Rozdział III

317 6 2
                                    

Otaczało mnie błogie ciepło. Leżałam pod grubym kocem, okryta po samą brodę i pomału odzyskiwałam świadomość. Wkrótce moich uszu dobiegł przyjemny trzask palącego się drzewa i poczułam wydobywającą się z kominka upajającą, leśną woń. Doszły do tego znajome mi już zapachy: starych mebli, lekko zakurzonych dywanów, ciężkich zasłon, woskowanego parkietu... Oraz... cytrusów... i... Zapach Vladimira. Otworzyłam oczy. Długi płaszcz Vladimira już mnie nie okrywał, został zastąpiony przez gruby pled. Leżałam na kanapie w małym salonie, naprzeciw kominka. A po drugiej stronie, w fotelu siedział... mój wampir, pogrążony w lekturze jakiejś dużej księgi.

(Moja głowa... Mam wrażenie, jakby przecięto mi czaszkę na pół... I wciąż jestem zlodowaciała. Było mi tak dobrze w tej kurtce... Vladimir... przyszedł po mnie... Cholera, chyba zauważył, że się obudziłam. Nic nie pomógł koc przykrywający mnie po sam czubek nosa!)

Vladimir: Obudziłaś się? To dobrze, za godzinę wstaje słońce, nie chciałbym zniknąć stąd bez upewnienia się, że nie rozbiłaś sobie czaszki. Jak się czujesz?

Eloise: Byłoby lepiej, gdyby w mojej głowie wszystko nie wibrowało, niczym w pudle rezonansowym, ale nie martw się, przeżyję. Jestem silniejsza, niż Ci się wydaje... Nawet jeśli muszę przyznać, że wciąż uważam, że jest tu dość chłodno.

Vladimir: No cóż, rzeczywiście muszę przyznać, że jesteś bardziej wyrozumiała, niż myślałem. A co do zimna, nie jestem najlepszą osobą, żeby się wypowiadać w tej sprawie, ale biorąc pod uwagę palący się w kominku ogień,  uważam, że to dziwne, że wciąż jest Ci tak zimno. Co do reszty, szybko wyzdrowiejesz, Twoje razy są powierzchowne.

(Ach, skoro o tym mowa...)

Eloise: Posłuchaj... Od czasu mojego wypadku wielokrotnie zastanawiałam się, jak to możliwe, że moje rany tak szybko się wtedy zagoiły. Czy to Twoja sprawka? Czy też...

Vladimir: Po części tak, z powodu przemiany. Ale jako Kielich zyskałaś również kilka specjalnych "mocy". Bardzo szybkie zabliźnianie się ran jest jedną z nich. Również wtedy, gdy piję Twoją krew.

(Skoro o krwi mowa, kompletnie zapomniałam o moim ramieniu!)

Uniosłam skrawek koca, żeby obejrzeć ramię, które zostało mimo wszystko dość okrutnie potraktowane. Nawet jeśli na mojej sukience pozostały plamy z krwi, z ulgą stwierdziłam, że moje przedramię zostało całkowicie zabandażowane. Ból, choć wziąć obecny, był znacznie lżejszy, niż w momencie mojej ślepej ucieczki przez las.

Vladimir: Czy to swojemu ramieniu przyglądasz się z taką podejrzliwością? Tym również nie powinnaś się martwić. Mocno krwawiło, gdyż piłem bezpośrednio z Twoich żył, ale rany są powierzchowne. Na wszelki wypadek mocno ścisnąłem bandażem i zdezynfekowałem je. Normalnie nie ma żadnego ryzyka, ale zważywszy na to, że postanowiłaś turlać się po ziemi w lesie...

(To on mnie opatrzył? No proszę... No i... hmm... podejrzewam, że będziemy musieli poruszyć również kwestię... mojej reakcji...)

Eloise: Vladimir... Czy chcesz, abyśmy porozmawiali... No wiesz... o tym, co się wydarzyło?

Vladimir: Doceniam Twoją bezpośredniość, ale wydaje mi się, że nie mamy teraz na to czasu. Nie mam zielonego pojęcia, co mogło Ci przyjść do głowy, ale wolę poruszyć ten temat na spokojnie.

Eloise: Och... Dobrze. Ja... też wolę z tym poczekać.

(W każdym razie zyskuję na czasie, nie będę się z tego powodu skarżyć. Jest jednak inna kwestia, którą chciałabym poruszyć...)

Eloise: Czy mogę spytać... co zrobiłeś z Ivanem?

Vladimir: Zamknąłem go w jego pokoju i zatrzymałem klucz, dopóki się nie uspokoi. Teraz widzę, że to było najlepsze, co mogłem zrobić, biorąc pod uwagę stan, w jakim się znajdowałaś, gdy Cię tutaj przyniosłem. Domyślam się, że w chwili obecnej nie czuje się za dobrze...

Vladimir - ścieżkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz