V. Osiem lat spokoju i dostatku

85 22 10
                                    


Minęło osiem lat. Tyle czasu potrzebowało królestwo Xian Le, aby na powrót stać się beztroskie i nie obawiające się ataku od strony wroga. Plotka o śmierci władcy Yong'an rozeszła się w zastraszającym tempie. Nawet nie wiadomo było, kiedy tak naprawdę się zaczęła. Przekazywane były różne wersje, nawet te całkowicie absurdalne, w które człowiek o zdrowych zmysłach nie uwierzyłby na pewno. Jednak każdy wiedział jedno. Ich odwieczny rywal nie żyje.

Oczywiście, małe, nieznaczące bitwy nadal się zdarzały, lecz zawsze armia Xian Le wychodziła zwycięsko. Jak gdyby odzyskiwali swą dawną siłę i potęgę, od niedawna prowadzeni przez odważnego, młodego generała, odzianego w krwistą czerwień, który na swym czarnym rumaku zapadał na długo w pamięć każdemu widzącemu go na polu bitwy. W tym wszystkim jednak zauważalny był brak pewnego rycerza. Białego jeźdźca, który przez osiem lat ani razu nie ukazał się ponownie w królewskiej stolicy.

¶¶¶


— Pragnę się widzieć z generałem Hua Chengiem. Przekaż mu, by zjawił się w sali tronowej.

— Tak jest, Wasza Królewska Wysokość! - wyprostowany niczym struna posłaniec gwałtownie pokłonił się, niemalże dotykając ziemi, po czym odszedł szybkim krokiem, znikając za drewnianymi drzwiami.

Starszy mężczyzna, spoczywający na tronie znajdującym się w samym środku, podniósł dumnie głowę, a na jego usta wpłynął wesoły uśmieszek. Wykluczonym było, aby to wezwanie skończyło się czymś nieprzyjemnym. Wręcz przeciwnie. Cały zamek wiedział, że król nadzwyczaj ceni sobie tego młodego dowódcę. Mianował go bowiem już w wieku dwudziestu lat ze względu na niesamowite osiągnięcia.

Wszystkiemu jednak, znajdując się z boku, przysłuchiwał się uważnie książę. Nie uśmiechało mu się siedzieć na tronie, jednak starał się być posłuszny i choć raz zastosować się do prośby ojca. Kiedy usłyszał, kto ma zawitać do sali tronowej ogarnęło go poczucie żalu i spuścił głowę. W takich momentach przypominał sobie swój udział w armii królewskiej, a smutek, ale także i złość na samego siebie, dopadały go i wierciły dziurę w jego sercu.

Po dłuższej chwili drzwi wydały głośny dźwięk nienaoliwionych zawiasów, a struga światła wpłynęła na chwilę do pomieszczenia, po czym zamknęły się z hukiem, wpuszczając do środka wyczekiwaną osobistość.

— Wzywałeś, Wasza Wysokość. - Przyjemny głos wybrzmiał w całej sali, a sam mężczyzna pokłonił się przed tronem.

Xie Lian wpatrywał się w niego dyskretnie zza zasłony swych długich kasztanowych włosów. Generał miał w sobie coś, co sprawiało, że zainteresował go. Był dla niego pełen podziwu, że w młodym wieku osiągnął tak ogromny sukces, a nawet sam król wezwał go do siebie osobiście.

Chwilę później szatyn powstał ze swojego tronu, chcąc okazać szacunek nowo przybyłemu i odsunął się lekko w bok, umożliwiając tym samym swobodną rozmowę dwójce mężczyzn.

— Chłopcze, ostatnia bitwa z królestwem Banyue. Niezwykle schlebia mi, jak to rozegrałeś. Jestem godny podziwu dla twych umiejętności.

— To nic takiego, Wasza Królewska Mość. Zaszczytem jest walczyć dla ciebie – rycerz początkowo odezwał się lekko zuchwałym tonem, który mógłby zostać odebrany jako przechwała swymi zasługami oraz lekceważeniem przeciwnika, lecz władca jedynie podniósł kącik ust i kontynuował.


Książę przysłuchiwał się tej rozmowie z ciekawością, lecz przez większość czasu towarzyszyło mu uczucie ciągłego rzucania spojrzeń w jego stronę. Jednak, kiedy się rozglądał, nie widział nikogo, kto wpatrywałby się w niego. Postanowił więc przestać o tym myśleć i zrzucić problem na niewyspanie, wracając myślami z powrotem do rozmowy rozgrywającej się tuż przed nim.

Kwiat splamiony krwią | Hualian Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz