Pierwsze biurowe potyczki

2.5K 96 12
                                    

Normalnie wkurzyłoby mnie to, że przyszła pracownica stawiała własne warunki. Byłaby w moich oczach skreślona już na samym wstępie. Ale nie Matylda. Matylda zaimponowała mi znajomością angielskiego, zdania, którymi się posługiwała były rozbudowane, a słownictwo wyszukane. Język obcy był w tej chwili jednym z najważniejszych wymagań. Zyskałem pewność, że dziewczyna znakomicie poradzi sobie podczas spotkania z Warrenem, a to już połowa sukcesu. Miałem nadzieję, że równie dobrze poradzi sobie także z innymi klientami oraz planowaniem licznych spotkań, czy tworzeniem różnych zestawień. A przy tym nie doprowadzi mnie do szału uśmiechem, który był jakby przyklejony na stałe do jej buzi.

W czwartek na szczęście znowu pracowałem zdalnie. Tuż po krótkim treningu i zjedzeniu zdrowego śniadania bogatego w białko, usiadłem do papierów, musiałem jeszcze raz przejrzeć półroczny raport, który zamierzałem zabrać do Nowego Jorku. Niestety praca szła mi opornie. Łapałem się na rozproszeniu myśli, które kilkukrotnie uciekały do tej radosnej dziewczyny o włosach balansujących między odcieniem miodowym a bursztynowym. Roztrząsałem bez przerwy, czy dobrze postąpiłem, zatrudniając ją. Nigdy nie podejmowałem decyzji spontanicznie, czy pochopnie, ale Mariusz miał rację. Potrzebowałem asystentki na już. Teraz nawet jakbym chciał się wycofać ze swojej decyzji, nie mogłem. Po pierwsze nie mogłem tracić czasu, a po drugie... Matylda tak bardzo się ucieszyła, że nie miałbym serca skazać jej na rozczarowanie.

Nie miałbym serca? Szlag! Nigdy nie przejmowałem się losem pracownic, które doprowadzałem do szału. Czemu z tą promienną smarkulą miałoby być inaczej? Działo się ze mną coś niedobrego i nie podobało mi się to.

Matylda intrygowała mnie w całości. Chciałem znać powód jej radości, powód, dla którego przerwała studia i dlaczego tak bardzo chciała zatrudnić się w korporacji. Do kogo wracała po pracy? Gdzie mieszkała? Czy z tamtym barman łączyło ją coś więcej.

Tak, zdecydowanie popełniłem błąd. Cholerny błąd. Dałem się ponieść emocjom. A ja przecież tak nie postępowałem. Chłód i opanowanie to moi odwieczni sprzymierzeńcy. Dlatego musiałem zrobić wszystko, żeby nie pozwolić szatynce wejść sobie na głowę. Nie ze mną te numery.

Punkt szósta w piątek upewniłem się w źle podjętej pochopnej decyzji. Do mojego biura wkroczyła Matylda ubrana w czerwoną koszulę z motywem pierniczków i lasek cukrowych. Serio?! Wypuściła ją do czarnych przylegających spodni, które podkreślały jej delikatne, ale kształtne ciało. Prawie warknąłem pod nosem, gotując się w środku. Nie byłem pewny, czy bardziej rozwścieczył mnie widok niesubordynacji ze strony tej dziewuchy, czy widok jej długich smukłych i kuszących nóg.

Dobrze, że mieliśmy przed sobą weekend. Miałem czas, żeby ochłonąć. Oby tylko Matylda niczym mi się dzisiaj nie naraziła, bo nie ręczyłem za siebie.

- Co ty masz na sobie? - zapytałem przez zaciśnięte zęby.

- Przecież mówiłam...

Wciągnąłem wolno powietrze, starając się nad sobą panować. Gdy dziewczyna poinformowała mnie, że nie zamierzała przestrzegać dress codu naszej firmy, machnąłem na to ręką. W musztardowym golfie było jej do twarzy, więc sądziłem, że będzie chciała jedynie zrezygnować z bieli, która była wszechobecna w naszej firmie. Ale to, co miała na sobie, było przesadą. Grubą przesadą!

- Jedź do domu się przebrać - syknąłem ostro, wchodząc jej w słowo.

- Co proszę? Ani myślę. Co z moim strojem jest nie tak? - zapytała niewinnie.

Zacisnąłem pięści, a potem usiadłem w fotelu, postanawiając nie odpowiadać. Byłem przekonany, że ktoś z firmy dosadnie wyjaśni jej, w czym tkwił problem. Naiwnie wierzyłem, że się dostosuje, a ja nie będę już musiał psuć sobie nerwów.

"Pierwsza Gwiazdka"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz