Nigdy wcześniej się nie zastanawiałam, ile wersji mnie żyje w umysłach innych ludzi. Dla nauczycieli byłam tą poprawną uczennicą, z której inni powinni brać przykład. Starsza Pani, której przytrzymałam drzwi w aptece zeszłej soboty, uważała mnie za sympatyczną i kulturalną. Klienci, których obsługiwałam, sądzili, że posiadam niezwykły entuzjazm jak na zwykłe parzenie kawy. Melanie i Chloe myślały o mnie, jak o wiecznie zajętej przyjaciółce, a mój kuzyn przy każdej okazji powtarzał, że nie można mi niczego zarzucić. Ciotka Brigitte zapewne była przekonana o moim lenistwie i złym wychowaniu, za to jej koleżanki zawsze były mną zachwycone.
Mimo tak różnych opinii i spostrzeżeń na mój temat, małe znaczenie one miały. W końcu liczyło się to, jak my odbieramy samych siebie. Ważna była ta wersja mnie, którą sama uznawałam za prawdziwą.
Jakie wrażenie wywarłam więc na Felixie LeBlanc? Sądził, że jestem niezdarna i nieostrożna? A może chamska, bo odeszłam bez słowa? I najważniejsze, dlaczego nagle miało to jakiekolwiek znaczenie?
Siedziałam na miękkim, świeżo zaścielonym łóżku w swoim niewielkim pokoju. Byłam sama w mieszkaniu, więc wokół panowała cisza. Liam był na imprezie u znajomych, Florian nocował u kolegi, a ciotkę Brigitte gdzieś wywiało. Nawet nie chciałam wiedzieć, gdzie jest. Im mniej była obecna w moim życiu, tym lepiej i spokojniej mi się żyło.
Wpatrywałam się we włączony ekran telefonu, jakby ten miał zaraz przemówić do mnie ludzkim głosem. Zdecydowałam się na napisanie do Felixa o zwrot jego prezentu, ale nawet nie wiedziałam jak zacząć. Cała sytuacja wydawała mi się niezręczna, chociaż ja na jego miejscu postarałabym się zrobić to samo. Zdeterminowana chwyciłam urządzenie do ręki i wystukałam wiadomość na klawiaturze.
Charlotte Legrand: Hej, z tej strony Charlotte Legrand. Wpadłeś ostatnio na mnie. Dziękuję za prezent, ale nie przyjmę go. Kiedy i gdzie mogę Ci go oddać?
SMS zwrotny przyszedł po kilku minutach mojego wpatrywania się w przestrzeń.
Felix LeBlanc: Hej. Prezentów się nie oddaje, a mi byłoby naprawdę głupio, gdybym Ci nie wynagrodził zniszczeń, które spowodowałem. Przepraszam za tą sytuację i wybacz mi, że nie mówię tego wszystkie twarzą w twarz. Tamtego dnia byłem bardzo rozkojarzony i cię nie zauważyłem.
Na wzmiankę o zniszczeniach przez myśl przeleciał mi widok zniszczonego szkicownika i mój płacz w poduszkę. Wydawało mi się, że już się z tym pogodziłam, o ile można było się pogodzić z upadającymi, mało realnymi marzeniami.
Charlotte Legrand: Nie chcę być przekupiona drogim prezentem, nie chcę jałmużny.
Felix LeBlanc: Odkupiłem ci zniszczone rzeczy z własnej woli. Nie chcę ich z powrotem, już wyrzuciłem paragony, żebyś nie mogła ich zwrócić ;) Mam za to propozycję. Co powiesz na kawę i spacer?
Zmarszczyłam brwi, opuszczając nieco ramiona. On chciał się ze mną spotkać? Zanim zdążyłam się zastanowić, wysłałam wiadomość zwrotną.
Charlotte Legrand: Randka?
Felix LeBlanc: Jeśli chcesz o tak nazwać, to nie mam nic przeciwko ;) Będę czekać o 15 w parku obok szkoły.
Spłonęłam soczystym rumieńcem. Co mnie podkusiło, żeby to napisać? Boże, byłam taka głupia!
Charlotte Legrand: Nie to miałam na myśli! Nie chciałam, żeby tak to zabrzmiało!
Felix LeBlanc: Ale ja chciałem. Randka z tak piękną dziewczyną to czysta przyjemność.
Nie odpisałam mu na ostatnią wiadomość. Za bardzo się wstydziłam i nie wiedziałam też zbytnio co. Kolejny raz tego wieczoru westchnęłam ciężko. Miałam tylko nadzieję, że ciotka Brigitte nie dowie się o moim jutrzejszym wyjściu. Była surowa i już w chwili, gdy się tu pojawiłam, dostałam kategoryczny zakaz widywania się z chłopakami. Miałam zaledwie trzynaście lat i w tamtym momencie było mi to obojętne.
CZYTASZ
Dwa Kierunki Szczęścia I TOM [Zakończone]
RomansPierwszy tom dylogii "Kierunek". Charlotte Legrand jest chodzącym ideałem. Ma wzorowe oceny, nie imprezuje, jest przewodniczącą szkoły, pracuje dorywczo popołudniami i zajmuje się domem. Dla jej ciotki Brigitte to jednak o wiele za mało. Kobieta by...