I. Młodzieniec o rumaku białym jak śnieg

144 28 2
                                    


—  Szybciej smarkaczu, nie mamy całego dnia! Zajmij pozycję z tyłu i nie ruszaj się! Hej! Nie słyszysz co powiedziałem?! - Starszy żołnierz wykrzykiwał raz po raz pogróżki w stronę małego chłopca, na oko mającego dwanaście lat, który mocno starał się zapanować nad swoim koniem, lecz tamten, jak gdyby na przekór, co chwila zmieniał swoje miejsce i prychał nerwowo pod nosem.

—  Zostaw dzieciaka, musimy zająć się wojną, nadszedł czas, by ją zakończyć. Armia wroga wyłoni się za chwilę zza linii horyzontu - odezwał się łagodny, młodzieńczy głos. Doświadczony wojownik z oburzeniem odwrócił się w stronę, z której dobiegały tamte słowa, chcąc rozprawić się ze śmiałkiem, który odważył się mu coś wytknąć, lecz nie ujrzał nikogo, oprócz przecinającego mu drogę cienia zwierzęcia wraz z osobą na grzbiecie. Znaczyło to, że ów energiczny chłopak jest już daleko na przedzie formacji bojowej. Starszy żołnierz pokręcił z dezaprobatą głową, po czym swoim spojrzeniem znów omiótł dwunastolatka siłującego się z rumakiem. Westchnął ciężko, ubolewając w głębi duszy, że tacy młodzi jeźdźcy w większości są spisani na stracenie. Odkrzyknął mu jedynie - Masz być w gotowości żołnierzu! - po czym odjechał w swoim kierunku.

Czarnowłosy chłopiec westchnął ciężko, próbując cały czas utrzymać konia na wodzy. Nie radził sobie walce źle jak na swój wiek, o nie, jedynymi aspektami, które w nadchodzącej długimi krokami wojnie były dla niego sporą trudnością, to zbyt duża zbroja, którą miał na sobie bez przerwy, od samego rana, taka sama sytuacja z mieczem, który przeważał go na różne strony ze względu na swój niebotycznie wielki rozmiar, a najgorszy był tutaj we wszystkim koń. Dwunastolatek miał wrażenie, że dali mu najgorszą sztukę, jaka kiedykolwiek chodziła po ziemi. Nawet teraz miał problem, by stanąć w bezruchu.

Lecz proszę nie rozumieć go źle. Czarnowłosy z własnej woli zadecydował o swoim pobycie w armii królewskiej Xian Le. Nie miał już nikogo. Cała jego rodzina odeszła w młodym wieku chłopaka, a on sam nie miał się gdzie podziać, ani dla kogo żyć. Postanowił, że wstąpi do armii i będzie walczył dzielnie, aż do utraty krwi, by bronić królestwa, w którym inni posiadają osoby, które kochają. Przyrzekł sobie, że czując zaszczyt odda życie za króla i jego rodzinę.

¶¶¶


Zaczęło się. Obce wojska zaatakowały ich szyk. Wróg wlał się w sam środek, szarżując prosto na przeciwników, nie mając absolutnie za grosz litości. Krzyki mężczyzn konających jeden po drugim zagłuszały myśli każdego z żołnierzy. Nikt już nie wiedział, kto ma przewagę, liczyło się tylko brnięcie odważnie na przód i przebijanie mieczem kolejnych przeszkód na drodze.

W tym samym czasie czarnowłosy chłopiec myślał, że to jego koniec. Odważnie odpychał mieczem kolejne uderzenia, a drugą ręką mocno trzymał za wodze, próbując zdziałać cuda z ciężkim do utrzymania stworzeniem, lecz z każdą chwilą odczuwał większe zmęczenie. Kiedy udało mu się jednak zadać cios przeciwnikowi, jego rumak wydał z siebie nieprzyjemny dźwięk, jak gdyby coś go przestraszyło, wierzgnął niespokojnie, zmuszając małego rycerza do mocnego przylgnięcia do szyi konia, a następnie stanął dęba, o mało co nie zrzucając chłopca ze swojego grzbietu, ponieważ poleciał przerażony do tyłu, a przed bolesnym upadkiem ochronił go jedynie czyiś mocny chwyt.
Młodzieniec, który go złapał, jedno ramię oplatał wokół jego talii, a drugą ręką uspokajał czarnego rumaka, zmuszając go do zejścia na ziemię. Dwunastolatek odwrócił się, by spojrzeć na swojego wybawcę i ujrzał młodego, sadząc po sylwetce około piętnastoletniego, chłopaka, jadącego z opanowaniem na białym jak śnieg koniu.

—  Nic ci nie jest? - zapytał czystym, aksamitnym głosem. Jego twarz całkowicie schowana była za hełmem, lecz młody rycerz przez szpary mógł dostrzec wyraźne zmartwienie w jego spojrzeniu. W tym właśnie momencie, widząc jego brązowe oczy, szokująca myśl napłynęła do głowy czarnowłosego i bezwiednie wypowiedział:

— Wasza Wysokość?

Momentalnie młodzieniec zamarł w bezruchu i jedynie dźwięki mieczy przebijały się przez tą napiętą atmosferę. W jednej chwili, jednak, piętnastolatek gwałtownie odjechał, zostawiając wstrząśniętego chłopca samemu sobie.

Już do końca bitwy nie miał żadnych większych problemów. Szarżował ostro na wroga, jakby dostając nowej energii, a jego rumak słuchał się i pilnował, co było ogromnym zaskoczeniem dla niego samego. Ich królestwo jednak nie wygrało. Po ciężkiej walce wycofali się, lecz spowodowane szkody po drugiej stronie nie były niezauważalne, a wręcz dosyć poważne.

Pomimo licznych pochwał od innych rycerzy w stronę czarnowłosego nastolatka, nie potrafił się na nich skupić, a jedynie szukał w nich młodzieńca na białym rumaku, który jak gdyby rozpłynął się w powietrzu.

Kwiat splamiony krwią | Hualian Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz