Po pamiętnej walce z Królestwem Yong’an minął rok. Od tamtego czasu tajemniczy młodzieniec ze śnieżnobiałym rumakiem, który pojawił się znikąd w wirze trwającej walki, zasłynął wśród ludu i wojsk za swą waleczność i odwagę, zawsze pojawiając się w potrzebie na pierwszym froncie w asyście generała i uczestnicząc we wszystkich bitwach toczonych z wrogiem. Wieść o jego dokonaniach rozeszła się w zastraszającym tempie, a on sam okrzyknięty został „Białym jeźdźcem”. Nawet sam król pragnął osobiście pochwalić dzielnego młodzieńca, lecz niestety, po każdej stoczonej bitwie ślad o nim ginął. Nikt go nie widział, ani nikt o nim nie słyszał.
¶¶¶
Wasza Wysokość, nie sądzę, aby był to dobry pomysł. Już zyskałeś ogromną popularność. Jeżeli weźmiesz udział w tej wojnie, zdemaskują cię!
— Feng Xin – odezwał się łagodny głos, lecz w spojrzeniu rzuconym mu przez księcia czaiła się determinacja i upór. – Moi ludzie potrzebują pomocy, a ja jestem w stanie im jej udzielić. Nie zdemaskują mnie, będę ostrożny. Moja twarz jest zakryta przez hełm.
Sługa królewski westchnął z rezygnacją, wiedząc, że nic nie jest w stanie zmienić zdania tego upartego szesnastoletniego młodzieńca. Jego miłość do ludu i własne ambicje zdecydowanie były zbyt wysokie. Nawet Mu Qing słuchając rozmowy, oparty o framugę drzwi, zmarszczył zmartwiony brwi, w głębi duszy zgadzając się z obawami niższego statusem chłopaka, lecz nie odezwał się ani słowem.
Brązowowłosy odziany w białe szaty królewskie zawiesił na chwilę wzrok na swoich bliskich przyjaciołach, po czym powoli odwrócił się i skierował w stronę wyjścia.
— Wasza Wysokość, poczekaj! – Zawołał za nim podwładny o opalonej karnacji i wysoko upiętych, brunatnych włosach – Ja...My nie pozwolimy byś mierzył się z tym sam. Pamiętaj, że będziemy przy twoim boku.
— Feng Xin, Mu Quing, wiele dla mnie robicie. Dziękuję wam. – Na usta księcia wpłynął delikatny uśmiech. Kiwnął lekko głową, po czym wyszedł z komnaty kierując się w stronę stajni, z chęcią przygotowania swojego śnieżnobiałego rumaka do kolejnej nadchodzącej wojny, która zaprzątała cały jego umysł.
¶¶¶
Bitwa już dawno się rozpoczęła. Książę Xie Lian przemierzał na koniu rozległy teren, zabijając przeciwnika. Miał jednak przeczucie, że coś zdecydowanie nie jest tak, jak być powinno. Rozglądał się na boki, wszędzie wypatrując wrogiego króla odzianego w biel, przed którym tak licznie go ostrzegano. Jeszcze nigdy nie miał okazji ujrzeć go na własne oczy, a tym bardziej stanąć do walki. Jego tajemnicza aura sprawiała, że długowłosy młodzieniec, chcąc nie chcąc, musiał zainteresować się jego postacią.
W końcu jego rozbiegane oczy spoczęły na jednym punkcie. Nie był to co prawda władca Yong’an, lecz osoba ta i tak pochłonęła ciekawość księcia.
Ów młodzieńcem był żołnierz, nie mający więcej niż trzynaście lat, odziany w przydużą zbroję i podartą pelerynę o kolorze krwistej czerwieni. Nie nosił on na sobie hełmu, więc jego blada twarz wraz z kruczoczarnymi włosami i zaciętym wyrazem twarzy były doskonale widoczne. Cały jego wizerunek idealnie dopełniał ciemny jak smoła rumak. Jedynie na jego prawym oku widniała przepaska zrobiona z grubego materiału. Sprawiło to, że Xie Lian lekko spochmurniał, myśląc o tym, że blizny wojenne zostają na całe życie. Ten chłopak był młody, a już musi nosić brzemię, takie jak to, do końca.
Nie zastanawiając się długo, brązowowłosy znalazł się prosto przy rycerzu, pomagając mu uporać się z zagrożeniem ze strony przeciwnika. Po tym czynie spotkał się ze zdezorientowanym spojrzeniem, które szybko przybrało mieszankę szoku.
— Dobrze walczysz. Jak ci na imię?
Minęła dłuższa chwila nim młodzieniec odpowiedział. Jego wyraz twarzy był niepewny, jak gdyby sam zastanawiał się nad zadanym pytaniem.
— Hong... - wydukał w końcu z trudem. Xie Lian postanowił nie wgłębiać się w jego dziwne zachowanie. Zamiast tego kiwnął lekko głową na znak zrozumienia.
— Jestem pod wrażeniem twoich umiejętności, Hong-er, lecz miecz, którym władasz jest dla ciebie zbyt duży. Zdecydowanie więcej byłbyś w stanie osiągnąć używając lepiej dopasowanej broni.
— Tak jest! - wykrzyknął, jakby miał za zadanie wypełnić ważny rozkaz, a Książę Koronny zaśmiał się delikatnie pod nosem.
Przez dłuższą chwilę odpierali ataki ramię w ramię. Chłopiec co chwila kierował swoje spojrzenie na starszego od siebie, rozpraszając tym brązowowłosego, który już miał zapytać go, czy coś się stało, lecz w tej samej chwili na przedzie rozbrzmiał dźwięk trąby. Xie Lian przekierował całą swą uwagę na głośny sygnał, po czym szybko kiwnął głową do swojego młodego towarzysza i odjechał przed siebie.
Chwilę później zjawił się już w towarzystwie generałów, którzy ze skupieniem wpatrywali się w białą postać majaczącą na horyzoncie.
— Czy to król Yong'an?
— Owszem, Biel bez twarzy w swojej całej mrożącej krew w żyłach postaci. Jeszcze nigdy nie odparliśmy ataku nie doświadczając ogromnych strat. Ten przeciwnik jest zbyt potężny.
Dłonie księcia zacisnęły się mocno na wodzach, a on sam wstrzymał powietrze, po czym wypuścił je ze świstem.
Postać odziana w białe szaty nie spieszyła się i powoli przesuwała do przodu, sprawiając wrażenie, jakby wojna rozgrywająca się dookoła nie miała dla niego żadnego znaczenia.
Brązowowłosy, nie umiejąc wysiedzieć w miejscu i ignorując słowa dowódców, by każdy pozostał na swojej pozycji, wyłonił się przed szereg, galopując z wyciągniętym mieczem wprost na nadjeżdżającego mężczyznę w masce. Po dłuższej chwili, docierając na miejsce, zamachnął się mieczem, lecz w połowie drogi poczuł, jak jego ręka odchyla się momentalnie do tyłu, a chwyt na mieczu luzuje. W ostatniej chwili mocno ją zacisnął i podniósł zszokowane spojrzenie na władcę o niewiadomym wyrazie twarzy, który dzierżył broń w swojej prawej dłoni. Jego postawa wydawała się zupełnie nieruszona. Można było nawet rzec, że pod przebraniem kryje się kpiący uśmieszek, który oznaczał, że mężczyzna jedynie czekał na taką sytuację.
— Witaj, Wasza Wysokość.
Jednym słowem sprawił, że całe ciało szesnastolatka zamarło w absolutnym bezruchu, a jego oczy rozszerzyły panicznie. Nie miał prawa stwierdzić, że jest księciem, nie miał prawa nawet wypowiedzieć czegoś takiego. On nie mógł tego wiedzieć!
Chłopak niespodziewanie rzucił się na przeciwnika, atakując go na nowo, lecz sytuacja z wcześniej powtarzała się w kółko i w kółko. Prowadzili ze sobą grę na miecze. Jak gdyby przesuwali się powoli w tańcu, lecz każdy próbował nadepnąć drugiemu na palce. Jedyna trudność była w tym, że jedna strona wyraźnie się bawiła, dając do zrozumienia, że gdyby chciała, to ta walka zakończyłaby się w mgnieniu oka.
— W co ty ze mną pogrywasz? - wykrzyczał Xie Lian, który z każdą sekundą był coraz bardziej przerażony.
— Jesteśmy do siebie niezwykle podobni, tylko jeszcze tego nie zauważasz. Wszystko w swoim czasie, musisz być cierpliwy.
Słowa te rozbrzmiewały w umyśle młodzieńca przez dłuższą chwilę, wyprowadzając go z równowagi, a pchnięcie jego miecza okazało się niecelne. Usłyszał, że jego rywal śmieje się, a następnie poczuł tępy ból w swoim prawym boku. Widok wyciąganego, zakrwawionego miecza towarzyszył mu wraz z obrazem swojej armii, która, nie czekając dłużej, rzuciła się z krzykiem na żołnierzy przeciwnika.
CZYTASZ
Kwiat splamiony krwią | Hualian
FanfictionDwa skłócone od wieków królestwa nawet nie myślą, by zakończyć swój konflikt. Jedyny potomek rodziny królewskiej Xian Le, łamiąc rozkaz rodziców, pragnie zmienić bieg wydarzeń, angażując się w wojnę z władcą, który nigdy nikomu nie ukazał swej twa...