rozdział 7

76 10 1
                                    

Nadszedł ten dzień. Dzień w którym Jake wraz z innymi swieżakami oswoją swojego ikrana. Bardzo chciałam przy tym być, ale już wystarczająco usłyszałam od Jake'a, który dosłownie miał drgawki na samą myśl o tym. Powodem było też to, że musiałam zostać i pouczyć dzieci w osadzie, ponieważ mnie o to poproszono. Niestety wymiganie się z nauki młodych na'vi było dosłownie niemożliwe.

Na początku postanowiłam nauczyć ich strzelania z łuku, można powiedzieć, że to było u mnie na samym początku jeśli chodzi o edukację. Większość dzieci szybko przyswoiła sobie te umiejętności, jednak nie każdy potrafił to opanować, co w tym przypadku także się zdażyło. Po kryjomu uczyłam też angielskiego. Według mnie ten język jest bardzo przydatny, dużo nam ułatwi jeśli postanowimy "spotkać się" z ludźmi z nieba.

Młode na'vi były dla mnie czymś w rodzaju inspiracji, to jak szybko zaczynają się uczyć, aż przypomina mi się moje dzieciństwo, które takie kolorowe nie było. Ciągła presja rodziców, bo przecież mam kiedyś zostać głową naszego klanu, do tego wyjść za Tsuteya. Absurd.

- co robisz? - odezwał się wcześniej wspomniany Tsutey. Naprawdę ma wyczucie czasu.

- Nie strasz mnie!- syknęłam w jego stronę u uderzyłam go w ramię.- Już jesteście? Tak szybko?

- Jak szybko? Przecież już się ściemnia.- zaśmiał się na widok mojej miny.

- Gdzie Jake?- zapytalam rozglądając się czy nie ma go w pobliżu.

- No właśnie Jake.. - podrapał się po karku i spojrzał na mnie przygnębiony. Najgorsze myśli już błąkały się po mojej głowie.

- Mów do cholery Tsutey!

- Prawdopodobnie jego ciało leży gdzieś na środku Pandory.- wzruszył ramionami a ja miałam wrażenie jakby moja szczeka leżała na ziemi.- Nie no żartuje, poleciał gdzieś z Neytiri.

- To już chyba wolałabym żeby leżał martwy.- mruknełam cicho pod nosem.

- Coś mówiłaś?

- Nie nic, po prostu to, że jesteś idiotą.- burknęłam.

Bez żadnego więcej słowa odeszłam. Zdecydowanie mówienie mi o spotkaniu Jake'a z Neytiri było bardzo lekkomyslne. Poszłam szybko po swój łuk i pobiegłam w stronę swojego miejsca ćwiczeń. Były 3 narysowane tarcze, każda została trafiona przeze mnie w sam środek kilkukrotnie. W moim jakże trudnym i męczącym treningu przeszkodzily oklaski tuż za mną. Natychmiast się odwróciłam i skierowalam strzałę na tą osobę. Oczywiście od razu za przestałam, gdy okazało się, że był to Jake.

- Zwariowałeś?! Przecież mogłam ci coś zrobić! - uderzyłam go w ramię.

- Wyluzuj, nie musisz mnie bić- złapał się za miejsce, w które go uderzyłam i zaczął je masować, jakby naprawdę go zabolało. Przewróciłam oczami.

- Jesteś jak dziecko. Głupie dziecko- warknęłam w jego stronę i odwróciłam się z zamiarem odejścia.

Oczywiście natychmiast usłyszałam jak na'vi biegnie za mną. Szedł gwizdajac i co chwile uśmiechając się w moja stronę. Kilkukrotnie walnęłam go drewnianą częścią łuku, bo działał mi niesamowicie na nerwy. Zdecydowanie, gdy nie było go w moim życiu było spokojniej. Nie miałam innych zmartwień niż pomaganie rodzicom i przygotowywanie się psychicznie to poslubienia Tsuteya, który nawet mnie nie kochał. Każdy wiedział, że zależało mu tylko na mojej siostrze, której mimo wszystko już z nami nie ma.

- Jeszcze długo będziesz mi zabierał cenny czas?- uniosłam brew i na niego spojrzałam.

- Zdecydowanie tak, to moja ulubiona czynność.- moje usta zacisnęły się w wąską linie, a nos lekko się zmarszczyl.- Wiesz, że możemy już razem polatać? To nie jest takie straszne, gdy sam masz kontrolę nad ikranem.

- No co ty nie powiesz.- zaśmiałam się. - Niestety nie polatamy sobie dzisiaj.

- Dlaczego? - zatrzymał się i spojrzał na mnie nie rozumiejąc.

- Idziemy do drzewa dusz. Chce się wyciszyć, a to miejsce mi pomaga. - wzruszyłam ramionami i w podskokach ruszyłam w wyznaczone miejsce.

- Nie widziałem go jeszcze z bliska, jedyne jego nasiona.- dorównał mi kroku i szliśmy obok siebie.

Uśmiechnęłam się. Złapałam go za rękę i ruszyłam pędem do drzewa. Zdecydowanie Jake musi przećwiczyć jeszcze zwinnosc, bo co chwile się o coś potykał. Już po chwili byliśmy na miejscu, a nasze oczy spoczely na wielkim drzewie, które niesamowicie jasno świeciło. Od razu weszłam wgłąb i rozsiadłam się ze skrzyzowanymi nogami, to samo uczynił niezdarny na'vi.

Zamknęłam oczy i dotknęłam dłońmi podłoża. Spokój, jaki otaczał się wokół tego miejsca był czymś wspaniałym, Eywa była wspaniała. Otworzyłam oczy i spojrzałam na Jake'a, który także wzrok miał utkwiony we mnie. Złapał za jeden z moich warkoczykow i zawinął go za moje ucho. Uśmiechnęłam się na ten gest. Wtuliłam swój polki w jego ciepłą dłoń.

- Jesteś wyjątkowa, nie spodziewałem się, że poznam kogoś takiego- odwzajemnił uśmiech i zaczął się do mnie zbliżać.

- Jake my nie możemy, to nie odpowiednie.. - nie dał mi skończyć i wcial mi się w słowo.

- Przestań, nikt się nie dowie.- położył wskazujący palec na moje wargi.- Oboje tego chcemy.

Miał rację, chciałam tego, nawet bardzo tego chciałam. Niestety nie było to w porządku jeśli chodzi o Tsuteya. W końcu miałam się z nim związać. Z drugiej strony, prawdopodobieństwo, że ktokolwiek się dowie jest bardzo małe.

Pokusa wygrywa, tym razem też wygrała, ale towarzyszyło jej uczucie, którego nie dało się złamać za żadne skarby, przynajmniej wtedy tak myślałam.

No i stało się, tamtej nocy polaczylismy się, a było to najwspanialsze uczucie w moim życiu.

***

Naprawdę was przepraszam za tak długie oczekiwanie na rozdział. Nie powiem, bo wstyd mi go tak późno publikować, tym bardziej, że rozdział sam w sobie nie powala.
No ale w końcu udało mi się znaleźć czas i mam nadzieję, że wam się spodoba.

Buziaki!

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: May 31, 2023 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

I see you.. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz