych ludzi, który nie zdążył się jeszcze ulotnić. Gdzieś w krzakach leżał człowiek, który śmierdział alkoholem i brudem.

Naraz ogarnęło mnie dziwne uczucie. Coś było nie tak. Wytężyłam słuch, chcąc dowiedzieć się, o co chodzi. W oddali słyszałam kroki tak ciche, że prawie nieuchwytne dla mojego ucha. Prawie. W dalszym ciągu szłam tym samym tempem, gorączkowo starając się wymyślić jakiś plan. Po chwili postanowiłam zgubić ogon, schodząc w coraz to krótsze uliczki boczne, ale w dalszym ciągu słyszałam, że ktoś szedł za mną. Weszłam do jednego z bloków i pojechałam windą na samą górę, gdzie wyszłam na dach. Stanęłam po drugiej części budynku i czekałam. Po kilku minutach usłyszałam, że drzwi się otwierają i wychodzi z nich wysoka osoba ubrana w czarny skórzany płaszcz sięgający do kolan. Dzięki doskonale widoczniej dla mnie twarzy, od razu go poznałam, był to bowiem Rafael.

- Dobry wieczór, Rafaelu. Wspaniała noc na spacer, nieprawdaż? - Postanowiłam być uprzejma, przynajmniej chwilowo. Niestety nie dał się wprowadzić w przyjemną pogawędkę i od razu przeszedł do rzeczy:

- Musimy porozmawiać, Genevieve.

- Nie sądzę - odpowiedziałam, bacznie obserwując wszystkie jego ruchy. Jak na razie tylko spokojnie oddychał. Ale nawet taki spokój napawał mnie lękiem, ponieważ naprawdę przypominał mi lwa, który tylko czeka, żeby się na ciebie rzucić. Zdradzały go też oczy przepełnione leniwym oczekiwaniem.

- Musimy porozmawiać i albo zaczniesz ze mną normalnie rozmawiać, albo siłą cię zwiążę i zabiorę w miejsce, gdzie będziemy mogli to zrobić lub gdzie ja będę mówił, a ty słuchała.- Przez cały czas jego oczy wpatrywały się głęboko w moje, wiedziałam, że mówi prawdę.

- Nie masz czym mnie związać - odparłam kpiąco. Jego czarna jak smoła brew powędrowała w górę.

- Doprawdy, Genevieve?- zapytał, a w jego dłoni nagle pojawił się sznur sprawiający wrażenie wytrzymałego. Westchnęłam.

- Niech ci będzie, porozmawiam z tobą, ale pod warunkiem, że mnie później wypuścisz. - Próbowałam znaleźć dla siebie jakieś koło ratunkowe. Kącik ust Rafaela zadrżał.

- Chcesz jeszcze żądać czegoś? Równie dobrze mógłbym cię związać i byłoby po wszystkim.

Zaniepokoiłam się. Coraz bardziej się denerwowałam.

- Próbowałam - powiedziałam, cofając się jeszcze o krok.

Rafael to zauważył.

- Jeszcze krok, a spadniesz z dziesiątego piętra, a tak młody anioł jak ty nie przetrwałby takiego upadku. Słyszałem również raport Marcusa, jak będąc jeszcze człowiekiem, chciałaś skoczyć z mostu. Lecz jeśli teraz spróbujesz, to musisz wiedzieć, że cię złapię, a to nie będzie dla ciebie miłe, Genevieve. - I co teraz? Jestem w ślepym zaułku.

- Czego chcesz, Rafael? - zapytałam zrezygnowana. W jego oczach pojawił się błysk satysfakcji, kiedy odpowiadał.

- Skąd wiedziałaś, że jestem potężniejszy od Romana?

- O co ci chodzi? - Spojrzałam na niego jak na wariata.

- Skąd wiedziałaś, że jestem potężniejszy od Romana? - powtórzył wyraźniej.

- Nie wiem. - Wzruszyłam ramionami. - Po prostu Romano w porównaniu z tobą wydaje się słaby. A mimo to ci rozkazuje. Wydało mi się to dziwne i już. To wszystko?

Lekko zmrużył zielone oczy.

- Rozmowa dopiero co się zaczęła. Co zamierzasz zrobić, jakbym cię wypuścił? - zadał pytanie. Mówił cicho i spokojnie, a jego oczy zaczęły się dziwnie świecić.

- Hmm... Nie wiem. Pojadę gdzieś, gdzie mnie nie znają, i będę się starała nie zwracać uwagi na to, że z pleców wyrastają mi ogromne skrzydła - burknęłam ponuro.

- Mówisz to w taki sposób, jakby to było coś złego. - Uniósł brew, mówiąc to.

- Chcesz powiedzieć, że picie krwi i latanie to nie jest nic złego?!- oburzyłam się.

- Przecież wiedziałaś, na co się piszesz, więc teraz nie powinnaś narzekać, Genevieve. - Jego głos stał się spokojniejszy, co mnie zaniepokoiło. Podziwiałam go za takie opanowanie. Jego twarz nie wyrażała już niczego, stała się pusta, niczym maska. Zmrużyłam oczy i zacisnęłam usta.

- Na nic się nie pisałam, Rafael. Odmówiłam nawet wtedy, gdy Romano wstrzyknął mi ten narkotyk, więc nie mów mi, że się zgodziłam, bo tak nie było - warknęłam.

Po jego twarzy przeszło zdumienie, ale zaraz się opanował.

- Co? - zapytał, ciągle przyglądając mi się.

- Co, co? - Dalej byłam wściekła, ale starałam się chociaż trochę opanować.

- Nie zgodziłaś się zostać Aniołem Ciemności?

- Na nic się nie zgadzałam. Ani na to porwanie, ani na zostanie dziwadłem ze skrzydłami! - Mój głos stale się podnosił, aż prawie krzyczałam. Tyle z mojej samokontroli, pomyślałam, patrząc się na Rafaela z furią wypisaną na mojej twarzy. Zawsze byłam dość wybuchową dziewczyną. Zaczęłam chodzić po dachu, zwracając uwagę na to, żeby nie stać plecami do chłopaka. Wydawał się zamyślony. W końcu zwrócił uwagę na to, że już nie stałam w miejscu, i zaczął wodzić za mną wzrokiem płonących oczu.

- Opowiesz mi o tym, Genevieve?- zapytał tak cicho, że ledwo go usłyszałam. Dlaczego on tak często wymawia moje imię? pomyślałam, po czym opowiedziałam mu wszystko, zaczynając od wiadomości, a kończąc na tym, jak zemdlałam. Wraz z moją opowieścią rysy Rafaela twardniały, a w płonących oczach pojawiła się furia. Gdy skończyłam, zapadła złowroga cisza. Rafael szybko wysunął swoje skrzydła, które zdawały się być ciemniejsze nawet od nocy, i spojrzał na mnie.

- To jest niedopuszczalne przemieniać ludzi bez ich zgody. Jak na razie możesz cieszyć się wolnością, ale nie na długo. Pamiętaj, że gdziekolwiek nie pójdziesz, to i tak cię znajdę, Genevieve Evans. Choćbyś uciekła do środka samego piekła - powiedział, po czym wystartował niczym błyskawica w górę i oddalił się szybko, lecąc ponad licznymi chmurami.

Anioły nie gryząOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz