Rozdział 6

210 41 34
                                    

Dzwonek do drzwi obudził mnie nad ranem. Próbowałam zignorować dziada, ale się nie dało, więc zwlekłam się z łóżka, nie dbając nawet o założenie szlafroka. Moja piżama z Grinchem idealnie pasowała do sytuacji. O tej porze litość miałabym tylko dla kuriera, który stałby na klatce z prezentem świątecznym, który sobie zamówiłam. Tak, tylko dla dostawcy. Jednak wiedziałam, że to niemożliwe. Nie o tej porze. Mój budzik powinien zabrzmieć o szóstej trzydzieści, a jeszcze nie zabrzmiał.

Podeszłam do drzwi i otworzyłam je bez sprawdzenia.

- Czego? - warknęłam.

Oczekiwałam tylko jednej osoby, Piotra. Braciszek miał wyczucie czasu. Ewentualnie sąsiadki z mieszkania obok, która znów zgubiła swojego rudego kota. Po ostatniej akcji z kocią kupą na mojej wycieraczce, udawała, że kot nigdy nie wrócił. I zaskoczyłam się o poranku...

Przed drzwiami, na mojej świątecznej wycieraczce stał Nie Do Końca Święty we własnej osobie. Wyglądał nieco inaczej niż zwykle, lecz mój zaspały mózg nie potrafił wysnuć właściwych wniosków.

- Cześć. Obudziłem cię? - w jego przeciągającym samogłoski głosie słychać było prawdziwe zaskoczenie. Noż choinka, spodziewał się, że będę pomykać w środku nocy z uśmiechem na twarzy.

- Obudziłeś - potwierdziłam.

- Nie jesteś jeszcze gotowa?

- Jestem bardzo gotowa, nie widać? Zaraz wracam do łóżka.

- Do łóżka?

- To takie miejsce gdzie ludzie śpią, odpoczywają, uprawiają seks - wyjaśniłam błyskotliwie, wywołując konsternację i przebłysk uśmiechu na twarzy Mikołaja.

- A o której planowałaś wyjść?

- Gdzie?

O czym on, na nadziewane pierniczki, mówił?

- Po choinkę.

- Jaką choinkę? - Moja irytacja wzrastała z każdą sekundą.

- Świąteczną - odparł.

- Co? Która jest godzina?

- Czwarta piętnaście.

- Mikołaj, kto normalny łazi za choinką o czwartej rano?

Ściągnął wełnianą czapkę z głowy i nerwowo przeczesał palcami włosy.

- Pola, nic nie zrozumiem.

- Ja tym bardziej. Wejdź. Napijemy się kawy i jakoś mi to wyjaśnisz.

Otworzyłam szerzej drzwi i przepuściłam mężczyznę. Odetchnęłam głęboko, by oczyścić umysł i ochłonąć, a moje nozdrza bezzwłocznie wypełnił zapach Nie Do Końca Świętego. Jasna choinka, jak ten facet bosko pachniał! Czwarta rano nie miała już większego znaczenia, podczas gdy stał obok mnie i przyglądał się w skupieniu. A moje wciąż zaspane myśli błądziły wokół jego ust. Mikołaj pochylił się w moim kierunku tak, jakby zgadł, co chodziło mi po głowie. A niech to piernik trzaśnie, najpierw powinnam umyć zęby! Zrobiłam płynny unik, omijając go w przejściu i zwiałam do kuchni, po drodze zerkając w lustro na ścianie. Obraz nędzy i rozpaczy na głowie przygładziłam rękoma. Następnie włączyłam czajnik, napiłam się wody prosto z butelki, by przepłukać usta i wyjęłam dwa kubki.

- Fajna piżama - usłyszałam za plecami i poczułam zimne dłonie na biodrach. Zastygłam, na krótką chwilę, po czym z zażenowaniem zerknęłam w dół, by sprawdzić kompletność stroju.

- Wiem, bardzo ją lubię.

- Do twarzy ci w zielonym - szepnął z lekką ironią. Przynajmniej nie udawał, że jestem najseksowniejszą kobietą na świecie w rozciągniętym worku.

Świątecznie przechwycony -WYDANAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz