Chciałabym powiedzieć, że resztę tego dnia spędziłam produktywnie, ale byłoby to kłamstwem. Były to kolejne godziny, kiedy płakałam i spałam – na przemian. Zarówno jedno, jak i drugie jest bezsensowne i nie wnosi do mojego życia absolutnie nic. Nic też nie zmienia, bo użalanie się nad sobą, nie sprawi, że moje życie nagle stanie się łatwiejsze czy piękniejsze. Takie rzeczy zdarzają się tylko w bajkach, zaczynających się: „Za siedmioma górami, za siedmioma lasami…”. Jak wiadomo coś takiego nie zdarza się w prawdziwym życiu, pomijając fakt, że nikt by tak daleko nie dotarł, aby spisać te historie. Był to kolejny argument przemawiający za stwierdzeniem, iż w tych historyjkach nie ma ni krzty prawdy i wszystko jest wyssane z palca. Nie wierzę osobą, które mówią, że w każdej legendzie czy baśni tkwi ziarenko prawdy, bo niby skąd mielibyśmy to wiedzieć. Przestałam w to wierzyć już dawno temu – kiedy trafiłam do sierocińca i życie nie było tak kolorowe i piękne, jak starano się nam wmówić. Wtedy poznałam czarną stronę naszego istnienia na tym świecie, które nie ma w rzeczywistości żadnego znaczenia. Czy nie byłoby łatwiej się nie urodzić i nie mieć tych wszystkich problemów, z którymi musimy się zmagać? Pewnie wiele osób by się teraz kłóciło i próbowało zaprzeczyć – co rozumiem – ale i tak będę trwała przy swoim. Z moją ilością problemów, byłby to bardzo dobre rozwiązanie. Ale skoro już się urodziłam i tutaj jestem, dlaczego nikt nie wymyślił urządzenia, które pożerałoby i rozwiązywało nasze problemy samo – bez naszego udziału? Dlaczego nic takiego nie istnieje? O ile byłoby wtedy prościej…
Na zewnątrz robiło się ciemno, a ja czytałam właśnie jakąś przypadkową powieść, kiedy drzwi mojej komnaty otworzyły się gwałtownie i do środka wbiegł chłopak, z ciemnymi włosami roztrzepanymi na wszystkie strony świata. Wiedziałam kto to jest, jeszcze zanim zobaczyłam jego twarz. Ledwo zdążyłam odłożyć książkę, kiedy objęły mnie jego silne ramiona. Siedziałam jak wmurowana, nie mogąc się ruszyć. Chciałabym odwzajemnić gest, objąć go, powiedzieć, że cieszę się, iż go widzę, ale nic z tego się nie wydarzyło. Ramiona miałam sztywne, a w gardle zalegała mi ogromna gula. Chłopak zrażony moim brakiem reakcji, odsunął się. W jego oczach zauważyłam ból i smutek. W tym samym momencie poczułam to samo uczucie u siebie w sercu. Chciałam go jakoś pocieszyć. Niepewnie podniosłam rękę i dotknęłam jego policzka. Przymknął oczy, wtulając się w moją dłoń. Z jego oka wypłynęła samotna łza – otarłam ją kciukiem. Nie mogłam patrzeć na niego, kiedy płakał. Krajało mi się wtedy serce. Był przecież tak niewinny, nieskażony żadnym złem – a musi cierpieć. Żaden człowiek nie powinien być skazany na taki ból i doświadczanie okrucieństwa tego świata. Był on zbyt brutalny dla nas – ludzi. Jesteśmy zbyt krusi i delikatni. Każde nieszczęście niszczy nas i zostawia ranę, która długo nie chcę się zabliźnić, a to niszczy nas od środka.
Wzięłam twarz chłopaka w obie dłonie i gładząc jego, mokre od płaczu, policzki, cały czas szeptałam:
- Najdroższy. Najukochańszy. Mój luby. Mój Maximilienie.
Słysząc swoje imię, gwardzista podniósł na mnie swoje oczy, w których nie było już smutku, ale nadzieja zmieszana z jeszcze większym bólem. Teraz to ja zaczęłam płakać. Nie byłam w stanie wytrzymać jego wzroku. Emocje w jego oczach były tak szczere. Nie kłamał – ukazywał mi się taki jaki jest. To jest największa wartość, bo nie każdy to potrafi. Ja przed wszystkimi zawsze nosiłam maskę, bojąc się obnażyć w ten sposób. Im więcej ktoś o nas wie, tym łatwiej jest nas potem zranić. Przez lata nauczyłam się nie ufać innym tak szybko i skrywać moje prawdziwe emocje, przedstawiając się, jako nie ja. Byłam kimś zupełnie innym – łagodną, spokojną, delikatną, zagubioną dziewczynką – czyli całkowitym moim przeciwieństwem. Mimo tej rozbieżności udawało mi się udawać tą subtelniejszą, stonowaną wersję Katheriny na tyle wiarygodnie, aby nikt się nie zorientował. Taką wtedy pokochał mnie Corey. On był rycerzem na koniu, poszukującym księżniczki. Z moim udawanym charakterem idealnie wpisywałam się w te kryteria. Na początku cały czas grałam swoją rolę, lecz stawało się to męczące. Musiałam cały czas pilnować mojego zachowania, słów, które wypowiadałam. Z tego powodu zaczynałam się odsłaniać i pokazywać Coreyowi prawdziwą siebie. Jednak nie potoczyło się to tak, jakbym sobie życzyła. Zaczęło być między nami coraz gorzej – często dochodziło do kłótni, widywaliśmy się coraz rzadziej. Tak naprawdę Raphael wyświadczył nam ogromną przysługę. Dzięki niemu uwolniliśmy się od siebie. Wiele lat żywiłam do niego urazę, gdyż ówcześnie wierzyłam, że ja i Corey jesteśmy sobie przeznaczeni i uda się odratować nasz związek, tylko potrzebowaliśmy trochę czasu. Wierzyłam w to, bo przecież w każdym związku są kłótnie. Jednak to się nie sprawdziło. Teraz już zrozumiałam, dlaczego chłopak zakochał się w Anie. Ona była właśnie taką księżniczka, czekającą na swojego księcia – zagubioną, delikatną. Ja – z moją niezależnością, porywczością i wybuchowym charakterem – przestałam podobać się Coreyowi. On nie potrafił radzić sobie z dziewczynami takimi jak ja. Musiał mieć kontrolę. Nienawidził czuć się niepotrzebny. Teraz to widzę. Wtedy nie chciałam wierzyć, więc udawałam, że tego nie ma. Jak się okazuje wielka miłość mojego życia, oznaczała tkwienie w związku, który nie był ani trochę taki, jaki powinien. Nieświadomie, ale zazdrość Raphaela przyniosła więcej pożytku, aniżeli szkody. Nie wierzę, że nienawidziłam go przez te wszystkie lata. Uwolniłam się, dzięki niemu, od chłopaka, którego tak naprawdę nigdy nie kochałam. I choć sama dziwię się, że to mówię, to nigdy nie byłam bardziej poważna niż w tej chwili. Było to raczej przywiązanie i chęć posiadania kogoś bliskiego, aniżeli miłość. Uświadomienie sobie tego, zajęło mi trochę czasu, ale ostatecznie wyleczyłam się z urazy do Raphaela, jednocześnie uwalniając się z niewolniczej miłości do Coreya, która tliła się we mnie do niedawna, zupełnie bez powodu, zatruwając moje serce, które mogłoby pokochać kogoś innego. Może to właśnie dlatego nie kochałam Charlesa na tyle, aby próbować ratować tą relację w nieskończoność? Może dopóty, dopóki nienawidziłam Raphaela i byłam zakochana w chłopaku, któremu już się nie podobałam, nie mogłam naprawdę pokochać kogoś innego? Mawia się, że prawdziwa miłość jest jedna i na całe życie i teraz wiem, że tą miłością jest Maximilien. Nieważne było, że byłam zaręczona z kimś innym, bo przecież serce nie sługa – miłość nie wybiera. A to, co czułam do tego młodego człowieka, było czymś tajemniczym, innym, nieznanym. Nigdy wcześniej nie zaznałam tych uczuć, co tylko utwierdzało mnie w przekonaniu, że to ten jedyny. Byłoby gorzej, gdybym czuła się tak jeszcze w towarzystwie innego chłopaka, ale na szczęście nie miałam tego problemu. Choć raz mogłam być pewna w jednym aspekcie mojego życia uczuciowego. Było to dla mnie ulgą, bo jakiś czas temu zaczęłam się zastanawiać, czy coś jest ze mną nie w porządku. Nie dziwne, zważywszy na okoliczności.
Na tyle odpłynęłam myślami, że nawet nie zauważyłam, kiedy Maximilien ujął moją twarz w swoje ciepłe dłonie i tak jak ja chwilę temu, zaczął gładzić i ocierać, mokre od łez, policzki.
- Moja najukochańsza. Moja najdroższa. Moja jedyna. Moja Katherino – szeptał, a chwilę później poczułam jego usta na swoich.
Niewiele myśląc, oddałam pocałunek, wkładając w niego wszystkie nagromadzone emocje – smutek, tęsknotę, gniew, strach, miłość. Chłopak rozchylił moje wargi swoimi, pogłębiając pocałunek. Nasze łzy mieszały się, ale nam to nie przeszkadzało. Całowaliśmy się tak, jakby zaraz miał nastąpić koniec świata i były to nasze ostatnie chwile razem – ostanie pocałunki. Jego dłonie, już nie znajdowały się na mojej twarzy, ale błądziły po moim ciele, gładząc ramiona i pieszcząc odkryte fragmenty skóry. Maximilien wytyczył sobie drogę pocałunkami od kącika ust do żuchwy, aby chwilę później zejść jeszcze niżej – na szyję. Odchyliłam głowę do tyłu, czując niesamowitą przyjemność. To było całkowicie inne uczucie niż pocałunki Christophera. Te były bardziej gwałtowne i żarliwe. Wyrażały tęsknotę i cierpienie odczuwane z powodu braku bliskości. Wszystko to odczuwałam codziennie i niszczyło mnie to od środka – zabijało. Maxilimilien nie bał się, że mnie skrzywdzi. Nie traktował mnie jak porcelanową figurkę, bo wiedział, że jestem silna. Mocno trzymał mnie w tali, nie przerywając obdarowywania mnie pocałunkami. Po chwili podniósł mnie z fotela i przeniósł na łózko. Pisnęłam zaskoczona. Chłopak zaśmiał się cicho, z ustami przy mojej skórze. Jego ciepły oddech połaskotał moją szyję. Zadrżałam, a z moich ust wydobyło się ciche westchnięcie. Nie przerywając swojej czynności, Maximilien lekko mnie popchnął, że teraz leżałam na łóżku, a on był nade mną, podpierając się na łokciach. Wrócił pocałunkami do moich ust i zaczął ściągać ramiączka mojej cienkiej koszuli nocnej. Wtedy oprzytomniałam.
- Nie, nie możemy – wyszeptałam, ale kiedy chłopak nie zareagował, zaczęłam mówić głośniej – Maximilien. Przestań, proszę. Wiesz, że nie możemy – nadal zero reakcji. – Maximilien! Przestań! – w końcu krzyknęłam i zepchnęłam z siebie chłopaka, a ten spadł na ziemię z głuchym łoskotem.
Siedziałam na łóżku, oddychając ciężko. Znowu to samo – powtarza się ta sama sytuacja. Nie ma znaczenia, czy tego chcę czy nie, bo to, co zamierzaliśmy zrobić było złe. Nie tylko ja mogłabym zostać ukarana, ale przede wszystkim Maximilien. A tego bym nie zniosła. Skazanie niewinnego człowieka na karę i cierpienie, było czymś okropnym. Moje serce cierpiało by potem do końca życia. Cały czas miałabym przed oczami te straszne obrazy.
W tym momencie chłopak podniósł się z podsadzki, rozcierając bark i ramię, na które najwyraźniej upadł. Spojrzał na mnie z grymasem bólu wypisanym na twarzy i czymś jeszcze, czego nie potrafiłam zidentyfikować. Jednakże było w tym coś takiego, co sprawiło, że się przeraziłam. Wolałabym, żeby krzyczał, płakał, robił cokolwiek niż patrzył na mnie w ten sposób. Jednak on dalej się nie odzywał i po kilku najdłuższych sekundach w moim życiu, odwrócił się i wyszedł – bez słowa – trzaskając drzwiami. Ja natomiast patrzyłam tępo na miejsce, gdzie przed chwilą stał, czując jakby ktoś wyrwał mi kawałek serca.
Cześć! Mamy kolejny rozdział. Mam nadzieję, że się spodoba. Miłego i do następnego.
CZYTASZ
Ciemność Tom 3 "Wszystko ma swój początek i koniec "
Ficção AdolescenteŻycie Katheriny zostało wyrócone do góry nogami. Zaręczyny z wrogiem i napięcie między nią i bratem. Jednak na jej drodze staje jeszcze jedna osoba - jeden chłopak. Czy ta dwójka ma szansę? Czy małżeństwo wszystko zniszczy? Jak zakończy się histor...