Rozdział 9

222 41 54
                                    

Umieszczenie choinek na dachu wypasionego czarnego auta Nie Do Końca Świętego wydawało się duża prostsze niż ich ściągnięcie. Tak się pozałączały gałązkami te elfie pomioty, że z trudnością przychodziło nam ich rozdzielenie i zostawienie tej obsikanej na aucie, a tej pięknej pachnącej u mnie. Jednak to walce nie przeszkadzało mi w nuceniu świątecznych piosenek. Zaprowadziłam Newtona na górę, a później wróciłam, by pomóc Mikołajowi z drzewkiem. Facet nie wyglądał tak, jakby potrzebował pomocy.

– Co mam zrobić? – zapytałam, nie chcąc zostawić go samego z dwumetrową choinką.

– Otwórz drzwi.

Jednym ruchem zarzucił sobie drzewko na plecy tak, jakby nie warzyło więcej niż worek marchewek dla bałwana.

– Pomogę, wezmę za...– zawiesiłam się.

– Za co?

– No, nie wiem. O! Za czubeczek wezmę, żeby się nie połamał! – zawołałam uradowana.

– Może później skoro sprawia ci to taką radość, a teraz otwórz drzwi Poluś.

Nie chciał mojej pomocy. Macho! Więc spokojnie podeszłam do drzwi i wtedy dotarło do mnie pierwsze zdanie.

– Świntuch z ciebie – zauważyłam.

– Naprawdę bardzo się staram nim nie być, lecz nieustannie mnie prowokujesz.

– To nie jest prawdą.

– Więc tylko czasami mnie prowokujesz – poprawił się.

– Przestaniesz?

– Mam przestać?

– Zastanowię się.

Machnięciem ręki zachęciłam go, by wszedł do środka, po czym przywołałam windę.

– Długo będziesz się zastanawiała? – zapytał, zerkając pomiędzy przysłaniającymi mu oczy gałązkami.

– To zależy.

– Od czego?

– Czy przegniesz. Masz jakieś dekoracje świąteczne? – zapytałam, po czym wsiadłam do windy, a Mikołaj podążył za mną.

Mikołaj w odpowiedzi uniósł wysoko brew i uśmiechnął się krzywo. Wyglądał jak typowy świąteczny Grnich.

– Jesteś odzwierciedleniem stwora na mojej zielonej piżamie – podzieliłam się myślą.

Gdy wsiedliśmy do windy Nie Do Końca Święty oparł drzewko o jej ściankę, by następnie oprzeć dłonie na moich biodrach.

– Mówiłem już, że prowokujesz.

– A niby jak?

– Od wczorajszego poranka nie mogę przestać myśleć, o tej twojej absurdalnej piżamie. Wcześniej myślałem tylko o twoim zwariowanym podejściu do świąt – wyjaśnił, a na dźwięk jego cudownego głosu zmiękły mi kolana jak jakiejś małolacie. Przywarłam do niego mocniej, by nie paść na tyłek przy kolejnym tekście oraz ratując resztki godności odpowiedziałam:

– A ja myślałam o twojej niechęci do świąt. Zdradzisz mi jej sekret?

Mikołaj nie zdążył zapanować nad grymasem prześlizgującym się po jego twarzy, ani też nad bólem, który teraz wyraźnie widziałam w jego oczach. Przez dosłownie kilka sekund stał się bezbronnym, zranionym mężczyzną, który nie radził sobie z negatywnymi uczuciami. Przytuliłam go, a on bez wahania rozsunął moją kurtkę i ułożył policzek na moim ramieniu, wtulając się w szyję. Owiał mnie jego ciepły oddech i troska, by jak najszybciej pomóc mu wydostać się z tego marazmu.

Świątecznie przechwycony -WYDANAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz