Razem z Jake'm biegliśmy wprost na duże drzewo. Od dobrych kilku minut gonił nas Thanator, oczywiście mój towarzysz musiał zwrócić na siebie jego uwagę, i takim oto sposobem staramy się uniknąć śmierci. Najgorsze jest to, że nie miałam ani jednej broni w zanadrzu, ponieważ miał być to spokojny spacer.
- To wszystko przez ciebie! - syknęłam i spojrzałam nieprzyjemnym wzrokiem na mężczyznę.- Zawsze coś musisz odwalic a ja to do cholery sprzątam! - byłam na niego zła, gdyby nie to, że szanowny "dzieciaczek" postanowił się powygłupiać akurat w miejscu gdzie Thanator sobie spokojnie spał. Czasami ręce mi opadają z jego głupoty.
- To nie moja wina, że pojawił się tak nagle!
Co chwilę leciały obelgi z naszych ust.
Zwierzę było coraz bliżej, drzewo też było już na końcu wytrzymałości.
Jedynym bezpiecznym wyjściem był odlot z tego miejsca ikranem, ale oczywiście pan maruda musi wszystko komplikować.- Nie ma nawet opcji, że wsiądę z tobą na to coś! Przecież ja już mam śmierć gwarantowana po tym- Jake spanikowany co chwile gadał o tym jak to on nie umrze w czasie lotu. Zdenerwowana wsiadłam na zwierzę i po chwili pociągnęłam chłopaka na miejsce za mną.
Chciało mi się śmiać z wiązanki przekleństw, która słyszałam z ust mojego towarzysza, gdy tylko ikran wzbił się w górę. Jego całe ciało się spielo, a ja miałam wrażenie, że zaraz zabraknie mi powietrza przez jego wielki ucisk, gdy mnie trzymał.
- Wyluzuj, wielki wojowniku- ten tylko prychnął na moją uwagę, co wywołało u mnie jeszcze większe rozbawienie.
- Narażasz mnie w tym momencie na niebezpieczeństwo, mam wrażenie że to celowe.
- Przestań... Jak będziesz wybierał własnego ikrana też będziesz się tak mazgaić?
Muszę przyznać, że jego panikowanie było urocze i śmieszne. To jak łapał za moją talię, aby tylko nie spaść, do tego jego ciepły oddech na mojej szyii.
Chłopak już dalej się nie odzywał, prawdopodobnie dotarło do niego to co powiedziałam. W naszej kulturze szło mu coraz lepiej, czyli już krótka droga do połączenia się z ikranem.
Już sobie to wyobrażam: Jake próbujący nie spaść ze zmory i piszczący jak Tsutey gdy coś mu się nie spodoba. Aż na samą myśl o tym unioslam kąciki ust.Nasza podróż odbyła się bez większych komplikacji, no nie licząc tego, że dzieciątko prawie spadło w połowie drogi. Gdy tylko wylądowaliśmy, mężczyzna od razu ustał na swoich nogach i zaczął dziękować, że jeszcze żyje. Czasami zastanawiam się czy on aby na pewno jest normalny i za każdym razem wychodzi na to, że nie.
- Weź, nie przesadzaj- spojrzałam na niego zażenowana.- Przez ciebie chyba będę głucha, tak się darleś- teatralne złapałam się za ucho. Ten tylko wywrócił oczami.
- Nigdy więcej nie wsiądę na to coś.
- Muszę cię zmartwić, bo wsiądziesz ale w swoim czasie i to już nie ze mną tylko sam.- wystawiłam w jego stronę język i zaczęłam biec w stronę osady.
- Ej, zaczekaj!
Jake starał się dorównać mi kroku, ale i tak zostawał w tyle. Śmiałam się z niego, bo denerwował się, ze nie może mnie dogonić. Miałam dzisiaj nadzwyczajnie dobry humor. Z uśmiechem wpatrywałam się w nasiona eywy, które lataly wokół nas. Na chwilę ustalam, przez co ten idiota na mnie wpadł, i razem wylądowaliśmy w błocie.
- Złaź ze mnie, przez ciebie nie mogę oddychać! - wydarlam się na cały głos, czujac jak jego cielsko wbija mi się w każdy zakamarek ciała. Jake natychmiast się mnie posłuchał i zszedł, po czym posłał mi buziaka i najprawdopodobniej próbował zrobić słodką minę. Niestety wyglądał, jakby zjadł swoje odchody.
- Kochanie nie złość się tak bo zmarszczek dostaniesz - czasami naprawdę miałam ochotę go udusić i właśnie teraz był ten moment.
Wstałam strzepując z siebie błoto, co jako tako mi się udało i ruszyłam w stronę osady. Miałam ochotę się trochę zrelaksować. W docelowym miejscu byliśmy po chwili, ponieważ i tak byliśmy blisko. Od razu przywitała nas moja siostra, z którą do tej pory nie rozmawiałam i zabrała mi mojego towarzysza. Byłam na nią zła, bo zawsze robi mi pod górkę, więc mój plan zrelaksowania przerodził się w strzelanie z łuku do celu.
Moje skupienie, gdy tylko starałam się dobrze wyrównać strzałę było do nie opisania. Byłam jakby w transie. Moim celem był sam środek tarczy, którą namalowałam swojego własnego wyrobu farbami. W głowie błądziły mi myśli o tym jak bardzo jestem wściekła, policzyłam do trzech i gotowe. Strzała wylądowała w samym środku. Uradowana podskoczyłam ze szczęścia.
Postrzelałam jeszcze kilka razy i na tym zakończył się mój "trening", dzień także się kończył, ponieważ było coraz ciemniej, więc trzeba było wracać.
_____
Jest i 6 rozdział! Z maratonem narazie nie dam rady, potrzebowałabym trochę więcej czasu, ale w któryś weekend to ogarnę.
Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał i będziecie czekać na więcej.
Buziak!
CZYTASZ
I see you..
Science FictionJest to opowieść o dziewczynie na'vi o imieniu Raisa. Jej siostrą bliźniaczką jest nijaka Neytiri. Życie 18 letniej bohaterki obróciło się o 180 stopni po tym jak jej siostra przeprowadziła do wioski obcego. Jake Sully był jej problemem i zarazem ty...