rozdział 8

78 3 0
                                    

— Czyli nie przelecisz Zed'a — mruknęła Grace, która stała obok Aurelii, która wyciągała coś z swojej pudrowo różowej szafki. Szatynka przewróciła oczami, wyjmując swój zeszyt od matematyki. Trzasnęła drzwiami, zamykając metalową skrzynkę. Spojrzała na przyjaciółkę spod byka, a ta jedynie się uśmiechnęła. — No co? On leci na ciebie.

— Ale ja na niego nie — odpowiedziała, odchodząc od szafek.

— No i co z tego? To twoja szansa — powiedziała, uśmiechając sie szeroko. Aurelia westchnęła zirytowana, wchodząc do damskiej toalety.

Aurelia od rana miała zły humor. Miała okropny koszmar i wielką kłótnie z rodzicami, którzy zauważyli, że ich idealna córka dostała czwórkę ze sprawdzianu z francuskiego. Do tego jej przyjaciółka Grace ją cały czas irytowała, miała dość. Czuła się jakby zaraz miała wybuchnąć.

— Mniejesza z tym. Masz dziwną fryzurę, piorun cię rano kopnął? — zaśmiała się pod nosem, poprawiając jej włosy. Aurelia warknęła wkurzona pod nosem, uderzając przyjaciółkę w rękę.

— Przestaniesz być taka irytująca? — powiedziała wściekła, wychodząc z łazienki. Grace zmarszczyła brwi, po czym wzruszyła ramionami.

Głowa zaczęła ją boleć, gdy usłyszała nagły hałas na korytarzu. Westchnęła bliska płaczu, miała dość tego dnia. Usiadła na niebieskim krzesełku, chowając twarz w dłoniach. Zaraz przy sobie poczuła ruch przez który spojrzała na tą osobę. Była to jedna z cheerleaderek – Bree. Aurelia kojarzyła ją, była bardzo miła, aktywna i wyróżniła się z tłumu.

Czarnoskóra uśmiechnęła się do szatynki, głaszcząc jej ramię.

— Coś się stało? — zapytała się zmartwiona. Aurelia wiedziała, że można jej zaufać. Już trochę ją znała, były razem w drużynie od roku.

— Mam wszystkiego dość — odpowiedziała szczerze. — Wszystkie emocje we mnie buzują i mam ochotę wybuchnąć.

— Znam to uczucie — zaśmiała się lekko, a Aurelia zaraz za nią. — Jesteś taką tykającą bombą, a każdy mały impuls zbliża cię do wybuchu. Polecam ci iść, gdzieś, gdzie nikt nie będzie cię słyszał, i krzycz. Głośno i ile chcesz. Dasz upust emocjom. Naprawdę pomaga.

— Dzięki — uśmiechnęła sie lekko do brunetki, która wstała i podała jej rękę. Przyjęła ją i wstała z krzesełka, poprawiając swoją niebieską sukienkę.

— Bardzo się stresuję dzisiejszym występem — wspomniała dziewczyna, spoglądając na szatynkę.

— Nie przejmuj się, Bree. Przecież to nie twój pierwszy i nie ostatni występ — powiedziała Aurie, idąc w stronę sali gimnastycznej.

— Wiem, ale Bucky...

— Nim się nie przejmuj — przerwała jej. — Trochę mu odbija. Dobra, nawet bardzo. Ale to tylko Bucky.

— Tak, tylko Bucky, były kapitan cheerleaderek.

— Właśnie, Bree. Były kapitan.

— Cieszę się, że ty wstąpiłaś na jego miejsce — uśmiechnęła się szeroko Bree.

— Cii — uciszyła ją Aurie. — Dobrze, że tego Bucky nie usłyszał.

Zaśmiała się, wchodząc do pustej szatni. Położyła swoją torbę na ławeczce. Bree usiadła obok niej.

— Mogę się ciebie o coś zapytać? Jako koleżankę, a nie jako kapitanke czy tam przewodniczącą.

— Pewnie, pytaj śmiało — odpowiedziała szatynka, wyjmując strój cheerleaderowski. Było to biało-zielono-różowa bluzka na ramiączka z napisem Seabrook, który był w kolorach szkolnych. Do tego biała spódniczka, która miała na dole dwa paski również w tej samej kolorystyce. Cały strój dopełniała różowa kokarda do włosów.

see you later | zombies [ZAWIESZONE NA ZAWSZE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz