15

433 13 8
                                    

IZABELLA

Otworzyłam oczy. Przez chwilę wpatrywałam się w soczystą zieleń ogrodu za przeszkloną ścianą mojej sypialni w podmoskiewskiej willi. Jesień zbliżała się nieubłaganie, a tutaj zieleń była soczysta jak wiosną w Polsce. Krajobraz w sumie był podobny, chociaż miałam wrażenie, że o ile w moim rodzinnym kraju królowała betonoza, o tyle w Rosji było więcej natury. Szczególnie dużo było drzew liściastych, powiedziałabym nawet, że okolice Moskwy i w sumie sama Moskwa, to jedno wielkie "brzozowisko". A przynajmniej to zaobserwowałam z okien odrzutowca i później samochodu. Brzozy, brzozy i jeszcze raz brzozy. I potężne, widoczne z kilkunastu kilometrów pomniki oraz budynki z czasów ZSRR. Stoją tam, obfajdane przez ptaki, dając przybyłym złudzenie, że Rosja wciąż jest krajem, przed którym wszyscy biją pokłony. A dla mnie jest po prostu dziką, obcą i dumną krainą, chociaż nie taką straszną, jak pozna się ją bliżej. Przynajmniej, jeżeli chodzi o urodę tego kraju... A czy o ludzi?

No właśnie, tak dużo wydarzyło się wczoraj.
Czy to był może tylko sen?

Uniosłam dłoń na wysokość oczu. A jednak, pierścionek zaręczynowy błyszczał wdzięcznie na moim palcu, a obok, w łóżku, spał mój przyszły mąż, Ivan. Jeden z najbardziej okrutnych i niebezpiecznych ludzi na tym świecie, a ja zgodziłam się za niego wyjść. Dla mnie był cudownym ojcem i dobrym facetem, któremu od dawna na mnie zależało. Nie opuścił mnie w najgorszych momentach. Dlatego się zgodzilam. Zależało mu tak bardzo, że zawdzięczam mu nawet życie. I chyba w głębi duszy ja kocham go bardziej, niż mi się wydaje. Jeszcze rok temu, nie przeszłoby mi przez myśl, że wyląduję w Rosji jako jego żona. Narazie jeszcze przyszła, ale z uporem Ivana, pewnie już niedługo.
Spojrzałam na niego.
Pochrapywał uroczo, a jego pokryty tatuażami tors falował w równym rytmie, zachęcając, żeby się w niego wtulić. Ciało mojego przyszłego męża było wyrzeźbione tak idealnie, że modele bvlgari wydawali się przy nim przedszkolakami. Położyłam na nim głowę, a Ivan objął mnie ramieniem. Było mi dobrze i czułam się bezpiecznie. Lubiłam ciepło jego ciała i woń skóry, uspokajały mnie i podniecały jednocześnie. To chyba te diabelskie feromony, o których piszą w internecie...

- Nie śpisz? - zapytałam, ale odpowiedziała mi cisza.

Wodziłam palcami po jego tatuażach i próbowałam zrozumieć te wszystkie napisy, ale dla mnie, były to jedynie domki, których nie mogłam rozszyfrować. Kreska, daszek, brzuszek, kreska- niczym chińskie znaczki. Zdanie z jego torsu będzie pierwszym, które nauczę się czytać.

Adriano Alberto jeszcze nie wstał, inaczej już by tutaj był. Pozwoliłam więc też pospać Ivanowi, a sama zebrałam się z łóżka po cichu. Byłam ogromnie głodna. Z tej okazji przypomniałam sobie anegdotkę, o tym co podać facetowi na śniadanie po wspólnej, upojnej nocy. Kanapki- gdy było zadowalająco, jajecznicę- gdy było naprawdę dobrze i naleśniki- gdy ruchanie było epickie. Dziś będą naleśniki...
Naciągnęłam legginsy i czarny t-shirt, związałam na czubku głowy kucyk, który rozlał się w wodospad loków i uśmiechnęłam się do siebie w lustrze, bo wyglądałam naprawdę zajebiście.

Gorąca ze mnie mamuśka!

Była siódma rano, a cały dom pogrążony jeszcze we śnie. Przygotowałam wszystko, rozgrzewałam patelnię i zaczęłam robić ciasto:
Dwa jajka ubić z solą , półtorej szklanki mleka, tyle samo wody, dwie szklanki przesianej przez sitko mąki. Mikser pracował na pełnych obrotach, a ja nuciłam jedną z moich ulubionych włoskich piosenek, której nauczyłam się od Rosy.

Chciałabym ją odwiedzić, powinnam do niej zadzwonić, przecież to matka chrzestna mojego syna, a tak dawno nie rozmawiałyśmy...

Odwróciłam się, żeby wyłączyć mikser i krzyknęłam, niemal dotykając ręką rozgrzanej patelni. Po drugiej stronie wyspy, stał ubrany w dres i obwieszony złotymi łańcuchami chłopak, z którym walczyłam wczoraj w płonącej chałupie. Będąc w szoku chwyciłam to, co miałam pod ręką jak miecz.

Ivan / w trakcie korekty/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz