9.

546 38 19
                                    




anturium.

Nasze życie obróciło się do góry nogami, a naszym obowiązkiem było zachowywać się tak, jakby nic się nie stało. Bo tak było prościej.

Staraliśmy się być sobą dla siebie, ale to akurat nie było łatwe.

Zdarzały się chwile, w których moja skrupulatnie budowana przez lata maska zadowolenia i optymistycznego podejścia pękała pod natłokiem zbyt silnych emocji. Na szczęśliwej twarzy pojawiały się drobne pęknięcia, przypominające uszkodzenia, jakie często widoczne są na porcelanowych lalkach. Pajęczyna wgłębień i szpar rozciągała się na mojej masce, odsłaniając światu zewnętrznemu zdecydowanie więcej, niż bym sobie życzyła.

Poranna melodia budzika, nigdy nie była moim ulubionym dźwiękiem. Wyłączyłam go po kilku powtórkach odgłosu i przetarłam swoją niewyspaną twarz dłońmi. Lekki stres zawładnął moim ciałem, pamiętając, że dzisiaj chłopcy zagrają mecz. Tak jak wcześniej mówiłam wstanie rano z łóżka było dla mnie zawsze bardzo trudne. Jeśli godzinę dwunasta można nazwać ranem. Gdy wreszcie zwlekłam się z posłania moją głowę zalał potężny bol. Czując pulsowanie, wyjrzałam za okno, sprawdzając jaki strój będzie odpowiedni na dzisiejszą pogodę. Lekko ociężale wyciągnęłam z walizki tabletki, które zdążyłam kupić jeszcze przed wylotem i połknęłam je lekko, bez popijania wodą. Czułam się koszmarnie, mimo, że od pamiętnego dnia imprezy minęło kilka dób. Podchodząc do lustra i przeciągając się, zmrużyłam oczy ze zdziwienia. Wyglądałam serio tragicznie.

Pół godziny później byłam już przebrana, wykąpana i świeżo umalowana, dzięki czemu moja twarz sprawiała wrażenie wyspanej jak nigdy. Zrobiłam lekki makijaż, podkreślając przy tym moje ciemne oczy. Wraz z promieniami słońca, które wpuściłam do pokoju poprzez odsłonięcie firan, przyniosłam sobie ciepłą herbatę, której zapach rozbudził mnie już całkowicie.

Wyciągnęłam z szafy parę szerokich jeansów i kremowy sweter. Rozczesałam włosy, które jak na złość plątały mi się nieznośnie, a potem zrobiłam przegląd mojej torebki, wyrzucając przy tym rzeczy, które nie będą mi dzisiaj potrzebne. Uznałam, że nie ma sensu iść na śniadanie, więc poczytałam książkę i od razu skierowałam się na obiad.

Pośpiesznie zbiegłam po schodach kilka poziomów. Musiałam przyznać, że moja kondycja lekko się poprawiła za sprawą codziennej przebieżki po piętrach budynku, który miał ich sześć nad ziemią i trzy pod jej powierzchnią.

Gdy przekroczyłam próg pomieszczenia, Marina powitała mnie i zakomunikowała do jakiego stołu mam się przysiąść. Potem klasycznie udałam się do kuchni i wzięłam coś dobrego do jedzenia, czyli jak zwykle kawa i bułki z różnymi dodatkami.

Na samą myśl o sytuacji jaka wydarzyła się między mną a Nicolą zaledwie kilka dnie temu, moje policzki robiły się lekko czerwone. Mimo przyjaznego wrażenia odczuwałam, że nie mam do powiedzenia nic, co zaciekawiłoby chłopaków, momentalnie odebrało mi chwilową pewność siebie.

Co po chwilę śmiejąc się z czyjegoś żartu, przełykałam ostatni kęs jedzenia. Poczułam lekkie szturchnięcie w udo. Zaskoczona, podniosłam lekko obrus, aby zobaczyć, co jest przyczyną ciężkości na moich kolanach. Spojrzałam pod stół, dyskretnie, aby nikt nie spostrzegł, że coś jest nie tak. Czując i widząc coś znajdującego się na moich nogach, wyciągnęłam po to rękę. Udało mi się rozpoznać coś o dziwnym kształcie. W głębi serca przypuszczałam, że to była roślina. Wyciągnęłam ją spod stołu i ułożyłam na materiale.

Anturium, czerwony kwiat w kształcie serca, z takim śmiesznym żółtym bolcem. Oznacza szczere uczucie, przyjaźń i przywiązanie. Uśmiechnęłam się pod nosem, spoglądając na Nicolę siedzącego na przeciwko.

𝗚𝗹𝗶𝗺𝗽𝘀𝗲 𝗼𝗳 𝘂𝘀 | 𝗡𝗶𝗰𝗼𝗹𝗮 𝗭𝗮𝗹𝗲𝘄𝘀𝗸𝗶Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz