IV. Poczucie winy, niczym miecz tkwiący w sercu

106 23 7
                                    


Książę nie powiedział nikomu, co działo się u niego przez ostatnie miesiące. Nie chciał zamartwiać bliskich mu osób, szczególnie ojca i matki, a przez podjętą przez niego emocjonalną decyzję tym bardziej milczał, wiedząc, że każdy o zdrowych zmysłach zabroniłby mu tego działania. Lecz on był zawzięty jak nikt. Krew wrzała mu w żyłach, kiedy tylko myślał o bezczelności swojego rywala, a chęci pokonania go były niesamowicie silne.

W końcu nadszedł oczekiwany przez młodzieńca, umówiony dzień bitwy. Jego rana w prawym boku prawie całkowicie zagoiła się, lecz w czasie gwałtownego ruchu ból był mocny, a czasem nawet ciężki do wytrzymania. Nie zniechęciło to jednak Xie Liana, który, nie podobny do siebie, nakładał zbroję, upewniając się, że nikogo nie ma w pobliżu. Resztki wątpliwości przebijały się od czasu do czasu przez jego myśli, sprawiając, że jego ruchy nie były płynne, a pełne zawahania, lecz nie trwało to długo. Zapewne także przez to, że długowłosy nie miał już nawet możliwości, aby się wycofać.
Jednak największe wyrzuty sumienia miał w momencie, w którym musiał zaangażować w walkę część swojej armii, która przygotowywała się do tego starcia od wielu dni, zostając wcześniej poinformowaną, że będą działać pod rozkaz króla, co było oczywistą nieprawdą.

¶¶¶


Książę, pod osłoną nocy i przebrania, galopował rytmicznie, wraz z kilkunastoma zaufanymi ludźmi, na wschód od swego królestwa, w umówione miejsce tego mrocznego spotkania. Do prawego boku przypięty miał swój długi miecz, Fangxin, który dodawał mu otuchy w tych niebezpiecznych okolicznościach. Nawet jego wierny rumak, Ruoye, parsknął cicho, próbując dodać mu otuchy.

Był on, wśród wszystkich rycerzy tam zgromadzonych, słynnym „Białym jeźdźcem”, który pojawił się, by również wypełnić „rozkaz króla”, lecz sam powoli zaczynał czuć się jak oszust i kłamca. Próbując zrobić dobrą minę do złej gry, wiedząc, że niemożliwym jest wycofać się z zaistniałej sytuacji, podniósł dumnie głowę, a sam posłał sobie nieszczery uśmiech, desperacko chcąc zagłuszyć swe sumienie.

— Przed nami znajduje się niewielki oddział! – krzyk jednego z żołnierzy rozbrzmiał w powietrzu, lecz pozostali zdążyli już dostrzec zbliżających się do nich jeźdźców.

Walka się rozpoczęła. Jedni ruszyli na drugich, tnąc bez litości swoją wszelkiego rodzaju bronią i odpierając agresywne ataki. Jedynie Xie Lian przełknął głośno ślinę, kiedy ujrzał, że na jego drodze Biel bez twarzy stąpa na koniu niezwykle powoli i prowokacyjnie, czekając, aż nastolatek straci panowanie nad emocjami i rzuci się na niego z głośnym krzykiem.

Im dłużej zwlekał, tym bardziej jego gniew w nim buzował i zrobił rzecz zupełnie przewidywalną, której groźny władca spodziewał się od samego początku. Natarł na niego.

— Wasza Wysokość, skąd ten pośpiech?
– Książę usłyszał jego pogardliwy ton i jedynie wzmocnił swoje ataki, tnąc i godząc bez opamiętania, ani razu nie trafiając ostrzem w postać starszego mężczyzny.

— Też taki byłem, zagubiony, nie wiedzący czego chcę, ale teraz masz mnie, Xianle. Razem możemy budować potęgę, obalić wszystkie królestwa! Naprawdę planujesz jedynie zmarnować energię na godzenie we mnie mieczem? Żałosne, jak taki mały człowiek jak ty myśli, że da radę sam wszystko osiągnąć. Sam mnie pokonać. Egoistyczne!

— Zamknij się! – wykrzyknął młodszy, lecz siła jego miecza zmalała. Cały czas teraz w jego głowie rozbrzmiewało jedno słowo wypowiedziane przez władcę Yong’an na końcu zdania. Egoista. Czy on naprawdę był egoistą? Okłamał swoją armię i przyjaciół, naraził ich dla swoich zawyżonych ambicji i gniewu, a teraz giną dla niego, nie mając pojęcia, że było to zupełnie zbyteczne. Prawda ukuła go w serce, cały czas wcześniej nieświadomego swego czynu. Fala zimna zalała jego organizm, a on sam zawahał się ze swoim uderzeniem.

Kwiat splamiony krwią | Hualian Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz