POV LLOYD MONTGOMERY GARMADON
Odrzuciłem z siebie kołdrę i podniosłem do pozycji siedzącej, przetarłem nadal zmęczoną twarz. Wciągnąłem szybko kapcie i narzuciłem na siebie pierwszą lepszą buzę leżącą na krześle przy biurku, aby nie straszyć innych. Pchnąłem drzwi, pokonałem kilka kroków i stałem przed pokojem Jade. Zapukałem kilka razy i kiedy nie usłyszałem odpowiedzi, wszedłem do środka. Zaraz musi iść do szkoły, nie możliwe, aby jeszcze spała. Rozejrzałem się po pokoju szukając jakiegokolwiek śladu życia. Drzwi od łazienki są otwarte na oścież, a łóżko idealnie pościelone. Jej plecak leży oparty o szafę, ale podpięta do kontaktu ładowarka nie jest podłączona do niczego. Wyszedłem w pośpiechu i ruszyłem do kuchni, mając jeszcze nadzieje, że siedzi tam spokojnie jedząc śniadanie. Niestety tutaj też nic. Wyciągnąłem telefon z kieszeni moich dresów i wróciłem do pokoju. Wybrałem w pośpiechu jej numer i pchnąłem wzorzystą płytę. Zastygłem widząc jakąś kartkę na swoim łóżku. Wyłączyłem telefon i podszedłem bliżej, chwyciłem ją w dłonie i dokładnie obejrzałem.
„Już od nas nie uciekniesz"
Cholera. Ja pierdole. Kurwa.
Przez niekontrolowany przypływ złości spłonęła ona w mojej dłoni fioletowym płomieniem. Czym prędzej zmieniłem dres w swój strój ninja i w całkowitej ciszy opuściłem klasztor. Latałem przez dłuższy moment, zastanawiając się co zrobić. Jeśli to oni porwali Jade, to znaczy, że mogą przecież w każdym momencie wejść do klasztoru jak do siebie, co jest niebezpieczne dla całej reszty drużyny. Wiedziałem, że zerwanie umowy było okropnym pomysłem, nie rozumiem co mną, wtedy kierowało. Teraz przeze mnie ten pajac z pokoju obok prawdopodobnie został porwany i pies wie, gdzie jest. Muszę ją znaleźć. To wszystko moja wina albo gdybym chociaż zasnął trochę później. Mieszka w pokoju obok przecież wszystko bym słyszał.
Poleciałem w kierunku cmentarza za miastem. Okolica jak zwykle świeciła pustkami, więc nikogo nawet nie zainteresuje moje pojawienie się. Mógłbym tutaj trafić nawet z zamkniętymi oczami, nie cierpię go z całego serca. Niestety po raz kolejny siła wyższa mnie do tego zmusiła. Pierdolona Harumi i synowie Garmadona. Czarna jak noc postać stała nad nagrobkiem księżniczki, a cała aura wokół niej zdawała się martwa. Jak by każda roślina wszystko, co żywe po pojawieniu się jej naglę ginęła śmiercią tragiczną w największych torturach. Wszystko naokoło krzyczało o pomoc.
Mój ojciec.
Czteroręki wysoki mężczyzna o ile można go jeszcze nazwać człowiekiem. Na głowie wyjątkowo miał swój hełm wykonany z niezniszczalnego materiału pochodzącego z krainy Oni. Obrócił się w moją stronę i wlepił swoje świecące oczodoły we mnie. Zacisnąłem pięści, powstrzymując się z całej siły, by mu ich nie wydłubać.
— Gdzie jest Jade?— Wypaliłem nie marnując czasu na żadne przywitania.
-Witaj synu, jednak się pojawiłeś- Wywróciłem oczami i przyjąłem poważny wyraz twarzy.-Nie mam pojęcia, o czym mówisz — Zaśmiał się tym dziwnym tonem.
— Oh skończ już. Gdzie jest Jade?— Warknąłem zirytowany, a on nagle się uspokoił.
— Nie wiem — Wzruszył ramionami. Okej, jest szczery. W takim razie gdzie do chuja ona się podziała.
— To, co to była za kartka na moim łóżku?— Zmarszczyłem brwi. Całość zrobiła się jakoś mało jasna i chyba nic nie rozumiem. Telefon zaczął mi dzwonić, wyciągnąłem go ze specjalnej wewnętrznej kieszeni i jeszcze bardziej zaciemniło mi umysł, gdy zobaczyłem numer Jade.
— A właśnie po to — Uniosłem w ostatnim momencie głowę do góry. Moment zaskoczenia, a w moim przypadku rozkojarzenia i poczułem rozrywający ból na plecach oraz klatce piersiowej. Zacisnąłem szczękę w agonii i upadłem na kolana.- Żegnaj.
CZYTASZ
Save Me |L.N| PartII:Lovely
FanficCZĘŚĆ DRUGA Nasze życie jest przeklęte, więc czego się spodziewaliśmy? Kiedy lata temu Iwajito burzył mury swojego świata nie spodziewał się wnuczki. Wnuczki która musi zbudować mury na nowo. Kiedy lata temu Pierwszy Mistrz Spinjitsu wznosił mury...