Rozdział 10

12 3 0
                                    

Naokoło panowała ciemność, rozświetlona jedynie przez obrazek rudowłosej dziewczynki, w dwóch długich warkoczach, bawiącej się, z tak samo rudym jak jej włosy, kotem. Po czym scena się zmieniła – ta sama dziewczyna bawiąca się w śniegu, na tle sierocińca. Znowu zmiana. Tym razem było to lato. Kwiaty i drzewa były w pełnym rozkwicie, a pola obfitowały w złotą pszenicę i zielone żyto. Wśród pól stała rudowłosa dziewczyna – dużo starsza niż poprzednio – i przytulała się z ciemnowłosym chłopakiem, który obejmował ją w pasie i przeczesywał jej falowane włosy palcami. Po sekundzie obraz znów się zmienił – jesień – z drzew spadały liście, umalowane na: złoto, pomarańczowo, czerwono i brązowo, tworząc ogniste dywany. W środku tego spektaklu stała para – ciemnowłosy chłopak (inny niż poprzednio) oraz dziewczyna o rudych włosach, które zlewały się ze spadającymi liśćmi. Jesienne tło nadawało piękny charakter pocałunkowi, w którym trwali. Kawałek dalej stał, pierwszy z chłopaków, patrząc na parę ze złością i nienawiścią… Nagle wszystko zniknęło, a świat ponownie pogrążył się we wszechogarniającej ciemności.

***

W mroku zaczęło pojawiać się coś jasnego, co rozpraszało, nieprzeniknioną dotąd, czerń otoczenia. Najpierw były to pojedyncze, migające impulsy świetlne, ale po chwili zaczęły łączyć się w smugi, które drażniły moje zamknięte oczy. Nie chciałam ich otwierać i jeszcze bardziej narażać się na oślepnięcie, czy nawet lekkie uszkodzenie wzroku. Po chwili do światła dołączyły dźwięki. Jakieś dziwne szmery i szepty. Spróbowałam otworzyć oczy, ale nie mogłam. Pomyślałam, że to przez to dziwne światło, więc odwróciłam głowę i wtedy poczułam tak niewyobrażalny ból… Był wszędzie. Rozlewał się po wszystkich komórkach mego ciała – od głowy po koniuszki palców. Uczucie było tak okropne, że moje ciało samoistnie wygięło się w łuk, aby spróbować choć trochę ulżyć w cierpieniu, które było najgorsze ze wszystkich, które dotąd przeżyłam. Nagle poczułam lekki dotyk i cichy, ciepły, uspakajający głos. Coś mówił, ale dźwięk zlewał się i nie byłam w stanie wyszczególnić konkretnych słów. W moich uszach dźwięczało, a tępy ból nie ustępował. Stwierdziłam, że muszę dowiedzieć o co chodzi. Przełamując całą siłę woli, otworzyłam oczy, orientując się, że ostre światło ustąpiło. Zamrugałam kilkukrotnie i wtedy obraz się wyostrzył, a w uszach przestało szumieć. Wszystko stało się momentalnie ostre i wyraźnie. Od nadmiaru dźwięków, kształtów i kolorów zakręciło mi się w głowie, ale to szybko minęło. Spróbowałam usiąść, lecz moje wysiłki szły na marne. Jednak zaraz poczułam czyjeś ramiona, które pozwoliły podnieść mi się do pozycji siedzącej. Przed sobą zobaczyłam Charlottę i Charlesa, a zza mnie wyłonił się Christopher (najwyraźniej to on pomagałam mi się podnieść). Przyglądałam się im z zaciekawieniem, jakbym widziała ich po raz pierwszy. Charlotta przełamała ciszę, patrząc na mnie z ulgą:

- Dobrze, że się obudziłaś. Wystraszyłaś nas wszystkich na śmierć.

- Gdzie ja jestem? – zapytałam nieprzytomnie, rozglądając się po pomieszczeniu.

- W pałacu – odpowiedział na moje
pytanie Christopher. – Twój upadek był bardzo poważny i musieliśmy natychmiast wracać, żeby lekarz mógł cię operować.

Popatrzyłam na niech zdziwiona. I niemal instynktownie dotknęłam bolącej mnie głowy. Co było bardziej dziwne wyczułam, iż mam tam zawinięty bandaż.

- O jaki upadek chodzi? Co się w ogóle stało?

Cała trójka spojrzała na mnie ze zdziwieniem.

- To ty nic nie pamiętasz? – zapytała Charlotta, coraz uważniej taksując mnie wzrokiem.

Pokręciłam głową, patrząc na nią z uwagą. Co było takie ważne, o czym powinnam pamiętać? Przeszukiwałam mój umysł, ale miałam tam czarną dziurę – plamę, która pojawiła się tam bez żadnego powodu, nie mając żadnej funkcji (przynajmniej tak mi się wydawało).

Ciemność Tom 3 "Wszystko ma swój początek i koniec "Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz