VI. Moje serce nie należy do nikogo

86 20 10
                                    


Tydzień zleciał Xie Lianowi zbyt szybko. Nie był gotowy na to, co miało wydarzyć się za kilka godzin, a tym bardziej na planowanie swojego życia wraz z małżonką u boku, której nie darzył uczuciem. Uważał, że to niesprawiedliwe, pozbawione jakichkolwiek reguł i wartości. Niestety, nie miał on wiele do powiedzenia w tym temacie. Prędko zostałby uciszony.

Zastanawiał się często czy jest to konieczne, czy naprawdę dobro materialne i wzajemny sojusz królestw są warte tego, aby skazać dwie istoty na życie ze sobą z przymusu. Nie wiedział, lecz nie śmiał podnosić głosu na króla i kłócić się o swoje racje. Po części wyjaśnienia ojca były logiczne, a on doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Miał własne przekonania, lecz w świetle politycznym obawiał się, że zostanie odebrany jako egoista.
Jego myśli sprawiały, że bolała go głowa. Miał dość. Pragnął zapomnieć, że rozmowa z ojcem w ogóle się wydarzyła, lecz, pomimo wszystko, musiał stawić czoła nadchodzącemu wydarzeniu.

¶¶¶


— Dobrze, Xianle. To był interesujący pojedynek, jestem godny podziwu.

— To ja jestem zaszczycony, dziękuję mistrzu. – Książę wypowiedział te słowa z wyraźnym trudem, próbując złapać oddech.

Jego lekcja sztuk walki odbywała się tuż przed spotkaniem z niewiastami. Była jedyną odskocznią, dzięki której Xie Lian mógł wyłączyć swe myślenie i odciąć się od sytuacji, która goniła go wielkimi krokami.

Brązowowłosy już zabierał się do kolejnej potyczki na miecze ze swym nauczycielem, lecz momentalnie stanął w bezruchu, nasłuchując zbliżających się głosów, dochodzących z korytarza. Brzmiało to tak, jakby dwie osoby prowadziły między sobą niezwykle emocjonująca, jak i głośną kłótnię, nawzajem się przekrzykując. W ostateczności, drzwi, które oddzielały walczących od korytarzy zamkowych, otwarły się z głośnym hukiem, ukazując w nich Feng Xina i Mu Qinga, wiernych poddanych Księcia Koronnego.

— Wasza Wysokość!

— Twój ojciec, Wasza Królewska Mość...

— Kazał przekazać, że...

— Za godzinę masz zjawić się...

— W komnacie balowej!

Obaj poddani przekrzykiwali się wzajemnie, przez co Xie Lian naprawdę musiał się powstrzymywać, żeby nie parsknąć śmiechem, kiedy jeden dokańczał myśl tego drugiego. Kiwnął do nich głową wyrażając wdzięczność, ale i nie kryjąc delikatnego uśmiechu, który wpłynął na jego usta.

— Dziękuję, zjawię się – odparł, po czym, wsadzając miecz do pochwy, pożegnał się ze swoim mistrzem, aby następnie opuścić pomieszczenie i zniknąć za masywnymi drzwiami wraz z dwójką przyjaciół.


¶¶¶


— No więc, jakie są twoje pasje?

— Pasje?

— A plany na przyszłość? Czy zastanawiałaś się w jaki sposób będziesz pomagać ludziom?

— Zostanę twoją żoną, będziemy gromadzić majątek i...

— Następną kandydatkę proszę. – Słowa dziewczyny zostały przerwane przez głos króla, który przysłuchiwał się tej rozmowie stojąc przy drzwiach.

Xie Lian dyskretnie odetchnął z ulgą, ponieważ konwersacja ta szła niezwykle mozolnie.
Księżniczka nie wykazywała żadnego charakteru, a pomimo tego, że brązowowłosy starał się ciepłym głosem sprowadzać dialog na każdy możliwy temat, nie było zadowalającego skutku. Był on już zwyczajnie wyczerpany, przez dwie godziny bez przerwy oglądając coraz to inne kobiety, im dalej, tym bardziej bez wyrazu. W głównej mierze interesowało go wnętrze człowieka, nie wygląd, który mógł być złudny.

Kwiat splamiony krwią | Hualian Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz