żonkil.
Gdy tylko jedna z dziewczyn otworzyła zamknięte pomieszczenie, od razu opuściłam je energicznym krokiem. Weszłam do głównego pokoju, z którego dochodziły rozbawione rozmowy. Omijając siedzących i zasypiających na podłodze, skierowałam się w stronę kanapy. Schyliłam się po leżącą na ziemii czarną torebkę, a nade mną nachyliła się uśmiechnięta Marina, która wyszeptała mi na ucho troskliwe pytanie.- Gdzie się wybierasz? Może ktoś z tobą pójdzie. Nie chcę, żebyś się szlajała sama po nocy w mieście, którego ani trochę nie znasz. - oznajmiła z uporem w głosie, a mi się zrobiło ciepło na sercu z jej rodzinności i opiekuńczości. Ta noc zdecydowanie mi się dłużyła, a towarzystwo kobiety, pomagało mi przetrwać wśród wszystkich graczy.
- Nie, spokojnie. Idę tylko na schody. Zrobiło mi się lekko duszno. - odpowiedziałam i obdarzając jeszcze szatynkę uśmiechem, który mówił „wszystko jest okej", skierowałam się w stronę wyjścia. Otworzyłam drzwi i nabrałam do płuc odrobiny świeżego powietrza.
Przeznaczeniem Mariny Łuczenko-Szczęsnej, nawet jeśli była ona o wiele starsza, było zostanie moją koleżanką, a może i nawet przyjaciółką. A przypadkowe walnięcie kogoś prosto w twarz kieliszkiem jest idealnym sposobem zawarcia wiecznej przyjaźni.
Było już późno - jak zwykle, gdy wychodziłam z imprezy oraz zaczynałam odczuwać zbyt odurzający już zapach potu i silnego alkoholu. Lampa na ulicy tliła się lekką, przygaszoną mgiełką, pomagając mi skupić się na przypomnieniu sobie nazwy naszego hotelu. Szukając liter czułam się jak w labiryncie pełnym ślepych zaułków. A zmuszając mój lekko podpity mózg do intensywnego myślenia, odnosiłam wrażenie, że ciągle rozbijałam się o ściany. Planowałam wstukać ją w mapę Google i przemierzyć następne trzy kilometry pieszo. Jednak widząc nieprzeniknioną ciemność, zdecydowanie odwiodłam się od tego planu.
W końcu, czekając na kogoś, kto również ma dość, usłyszałam kroki zza drzwi. Miałam cichą nadzieję, że przybysz nie jest pijany i że byłby w stanie zawieść mnie bezpiecznie do domu. Po krótkiej chwili, pewnie ubierania się, jak przystało na listopadową noc, wyszedł. Otworzył drzwi z lekkim skrzypnięciem, a ja od razu obróciłam głowę i spojrzałam na widok przede mną.
Zalewski ubrany był już w swoje zwykle ciuchy, a nie w garnitur. Przyszedłszy tu, myślał, że miała to być oficjalna impreza, ale na szczęścia miał w samochodzie też ubrania na przebranie. Przeczesał ręką wygniecione i rozczochrane od tańca wlosy. Muszę przyznać, że przyglądałam się mu świętującemu remis. Hałasy ze środka budynku pewnie zmusiły go do wyjścia. Uśmiechnęłam się widząc go, przysiadającego się obok mnie na skraju betonowych, zimnych schodków.
- A może poszlibyśmy na spacer? - zaproponował po chwili ciszy.
Ja tylko mocno skinęłam głowa i pociągnęłam go za rękę. Pod wpływem alkoholu człowiek robi sie zdecydowanie bardziej otwarty. Jednak po kilku sekundach przypomniawszy sobie o przyjemnym cieple na dłoni, niezręcznie odsunęłam rękę. Nie udało mi się przywyknąć do zimna i ciągle naciągałam cienką kurtkę na gołe ramiona.
Ruszyliśmy w kierunku ruchliwej ulicy, oddalonej od miejsca imprezy o jakieś dobre 2 kilometry. W tamtej chwili wydawało mi sie to naprawdę dużo, ale wspólny spacer z chłopakiem wynagradzał mi to. Moje stopy zdecydowanie odczuwały kilka godzin spędzonych na niskich, ale jednak obcasach. Szliśmy w ciszy, wsłuchując się w nocny klimat pustej drogi. Gdyby nie wiejący wiatr i odgłosy owadów w trawie, byłabym w stanie usłyszeć bicie jego serca.
CZYTASZ
𝗚𝗹𝗶𝗺𝗽𝘀𝗲 𝗼𝗳 𝘂𝘀 | 𝗡𝗶𝗰𝗼𝗹𝗮 𝗭𝗮𝗹𝗲𝘄𝘀𝗸𝗶
Fanfiction- Czyli irysy, będące wyrazem miłości i wdzięczności, najczęściej dawane rodzicom. Azalie, które w tym połączeniu ukazują głęboką tęsknotę i niezapominajki - spojrzałam na chłopaka, próbując wyczytać w jego oczach emocje - Hmm.. niezapominajkami wyr...