21. Ropucha

741 29 4
                                    

Ostatnie dwa miesiące jakoś zaginęły w mojej pamięci. Po rodzinnym objedzie u LeBlanc Felix chciał trochę odpocząć od ludzi i nie wychodził z domu. Pojawiał się tylko w szkole i robił dobrą minę do złej gry. Nie chciałam naciskać, więc często kontaktowałam się z Sylvie. Dziewczyna powtarzała, że ma sytuację pod kontrolą. Tęskniłam za częstymi rozmowami z Felixem, ale wiedziałam, że chłopak odezwie się, gdy będzie na to gotowy.

W końcu on też czekał, aż będę gotowa.

W międzyczasie nadszedł termin matur i zakończenie roku szkolnego. Byłam z siebie cholernie dumna. Ukończyłam liceum z wyróżnieniem. Wygłosiłam na koniec przemówienie i wraz z gronem pedagogicznym wybraliśmy nowego przewodniczącego. Z ogromnym zachwytem oddałam tą funkcję Felicity. Obie uroniłyśmy łzę.

Westchnęłam z nostalgią na to wspomnienie. Mimo wszystko cieszyłam się, że ten etap życia miałam już za sobą i w spokoju czekałam na wyniki rekrutacji na studia.

Żartowałam, gryzłam paznokcie z nerwów. Starałam się robić absolutnie wszystko, żeby tylko nie myśleć. Od rozpoczęcia wakacji jeszcze nie miałam chwili lenistwa. Sprzątałam, uczyłam się dodatkowo języka angielskiego, żeby dobrze się porozumiewać za granicą, szyłam i projektowałam. Zaczęłam nawet codziennie rano biegać i brałam dodatkowe zmiany w pracy, żeby dorobić do utrzymania. Oczywiście szerokim łukiem omijałam Gilberta, a on zdawał się robić to samo.

Zatrzymałam się pod budynkiem i sięgnęłam do nerki. Wyciągnęłam klucze, otworzyłam drzwi i wdrapałam się po schodach. Ciężko łapiąc oddech wpadłam do mieszkania.

- Idź się umyć i przebrać, bo śmierdzisz – od progu usłyszałam złośliwy komentarz Brigitte. Kobieta siedziała przy stole i stukała coś na klawiaturze służbowego laptopa. – Nie zachlap płytek.

- Wow, śmierdzę. Ciekawe czemu – mruknęłam kpiąco, kierując się do łazienki. – To nie tak, że przez ostatnią godzinę biegałam i się spociłam.

Ostatnio Brigitte działała na mnie jak płachta na byka. Czepiała się dosłownie o wszystko, a jej ulubionym tematem do docinek stały się moje studia i fakt, że nie otrzymałam jeszcze odpowiedzi z żadnej z uczelni. Złożyłam papiery do ESMOD w Paryżu, Instytutu Mody i Technologii w Nowym Jorku i Parsons też w Nowym Jorku, ale z ich strony panowała cisza. Do podań dołączyłam nawet pisemną opinię na mój temat od Pani Marant.

- Nie dyskutuj – warknęła na mnie ciotka.

Prychnęłam pod nosem i poczłapałam pod prysznic. Szybko się odświeżyłam, zrobiłam w kuchni owsiankę pod krytycznym spojrzeniem Brigitte i udałam się na strych.

Moja sypialnia nie przypominała wcale tego samego pomieszczenia, co w ciągu roku szkolnego. Pod ściana leżała rozpięte duża walizka, na łóżku walały się moje wszystkie ubrania, a na komodzie i na manekinie znajdowały się materiały i niedokończone projekty. Zupełnie tak, jakby przeszedł tędy huragan.

Odłożyłam owsiankę na wolny skrawek biurka i zajęłam miejsce na krześle. Odgarnęłam wilgotne po myciu włosy, otwierając laptopa. Weszłam na maila, tak jak robiłam to codziennie. Powoli jednak traciłam nadzieję, że dostanę tą upragnioną wiadomość. Przeglądałam skrzynkę mailowa, aż w oczy rzuciło mi się coś pogrubioną czcionką i gwiazdką.

Z przyjemnością informujemy, że została Pani przyjęta do Instytutu Mody i Technologii w stanie Nowy Jork w Stanach Zjednoczonych. Prosimy o dostarczenie wszystkich dokumentów i stawienie się...

Zaczerpnęłam łapczywie powietrza, przez sekundę widząc mroczki przed oczami. Przeczytałam całego maila i minęło kilka minut, nim dotarło do mnie, co się dzieje. Dostałam się do uczelni w Ameryce! Zapiszczałam ucieszona, wstając i skacząc w miejscu.

Dwa Kierunki Szczęścia I TOM [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz