Im dłużej Soobin mieszkał w domku, tym większa była jego chęć do poznania historii mężczyzny, którego tamtej nocy zobaczył. Od miesiąca nie było po nim śladu. Może był na tamtej huśtawce? Prawdopodobnie, ale Choi nie miał wystarczająco odwagi na zapuszczenie się w las po wydarzeniach sprzed kilku tygodni. Poza tym, przejrzał piwnicę. Jako jedyna wydawała się nie nosić brzemienia jakichś wydarzeń z przeszłości. W niej Soobin nie czuł całego tego napięcia, które dostrzegał w okolicy odkąd odnalazł polanę.
Za to strych pozostał przez niego niezbadany. Tego dnia mężczyzna chciał go zwiedzić. Oczywiście za dnia, żeby nie czuć aż takiego strachu.
Soobin powoli wygrzebał się ze swojego pokoju, trzymając w dłoni pęk kluczy. Wiedział już, którym mógł otworzyć kłódkę zatrzaśniętą na klapie do poddasza. Prowadziła do niej prawie pionowa drabinka. Choi wdrapał się po niej na samą górę i otworzył kłódkę zamykającą strych. Klapa była zwyczajnie wyciętym kawałkiem podłogi, z zawiasami. Otwierała się w kierunku dachu, dzięki czemu nie spadła Soobinowi na głowę.
Choi szybko wszedł na górę żeby się rozejrzeć. Kiedy tylko wstał, drzwiczki z hukiem opadły na podłogę. Panująca na poddaszu atmosfera była lekko niepokojąca, ale tylko przez chwilę. Od strony lasu znajdowało się okno. Chłopak szybko podreptał do szyby i spojrzał na krajobraz. Gdzie był pochyły teren, prowadzący niżej? Gdzie było stopniowe przerzedzenie drzew? Gdzie podział się najwyższy dąb, na którym wisiała huśtawka? Choi z trudem wyłapał wzrokiem rozwidlenie dróżek. Ich odnogi nie szły prosto, równolegle. Prawy szlak odbił na ukos, do miejsca w którym znalazł się ponad miesiąc temu razem z przyjaciółmi. A lewy? Lewy ostro zakręcał, toczył ślimaki i pętle, przecinał się... polana zniknęła.
Soobin poczuł ciężar na swoim ramieniu. Jego źródło było zimne. Coś połaskotało go w prawą stronę szyi. Mężczyzna odwrócił się w bok, żeby spojrzeć co to.
Nagle odskoczył na drugą stronę jak oparzony, upadając na podłogę. Na jego prawym ramieniu nie spoczywało nic innego, niż głowa chłopaka z żółtą czupryną, którą oparł o Soobina. Nieznajomy spojrzał na niego smutnym wzrokiem.
- Kim jesteś?! - Wrzasnął Soobin. - Co ty tu robisz?!
Blondwłosy nic nie odpowiedział. Klęknął tuż nad Choiem i złapał jego nadgarstki, którymi chłopak opierał się na podłoze. Drugi drgnął z powodu zimna. Nieznajomy prawie go obejmował.
- Nie krzycz, proszę. Jestem bardzo wrażliwy na dźwięki.
Soobin znał ten głos. To ta sama osoba, którą słyszał miesiąc temu. Co on robił w jego domu? To jakaś zjawa? Demon? Nie, był zbyt piękny! Chociaż jego obecność wydawała się mieć powiązanie z huśtawką na dębie z polany.
- Nie odpowiedziałeś mi. - Soobin odpowiedział drżącym głosem. - Co tu robisz?
- Mieszkam tu. - Szepnął niższy. - Mieszkałem.
Głos chłopaka był wspaniały. Taki spokojny. On cały był piękny. Ale to nie był wystarczający powód, żeby odpuścić mu pytań.
- Czym ty jesteś?
- Choi Yeonjun. Tak nazywali mnie przed śmiercią.
- Śmiercią? - Soobin zapytał. Z jakiegoś powodu owy Yeonjun nie wydawał mu się niebezpieczny. Był bardzo cichy i spokojny. - Co ci się stało? A co jak jesteś jakimś pijakiem który włamał mi się do domu i pierdoli głupoty?
- Zadajesz za dużo pytań. - Krótko odparł blondyn.
Soobin wyrwał się z jego uścisku i schował twarz w dłoniach ze zdenerwowania. Kiedy oddalił ręce od swojej głowy, po Yeonjunie nie było ani śladu.
CZYTASZ
the devil i've seenʸᵉᵒⁿᵇⁱⁿ
Fanficsoobin wprowadził się do starej chatki na obrzeżu lasu. wszelkie informacje dotyczące postaci nie mają na celu odzwierciedlania prawdziwych osób! krótkie rozdziały - myślę, że około 0,5k słów NIE SHIPUJĘ idoli w prawdziwym życiu. potrzebowałem tylko...