Magia pod choinką

2.1K 99 2
                                    

Kompletnie nie spodziewałem się tego, co zrobi Matylda, przyłapawszy mnie na gapieniu się na nią, choć z drugiej strony może gdybym w porę odwrócił wzrok, zupełnie nic by się nie stało. No może poza krępującą chwilą. Tak więc sam sobie byłem winny, ale w tamtej chwili przepadłem. Urzekało ją to wszystko, w czym sam nie potrafiłem dostrzec uroku. I to było piękne. Ona była piękna. Nie zwyczajna, nie o przeciętnej urodzie, tylko olśniewająco piękna, a ja tak bardzo wypierałem to ze świadomości.

Gdy nasze spojrzenie pod tą cholerną choinką się przeciągało, złapała mnie obiema dłońmi, na których założone miała puchate rękawiczki i mnie pocałowała. Zbliżyła swoje wargi do moich i musnęła je delikatnie. Tak delikatnie, że ledwo wyczuwalnie. A mimo to mógłbym przysiąc, że miała najmiększe usta, jakie kiedykolwiek całowałem.

Odsunęła się na chwilę, badając moją reakcję. W oczach miała oszołomienie i gdybym nie objął jej w pasie, wycofałaby się, przepraszając gorliwie. Objąłem ją jedną ręką, przyciągając bliżej, a drugą dłoń przyłożyłem do policzka. Pogładziłem go, zanim zbliżyłem się, żeby znowu poczuć miękkie ciepłe usta. Tym razem podczas pocałunku rozchyliliśmy lekko wargi, muskając się nawzajem. Czułem się oszołomiony, a jednocześnie rozluźniony, jak jeszcze nigdy. Słodycz, bliskość i delikatność, jaką mi dawała, otumaniła mnie. Na moim skamieniałym sercu pojawiło się pierwsze pęknięcie.

Nie chciałem kończyć tej chwili, jednocześnie pragnąłem, żeby i ona myślała podobnie.

Nagle zachciałem pozbyć się skorupy i otworzyć swoje serce. Dla niej.

A nawet dać porwać się do jej świata przepełnionego wesołością i świąteczną atmosferą. Przy niej zniósłbym wszystko. Naprawdę byłem w stanie w to uwierzyć. Zwariowałem? Możliwe, ale w tym momencie znaczenie miała tylko ta chwila. Nic poza tym.

- Zrobisz mi zdjęcie - zapytała z nutą zmieszania i onieśmielenia, kiedy oderwaliśmy się od siebie.

Nie chciałem wypuszczać jej z rąk, ale sama się wyrwała, ustawiając się na tle świątecznego drzewka. Pstryknąłem jej kilka zdjęć z różnych ujęć, ale sam nie dałem się namówić na pozowanie, choć na końcu języka miałem pytanie o zrobienie sobie wspólnego selfie. Potem żałowałem, że nie zebrałem się na odwagę, ale cóż, czar prysł, gdy znaleźliśmy się zbyt daleko od siebie.

W drodze powrotnej buzia Matyldzie się nie zamykała. Wyczuwałem w jej głosie nerwowość, więc dałem się jej przegadać. Opowiedziała mi o godzinach, kiedy samotnie krążyła ulicami Nowego Jorku. Zawędrowała nawet na Time Square. Byłem pełen podziwu, choć plułem sobie w brodę, że pozwoliłem jej na samotną wycieczkę. Pół dnia się o nią zamartwiałem, a teraz słuchałem, że na szczęście miała pakiet Internetu i Google maps, więc wszędzie trafiła bez najmniejszego problemu. Okazałem się skończonym durniem, pozwalając jej na zwiedzanie w pojedynkę. To ja powinienem być jej przewodnikiem! Cholera! Nie pocieszał mnie nawet fakt, że w głosie dziewczyny nie słyszałem żalu z tego powodu.

Podążając korytarzem w stronę naszych pokoi, zaczęła się ze mną droczyć, co odebrałem jako dobry znak. Od pocałunku pod choinką byłem wstanie myśleć tylko o tym, kiedy znowu poczuję jej słodkie usta.

- I co nie żałujesz, że jednak do mnie dołączyłeś podczas spaceru?

- Nie, zdecydowanie nie żałuję - przytaknąłem z nutą wesołości. Nie mogłem też powstrzymać uśmiechu, który cisnął się na moje usta.

Co ta dziewczyna ze mną robiła?

Złapałem Matyldę za dłoń, więc zatrzymała się i spojrzała na nią, a potem uniosła zielone oczy ku górze. Zmarszczyła lekko czoło, co mi się nie spodobało. Czy przeczuła, że szykowałem się do pewnego wyznania? Nim jednak zacząłem mówić, zjechałem spojrzeniem na jej czerwone wargi. Tak bardzo chciałem ich znowu posmakować. Przyciągnąłem dziewczynę ku sobie, ale stawiła opór. Tym razem to ja zmarszczyłem czoło.

"Pierwsza Gwiazdka"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz