Rozdział 5

274 40 24
                                    

Uwielbiałam pracę na uczelni w szczególności za różnorodne godziny, w których muszę się tam pojawiać. Byłam zaangażowana zarówno w spotkania ze studentami, jak i w projekty w instytucie. Jednak w okresie świąt dawałam sobie pewną dyspensę na mniejszą ilość godzin, na co łaskawie mój szef przymykał oko. Dlatego też, tego pięknego dnia po nakarmieniu Newtona, wciąż w parku, leciałam na szmacie, polerując mieszkanie od góry do dołu. Świąteczna głupawka – najwyższego stopnia. Nie nawiedziłam tego, jednak wychowana w duchu tradycyjnego przygotowania do świąt, sprzątałam w rytm świątecznych piosenek. Święta w domu bez zapachu pasty do polerowania podłóg, nie była takie, jak powinny być. I najważniejsze! W wysprzątanym domu, można było ustawić świąteczne drzewko.

Po kilku godzinach, utracie dwóch świeżo zrobionych paznokci i oceanie kawy, z dumną spojrzałam na swoje dzieło – mistrzostwo świata. Zawczasu wyciągnęłam z piwnicy moje ozdoby świąteczne, które grzecznie czekały na swoją kolej i już miałam zabierać się do dekorowania drzwi wejściowych, gdy usłyszałam dzwonek telefonu, który przyporządkowałam mojemu bratu.

– Czego duszo pragniesz? – zapytałam.

– Cześć Poluś.

– Nie ma czasu. Streszczaj się.

Kochałam go, lecz w tym momencie, niezbyt mocno. A po jego pierwszych wydukanych do telefonu słowach, zdawałam sobie sprawę, że poprosi mnie o coś, czego nie będę mogła odmówić.

– Bo wiesz... to mieszkanie, które teraz remontuje...

– Wyduś to z siebie, bo przycisnę cię stopą renifera do podłoża.

– Pola, ty i te twoje porównania.

– Gadasz czy nie? Dekoracje mi leżą odłogiem.

– Dekorujesz – powtórzył za mną zrezygnowany. Od najmłodszych lat, rozumiał, że w tym momencie nikt nie powinien mi przeszkadzać.

– Piotrek, słucham. Masz ostatnią szansę na wypowiedź. Jedno stęknięcie więcej i się rozłączam!

– Poluś hydraulik mi nawalił. Zostały tylko krany.

– Co? Mam ci zakładać karny?

– Nie znajdę nikogo, a jest ich tylko cztery. Jeden w kuchni, trzy w łazience. Sam wciąż gładzie kładę. I maluję. Chłopaki się pochorowali. Za bardzo ich cisnąłem.

– I teraz chcesz mnie cisnąć?

– Pola, to ważne.

– Piotrek, nie pierwszy raz obsuniesz się z robotą.

– Ale to przyjaciel.

– Jak przyjaciel, to weź go do siebie.

– To nie takie proste. Proponowałem, ale nie chce.

– No to ma koleś problem. Nie potrafi sam tego zrobić?

– Wyjechał, a ja obiecałem, że przynajmniej będzie miał gdzie się wykąpać jak wróci. Pola, facet nie raz uratował mi dupę. Bez niego pewnie teraz byłbym bankrutem i mieszkał pod mostem, a moje dzieci jadły kamienie.

– Ty to wiesz, jak człowieka podejść – westchnęłam.

– Dziękuję! Wynagrodzę ci to!

– Oczywiście, że wynagrodzisz. Ile płacisz?

– Mam ci zapłacić za te krany?

– A co myślałeś? Przyda mi się trochę grosza przed świętami.

– Standardowa stawka za godzinę? Odpowiada?

– Niech będzie. Jutro wpadnę po pracy.

– Poluś, a nie mogłabyś dziś? Proszę.

Świątecznie przechwycony -WYDANAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz