Rozdział 11. Eryk. Excuses

2.9K 169 303
                                    

— Dlaczego nie chciałaś, żebym go poznał? — zapytałem mamy krótko po powrocie z latarni morskiej.

— Bo nie byłam pewna, czy ja go znam — odparła, jakby znów unikała szczerej rozmowy.

Wolałem nie myśleć o niej jako o tchórzu, tylko mistrzyni uników.

— A po latach? Kiedy zostaliście przyjaciółmi? — nie poddawałem się.

Nawet nie zdążyłem się wkurzyć, że odebrała mi możliwość zdecydowania, czy chcę mieć cokolwiek do czynienia z człowiekiem, który mnie spłodził, nie zdążyłem jej wykrzyczeć, wypłakać, wywkurwiać się, bo w tej samej chwili, kiedy padły te słowa, stał przede mną.

Pięć minut wcześniej nie miałem ojca, a pięć minut później wszystko się zmieniło? Tadaaam!

Kto pisze ludziom takie scenariusze?! No bez jaj.

W pierwszej chwili pomyślałem, że to jakiś żart. Że jak może być moim ojcem, skoro w ogóle go nie przypominam?

W latarni morskiej zdążyłem przeprowadzić rachunek zysków i strat.

Pogodzić się z tym, że już nigdy nie będę miał wspomnień, jak gram z ojcem w piłkę albo wspinam się na drzewa. Nie będzie nauki jazdy na rowerze, łyżwach, nartach i wspólnego leżenia na tarasie za ręce z mamusią i tatusiem, żeby popatrzeć w gwiazdy, które i tak gówno wiedzą.

A skoro miałem świadomość, jak na pewno NIE będzie, mogłem coś zrobić z tym, jak może być. To JA mogłem wreszcie zdecydować, jak będzie między nami w przyszłości. Wcześniejsze decyzje mi odebrano, ale tę jedną mogłem suwerennie podjąć sam.

Zanim pogodziłem się z tym, że mam adopcyjną matkę, czasem zakłuwała mnie myśl, że widocznie nie zasłużyłem na nikogo lepszego. To znaczy z biologicznego punktu widzenia. Że przygarnęła mnie randomowa osoba z potrzeby serca czy w ramach kaprysu.

Teraz wiedziałem więcej. Szybko się przekonałem, że Paula jest najlepszą dla mnie osobą we wszechświecie, a później stało się jasne dlaczego. Na dłuższą metę nawet nie potrafiłem być na nią serio zły, bo naprawdę mnie kochała. Jak matka.

Najgorsze było to, żeby przestać się wkurzać na przeszłość i decyzje innych ludzi, które całe lata miały wpływ na moje życie. Machałem sobie przed oczami rachunkiem zysków i strat, ale wkurzenie i tak często otrzeźwiało mnie policzkiem w twarz: „Zobacz, jak cię robili przez całe lata. Była twoją matką, a przez całe lata tchórzyła bo co? Bo niby żyła w strachu?".

Paula twierdziła, że się zagalopowała. Zapędziła. Zabrakło jej refleksu, żeby się przyznać w momencie, kiedy wszystko jeszcze mogło zostać łatwiej zrozumiane i wybaczone, a z upływem czasu po prostu było jej coraz trudniej. No i wydawało się, że jest dobrze tak, jak jest, więc właściwie po to komplikować?

Komplikacja dla niej była uproszczeniem wszystkiego dla mnie. Taki mały szczegół, który zmienia wszystko. No i rachunek zysków i strat wypracowany na Cape Wrath przy wyciu wiatru i butelce whisky wyraźnie wskazywał, że lepiej mieć matkę, niż nie mieć. Że lepiej mieć ojca, niż go wykreślić. I skreślić. Że kiedy nie masz niczego, głupio rezygnować ze wszystkiego, nie?

Ale ostatecznie całość uprościł mi Rafael.

— Nie mogę zmienić przeszłości — powiedział pewnego dnia po moim powrocie z latarni morskiej — ale mogę nie dopuścić do tego, żeby się jeszcze kiedyś powtórzyła.

Wystarczyło to jedno zdanie, żeby dać mi wyzwolenie.

Wystarczyło, że przyznał, że choć nie może naprawić tego, co było, to może — i chce — pracować nad tym, co mamy teraz.

Christmas Love Story | 16+ | WYDANAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz