6. Każda wspólna chwila

402 9 3
                                    

                      *Dylan*

  Kiedy tylko wziąłem moją małą Rosie w ramiona, poczułem, że trzymam przy sobie cały mój świat. Miałem w objęciach to, co potrzebne jest mi do szczęścia. Tak oślepiło mnie jej piękno, że dopiero następnego dnia rano, gdy jedliśmy wspólne śniadanie, dostrzegłem jak mocno się zmieniła. I mimo tego, że dalej była najpiękniejszą istotą jaką w całym swym życiu widziałem, to nie umknęło mi jak bardzo schudła i jak zbladła jej twarz. Kolorytu na twarzy dodawały jej tylko delikatne rumieńce, kiedy ją komplementowałem. Ale jej oczy dalej błyszczały tak samo gdy patrzyła w moje. I dalej była perfekcyjna. Bo była moją Rosie. A ona zawsze jest perfekcyjna. 

-Rosie?

  Dziewczyna spojrzała w moją stronę odstawiając kubek z herbatą na stół. 

-Tak?

-Może jakiś mały spacer? 

-Chętnie, niedaleko jest park. Pokażę Ci ładne miejsce- uśmiechnęła się promiennie. 

-W takim razie, wezmę szybki prysznic i możemy iść. 

  Tak jak powiedziałem, tak zrobiłem. Wykąpałem się tak szybko jak tylko mogłem i niedługo później wraz z Rose opuszczaliśmy już budynek. Szatynka zaproponowała, żebyśmy poszli do miejsca w którym pracuje po kawę, więc właśnie tam się udaliśmy. Weszliśmy do kawiarni, do której przeszliśmy tylko przez ruchliwą ulicę. Za ladą stała uśmiechnięta blondynka, którą poznałem wczorajszego wieczoru. 

-Hej, co dla was?- zapytała gdy tylko nas zobaczyła. 

  Rosie zerknęła w moją stronę pytająco.

-Zdaję się na Ciebie, wybierz coś- objąłem ją za talię. 

-Dwa razy duże latte z syropem piernikowym. 

-Twoje ulubione- zaśmiała się blondynka. 

-Ile płacę?- zapytałem. 

-Jedno wielkie, nic- zaśmiała się dziewczyna.- W końcu to już prawie kawiarnia twojej ukochanej. 

  Skrzywiłem się lekko. 

-Co?

-Wyjaśnię później- odparła szatynka. 

  Chwilę później powolnym krokiem szliśmy w stronę parku o którym wcześniej wspominała mi Rose. Po drodze pokazywała mi wiele miejsc i opowiadała różne historię z nimi związane. Widziałem w niej radość, której ponoć już w sobie nie miała. I nie wiem czy to moja zasługa, ale cholernie podoba mi się gdy się tak uśmiecha. A zwłaszcza, gdy uśmiecha się do mnie. Spacerując alejkami londyńskiego parku, zrozumiałem, że pokochałem to miasto całym sercem. Nie za jego urok i piękno. A za to, że jest w nim miłość mojego pieprzonego życia. Choć w głowie cały czas wybrzmiewał mi głos Chanel, mówiącej o kawiarni. 

-Rosie, aniołku?

-Tak, Dylan? 

-O co chodziło twojej koleżance? Z tą kawiarnią? 

-Ah, no tak. Kawiarnia miała być zamknięta przez podniesiony czynsz lokalu, ale Violet dała mi pieniądze na wykup tego miejsca. Więc wraz z Emily będziemy nowymi właścicielkami kawiarni. 

-To żart?- zaśmiałem się nerwowo. 

-Nie, dlaczego?

  Zatrzymała się przede mną i dopiero w tej chwili zdałem sobie sprawę, że mówi całkiem poważnie. Czy to miało oznaczać, że planuje pozostać tu na dłużej? Bo jeśli tak, to co ze mną. Co z nami?

Remember MeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz