rozdział 6

80 6 9
                                    

Był wtorek. Dzień, w którym miała pójść z Zed'em do kawiarnii na lody. Aurelia siedziała ubrana w lawendową sukienkę na ramiączka do połowy uda i czekała na wiadomość od Zed'a. Miał jej napisać gdzie mają się spotkać, ale nie był nawet aktywny, a godzina spotkania zbliżała się wielkimi krokami.

Przejrzała się jeszcze raz w lustrze, poprawiając swoje rozpuszczone włosy. Szatynka podeszła do toaletki, dokładając perełkowe kolczyki z kokardkami. Popsikała się perfumami o zapachu wanilii i truskawki, które uwielbiała z całego serca. Usiadła ponownie na łóżku, patrząc cały czas na godzine w telefonie.

Nie wiedziała czemu tak się tym przejmowała. To było tylko zwykłe spotkanie, którym Zed ją cały czas męczył. Wybiła godzina szesnasta, a Necrodopolis nadal nie dawał znaku życia. Niebieskooka westchnęła ciężko, z zamiarem rozebrania się, ale nagle ktoś zadzwonił do drzwi. Aurelia podskoczyła w miejscu z podekscytowania, mając nadzieję, że to Zed. Wzięła swoją torebkę i wsadziła do niej najpotrzebniejsze rzeczy.

Podeszła do drzwi, uspokajając się w myślach. Miała wielką nadzieję, że to właśnie Zed Necrodopolis dzwonił do jej drzwi. Taki mały wypad dobrze by jej zrobił. Otworzyła białe drzwi, a jej oczom ukazał się Zombie, który nie wyglądał jak Zombie.

Zed miał czarne włosy, nie miał aż podkręconych oczu oraz nie miał bladej skóry, w dodatku miał na sobie ubrania całkiem w innym stylu.

Zombie uśmiechnął się do niej szeroko, podając jej bukiet kwiatów.

— Ślicznie wyglądasz — powiedział szczerze do szatynki, która uśmiechnęła się na komplement i odebrała kwiaty.

— Dziękuję, Zed — powiedziała dziewczyna, przepuszczając Zeda w drzwiach. — Śmiało, wchodź.

Zed wszedł troche niepewnie, rozglądając się po domu. Aurelia poszła z bukietem kwiatów do kuchni, wyjęła biały wazon z szafki, po czym nalała wody. Wstawiła bukiet i zwróciła się do tymczasowego bruneta.

— Chcesz coś do picia? — zapytała, spogladając na jego ubiór. Miał na sobie pastelowo różowy garnitur i białą koszulę.

— Nie, dziękuje — odpowiedział kulturalnie. — To idziemy?

— Idziemy — powiedziała dziewczyna.

Cała droga przeminęła w miłej atmosferze, Zed nie zadawał zbędnych pytań na temat tamtego dnia. Było naprawdę miło, a Aurelia się tego nie spodziewała. Gdy dotrali do kawiarnii, Zed przepuścił ją w drzwiach.

Usiedli na krzesłach, przeglądając się wystrojowi pomieszczenia. Było w pastelowych barwach, a wszędzie znajdowały się kwiaty w rożnych kolorach. Były nawet na suficie i wyglądało to jak kwiatowe niebo.

— Tyle lat mieszkam w Seabrook, ale nigdy tu nie byłam — powiedziała Aurelia, spogladając na Zed'a. Chłopak przeniósł wzrok na dziewczyne.

— U nas, w Zombietown tylko istnieje sklep, który nie wygląda jak sklep — spojrzał jej prosto w oczy. — Seabrook, to całkiem inna rzeczywistość. Jest tutaj tak pięknie, spokojnie.

Rozmowe przerwała kelnerka, podając menu w niebiskim kolorze. Na okładce widniały złote wstawki i napis Menu. Odeszła od nich, pozostawiając ich samych.

— Jakie bierzesz? — zapytał Zed, zamykając kartę. Spojrzał na dziewczynę, która po chwili zrobiła to samo.

— Brownie, a ty?

— Jagodowe z czekoladą — powiedział, patrząc prosto w jej oczy. Dziewczyna złapała aluzje i lekko sie zarumieniła, zasłaniając się kartą. Nie widziała skąd w niej tyle niepewności.

see you later | zombies [ZAWIESZONE NA ZAWSZE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz